środa, 4 lipca 2012

Def Leppard - Hysteria (1987) - recenzja


New Wave of British Heavy Metal to ponoć rodowód tej grupy i nie będę się spierał. Pierwsze trzy płyty tej grupy a zwłaszcza "Pyromania" to dzisiaj już pomniki tamtego owocnego nurtu.Pamiętam doskonale moment gdy pierwszy raz pojawiła się ona na rynku. O dziwo nawet w naszym kraju grane to było już w roku wydania co nie zawsze było normą.Tylko z uwagi na to, że grupa znana była już dość dobrze w światku rocka i to nawet w Polsce nikt słysząc płytę pierwszy raz nie pomylił ich z Amerykanami.Dzisiaj z perspektywy czasu śmiało mogę twierdzić, że to najlepszy album jaki ta grupa nagrała.Mieli sporo czasu na przygotowanie repertuaru bo jak wiadomo przytrafiła im się przymusowa pauza trzech lat od wydania "Pyromani" spowodowana między innymi "problemami zdrowotnymi perkusisty", który utracił narzędzie pracy w postaci swojej jednej ręki.Jak się okazało to przykre zdarzenie dodało dodatkowego smaczku grupie, bo jako pionierzy występowali i nagrywali płytę z niepełnosprawnym pałkarzem, który w zmyślny sposób dostosował swoją perkusję dla własnych potrzeb.Słuchacz niewiedzący o tym fakcie na płycie nie dosłyszy różnicy w grze Ricka Alena porównując go z okresu sprzed kalectwa.Gdzieś doczytałem, ze podobno perkusję dogrywano ponownie niwelując niedostatki,  ale czy to prawda nie wiem. Ja wierzę, że Andy po prostu sprostał. Nigdy nie należałem do zdeklarowanych fanów tej grupy. Mam obiekcje prawie do każdej płyty. W każdej znajduję momenty dobre i ciekawe ale także sporo przeciętniactwa. Wyjątek stanowi tylko ten album. Być może powodem tego jest bardzo duże zróżnicowanie kompozycji ich rytmu a całość pomimo tej różnorodności jakoś potrafi stanowić całość.Co mnie urzekło w tym albumie. Przede wszystkim wielka dbałość o melodie. Tak melodie to broń największa tej produkcji. Kolejne spostrzeżenie to brzmienie.Zdecydowanie bardziej hard rockowe niż metalowe.Całość jednak w odbiorze nie brzmi ani typowo metalowo ani tak do końca hard rockowo.Gitary są wyraźne ale stanowią bardziej tło dla perkusji i melodii.Zlewają się ze sobą tworząc ścianę dźwięku. Melodyjną i bardzo ważną ale jednak trudno słuchając tej płyty określić ją jako zdominowaną przez gitary a przecież taki powinien być metal czy hard rock.Trudno też po wysłuchaniu całości od razu wyłuskać jakąś genialną solówkę.Owszem gitary nie stronią tu od wstawek solowych ale takich rasowych popisów tu nie usłyszymy. Wszystko bowiem podporządkowane jest całości. Aranżacje utworów przypominają układankę puzzli gdzie nie ma mowy o dominacji któregoś. Całość ma tworzyć piękny obrazek.Jednym słowem instrumenty tu wyważono by stanowiły całość.Jeżeli coś się wybija ponad to to tylko perkusja. Gitary tu robią po prostu swoje i nic poza tym. Największą cechą tych kompozycji są harmonie wokalne, które w połączeniu z melodią sprawiają, że ta płyta to jeden wielki przebój. Większość tych najlepszych piosenek śmiało zakwalifikować powinno się do muzyki pop. Myślę, że część z nich spokojnie grana mogła być swego czasu w blokach programowych z muzyką pop rockową.Nie jest to oczywiście wadą tych piosenek.Zresztą tamten okres to był prawie kulminacyjny dla popularności takiej muzyki.Muzyki  podawanej w taki trochę przylukrowany sposób.Podobnie słodko zdążyły już wcześniej zagrać wielkie gwiazdy hard rocka jak Rainbow czy Van Halen. 


Na "Hysterii" znajdziemy dwanaście kompozycji zagranych na równym bardzo wysokim poziomie a każda z nich posiada wspólną cechę - doskonałą melodię.Największymi przebojami z niej stały się za sprawą odpowiedniego lansowania choć i bez tego zasługiwałyby na to "Animal", "Love Bittes" oraz tytułowa "Hysteria". Spokojnie dołączyć do tej trójki mogła by kompozycja "Gods of War". Cała reszta również nosi w pewnym sensie cechy przebojowości ale przy wymienionej trójce potrafi sprawić wrażenie przynajmniej przy pierwszym odbiorze dość przeciętnych.Czyżbym przed chwilą walnął jakąś głupotkę ? Ktoś zapewne od razu może mi zarzuci, że "Rocket" i "Woman" to wielkie przeboje a ja je tak pomijam. Otóż nie. Nie ujmuję im ani trochę jednak to dwie kompozycje typu "smaczek nie dla każdego". Zyskują dopiero po pewnym czasie gdy się do nich przyzwyczaimy. Ich rytm jak na hard rocka jest trochę połamany,aranż przesłodzony a i melodia nie tak oczywista.Jednak to właśnie te dwie piosenki otwierające album ukazują nowy obraz Def Leppard po trzyletniej przerwie i są doskonałym przygotowaniem nas na dwie największe gwiazdy z tego albumu czyli "Animal" oraz "Love Bittes".Ciekawie brzmi także "Armageddon it", dość mocno inspirowany chyba Bolanem z T-Rex. Przebojowość i łatwość odbioru tej muzyki sprawiło, że grupa pozyskała nowych słuchaczy absolutnie nie związanych z metalem. Do tego idealnie muzycznie wtopili się w to co było wtedy modne.Pewien element ciekawości jednorękiego perkusisty również podziałał. Zresztą samo wydanie płyty było przygotowywane starannie i przez kilka miesięcy poprzedzające come back zasypywano informacjami prasę o postępach nauki gry Andego na nowym zestawie dla jednorękiego.Świat znał grupę z dobrej strony wiec i chłopacy posiadali spory kredyt zaufania.Po ukazaniu się albumu wpierw pojawiła się fala krytyki co do nowego popowego stylu grupy ale w krótkim czasie notowania listy przebojów i zwolennicy muzyki pop rockowej zagłuszyli ortodoksów.



Dzisiaj po latach album "Hysteria" Def Leppard wymienia sę w jednym zdaniu obok "New Jersey" Bon Joviego, "1987" Whitesnake. Kolejne płyty Def Leppard pomimo zbliżonej przebojowości nigdy już nie powtórzyły sukcesu."Hysteria" jest na pewno jednym z najciekawszych płyt powstałych w ósmej dekadzie i pewnym stopniu definiuje ona pewien modny okres melodyjnego soft metal rocka. Głównie rodem z USA ale jak widać niekoniecznie tam nagrywanym. Przyrównywanie tej płyty do Europe z czym się spotkałem jest nieporozumieniem bo to dwa bardzo odmienne albumy choć oba zawierają dobre melodie i są przebojowe.

track lista

Side A

01. Women (lansowany jako pierwszy w USA z tej płyty - obecny na listach przebojów)
02. Rocket (Ostatni lansowany z tej płyty singiel - obecny na listach przebojów)
03. Animal (lansowany jako drugi singiel - obecny na listach przebojów)
04. Love Bites (numer jeden wielu list przebojów)
05. Pour Some Sugar on Me (również lansowany z dobrym skutkiem)
06. Armageddon It (także bywalec list przebojów)

side B

07. Gods of War ( kapitalny choć mniej doceniany)
08. Don't Shoot Shotgun (skoro Rocet jest świetny to i ten numer musi taki być)
09. Run Riot ( mogło by dla mnie go nie być)
10. Hysteria (mój ulubiony utwór z tej płyty - także singiel, także listy przebojów)
11. Excitable (taki trochę w stylu grupy Kiss)
12. Love and Affection (kolejny mniej doceniany a bardzo piękny utwór)

Pisząc mniej doceniany na myśli mam listy przebojów. Fani tej płyty kochają te piosenki na równi z tymi największymi hitami.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Leif Garrett - Leif Garrett (1977) - recenzja


Kim jest u diabła a w zasadzie kim był Leif Garrett ? Postać w Polsce do bólu nie znana i to nawet w okresie wielkiej popularności tego wokalisty w Europie.By scharakteryzować sylwetkę tego artysty wystarczy napisać, że jego podobizna wisiała nad łóżkiem co drugiej brytyjskiej i niemieckiej nastolatki w latach 1977 - 78. Był to typowy idol nastolatek. Ładniutki chłopiec, niespełna szesnastoletni, pełen wigoru i obdarzony całkiem dobrym wokalem.Niby nic szczególnego bo historia muzyki zna wiele takich postaci i zapewne jego pięć minut sławy nie różni się w znacznym stopniu od innych mu podobnych gwiazd.Dla mnie jednak on to fragment wspomnień z dzieciństwa.Pierwszy raz i zresztą jedyny zobaczyłem go w polskiej telewizji w dniu dziecka. Stacja wyemitowała program w którym dzieci z różnych części Europy śpiewały po jednej piosence.Byli i Włosi reprezentowane przez dziecięcy chór Piccolo Coro dell' Antoniano. Byli Hiszpanie i zaśpiewano po hiszpańsku wersję piosenki o Pszczółce Maji. Byli też Anglicy i to właśnie oni wystawili swoje cudowne dziecko Leifa Garretta.Owszem on raczej był już młodzieńcem a nie "kajtkiem" i trochę odbiegał od konwencji typowo dziecięcej ale był i to dzięki temu programowi obejrzałem popisy młodego Garretta śmigającego na skateboardzie i śpiewającego Johnny B. Good. Dlaczego on okazał się ważną postacią w moim świecie muzycznym ? Po raz pierwszy pokochałem muzykę rock n rollową a standard Johnny B. Good stał się dla mnie idealnym utworem tego nurtu. Zwłaszcza jego wersja mnie urzekła. Owszem później trafiłem na dzieła Chucka Berrego, Cohrana, Vincenta, Haleya, Hollego ale to właśnie Leif Garrett dał mi impuls dzięki któremu klasyka rock n rolla stała się mi wyjątkowo bliska i trwa to do dzisiaj.Johnny B. Good coverowany był przez tysiące wykonawców. Nagrano setki wykonań. Sam słyszałem ich chyba kilkadziesiąt. Jednak wersja Garretta moim zdaniem jest najlepsza.Dla porównania dodam,że wersja z fimu "Powrót do przyszłości" zaśpiewana przez Marty McFly (czyli Michaela j. Foxa) plansuje się u mnie na drugim miejscu. Na trzecim dopiero znajduje się wersja oryginalna zagrana przez Berrego.

Jaka jest ta płyta, którą tu próbuję wam omówić ? Zawiera ona praktycznie tylko standardy z okresu ery rock n rolla, poszerzona o kilka niewiele późniejszych przebojów. Płytę otwiera "The Wanderer", standard rozpropagowany w latach 60tych przez Diona w latach 70tych śpiewany "przez wszystkich". Między innymi przez Gary Glittera, Status Quo. Wersja Garretta wiernie trzyma się oryginału pod względem aranżacyjnym i jest świetną alternatywą dla wersji Diona. Kolejna piosenka to "California Girls" grupy The Beach Boys. Tutaj Leif śpiewa jeszcze swoim głosem sprzed mutacji i czuć, zę to była zapewne jego pierwsza przygoda ze studiem. Zresztą to jego pierwszy hit.Dalej mamy wyciskacz wzruszeń w postaci piosenki Paula Anki "Put your head on my Shoulder". Piękne wykonanie, zblizone maksymalnie do oryginału z tym, że lepiej wyprodukowane.Zresztą nie ma co się dziwić. Przecież poziom techniczny między rokiem 1977 a początkiem lat 60tych to przepaść.Stronę A kończy wspomniany wcześniej Johnny B. Good, który dla mnie jest petardą rock n rollową z okresu klasycznego podejścia do tego gatunku muzyki.

Niestety wersja z tego programu o którym napisałem jest poza zasięgiem You tube

Stronę B otwiera ponownie jak i A piosenka lansowana wcześniej przez Diona "Runaroun Sue" i spokojnie mógłbym napisać o tym wykonaniu to samo co wcześniej - miód dla tych co lubują się w początkach lat 60tych, zwłaszcza sceny amerykańskiej.Drugą piosenką jest akurat ciut mniej mnie przekonujący cover Nat king Cola "That's All" ale pod względem wykonania trudno coś zarzucić Leifowi. Na szczęście zaraz po nim mamy perełkę. Świetne wykonanie piosenki autorstwa Lennona i McCartneya "Bad to me", której to de facto oni sami nie nagrali na swojej płycie a zasiliła tylko ich katalog z kompozycjami. Wcześniej przed Garrettem to wylansowali Billy J. Kramer, którzy dostali od Beatlesów tą kompozycję w prezencie. Wersja Garretta ciut spokojniejsza od oryginału ale dla mnie jest wersją najładniejszą jaką słyszałem.Przedostatnia piosenka to "Special Kind Of Girl" której nie potrafię przykleić póki co do wcześniejszego jakiegoś wykonania ale nie martwi mnie to zbyt bardzo bo piosenka jest tu dla mnie takim trochę wypełniaczem. Spokojna do bólu.Typowa kompozycja adresowana do małoletnich panienek, chcących roztkliwiać się nad jego fotografiami wiszącymi jak już wspomniałem nad łóżeczkami owych słuchaczek.Całość kończy "Surfin USA" będące dziwnym tworem Beach Boysów i Berrego, któremu przyznano prawo do autorstwa muzyki dopiero w kilka lat po premierze wersji plażowych chłopców.

Całość płyty nie zaskakuje nowatorstwem nawet biorąc pod uwagę rok wydania. To po prostu doskonały zestaw standardów ery rock n rolla podanych w dobrze opracowanej szacie muzycznej. Do tego utrzymując całość w określonej konwencji dla tego stylu.Dzisiaj trąci to już troszkę myszką ale wtedy wiele grup opierało swoje kariery  na reprtuarze klasycznym zapożyczając od Chucka Berrego,Buddy Hollego i innych. Przykłady ? Mud, Showaddywaddy, Darts etc. Leif Garrett po swoim debiucie wydal jeszcze kolejne płyty ale tylko jeszcze kolejna odniosła sukces za sprawą mody na disco i przeboju "I Was Made For Dancin" kolejne wydawnictwa przeszły już bez echa po czym ten idol nastolatek widać wydoroślał a wraz z nim jego fanki i rozstał się ze spiewaniem. Podobno powrócił w latach dwutysięcznych ale z jakim skutkiem nie wiadomo. Na pewno nie znaczącym bo informacje o jego come backu znaleźć można tylko w internecie i to w chwili gdy się tego naprawdę zacznie szukać.



Ta płyta w mojej kolekcji to powrót sentymentalny do okresu w którym po raz pierwszy zachwyciłem się Johnny B. Good i pokochałem rock n rolla.Trudno jest mi ją oceniać w odniesieniu do wielkich dzieł. Jeszcze ciężej jest napisać, że to coś przeciętnego. Na pewno stworzone w sposób komercyjny i dla osiągniecia kasy a nie sztuki. Stąd wybór piosenek ogólnie znanych i przebojowych. Ta płyta nie lansuje muzyki, choć w moim przypadku tak było a raczej młodzieńczość Garretta jako główny produkt poddany sprzedaży. Oceniam ją na trzy gwiazdgi bo warto ją poznać choćby z uwagi na doskonałe wersje standardów muzyki rozrywkowej. Płyta wydana z wkładką zawierającą gotowe fotki Leifa do przywieszenia sobie na ścianę.

Moje Mistrzostwa Euro 2012 - I po Koko ...

 Gotowy do kibicowania - Wtedy jeszcze w tym finale wszystko było niewiadomą

Euro spoko i po koko można by powiedzieć krótko.Wszystko przemija,coś się zaczyna i kończy po to by znowu się zaczęło coś innego.Dla nas Polaków ten turniej nie zostanie zapamiętany jako sportowe wydarzenie a raczej jako zjawisko socjologiczno - polityczne.Nie wiem na ile to Euro jest faktycznie sukcesem naszego państwa na arenie międzynarodowej a na ile dobrze przeprowadzoną kampanią wizerunkową nastawioną głównie na odbiór naszego społeczeństwa. Tak jak robiła tendencyjny film BBC tak podobnie nasi mogli robić podobnie w drugą stronę karmiąc nas samymi wybranymi wypowiedziami o zabarwieniu euforii. Na pewno nie daliśmy jako naród plamy ale czy ten sukces aż na tyle zmieni oblicze naszej ziemi w oczach obcokrajowców tego już nie wiem.Boniek określił to wydarzenie jako największe od czasów zjazdu w Gnieźnie.Coś w tym prawdy jest.Przygotowania wszak były podobne w obu przypadkach. W obu udało się zrobić wrażenie i pokazać, że nasza kraina to obszar cywilizowany i równy innym ziemiom położonym bardziej na zachód.Na ile to zasługa samej imprezy a na ile nas, głodnych bycia głównym obiektem zainteresowań całej Europy to już sprawa drugorzędna ale bardzo istotna. Moim zdaniem to główny motor tego jacy byliśmy jako gospodarze.Nasze kompleksy narodowe i frustracje po raz pierwszy poddane zostały weryfikacji na taką skalę. Można jednak używać barw narodowych w sposób pozbawiony wartości martyrologicznych. Można dumnie wznosić do góry flagę bez upamiętniania naszych nieszczęść.W większości krajów święta narodowe kojarzą się ze zwycięstwami u nas z porażkami lub tragediami.

Wielki finał Euro 2012 - Stadion w Kijowie - 1 lipca 2012r - Hiszpania - Włochy

Smutno tak jakoś bo człowiek czuje pewien niedosyt, bo jeszcze by się pooglądało. Przyzwyczaiłem się już do codziennych meczów i rozrywki jaką fundowali mi piłkarze przez ten prawie miesiąc.Udało mi się obejrzeć wszystkie mecze turnieju. Sympatie po odpadnięciu naszej jedenastki zmieniały mi się kilkakrotnie. Kibicowałem wpierw naszym i Irlandczykom. Później zapałałem sympatią dla Niemców ale i Szwedzi w meczu z Anglią wyzwolili u mnie pokłady podziwu i to pomimo przegranej. Anglików równocześnie też wspierałem bo na co dzień oglądam ligę angielską i uważam, że dla piłki nożnej ten kraj czyni bardzo wiele i w końcu jakiś sukces by się im przydał. Dania pokazała również się w jednym meczu przepięknie i choć ich liga stoi trochę z boku i mało mnie interesuje to wietrzyłem w piłkarzach tego kraju małą sensację.Największe rozczarowanie to Holandia, która posiadając w swojej ekipie rewelacyjnych piłkarzy nie potrafiła zaistnieć a nawet choćby pokazać trochę swojej jakości jaką demonstrują ich zawodnicy w piłce klubowej.Portugalia także kosztem podziwu dla Hiszpanów osiągnęła moje uznanie. Był to jedyny team, który potrafił postawić się Hiszpanom.To jedyna drużyna której nowi mistrzowie Europy nie pokonali. Rzuty karne to przecież loteria. Włosi od początku grali fajnie a ich kulminacyjny okres to mecz z Niemcami, gdzie zagrali przepięknie. Fakt, ze drużyna naszych zachodnich sąsiadów bardziej w tym meczu przypominała naszych orłów przebranych w koszulki niemieckie ale wynik poszedł w świat.
Ukraina również miała swoje pięć minut pokazując, że ludzie ze starej gwardii potrafią jeszcze zaskoczyć.Niestety dalej ich losy były już mniej okazałe od strony sportowej.Francja jakoś mnie nigdy nie ekscytowała nawet za czasów Zidana. Grają solidnie bo mają w końcu sporo gwiazd ale wszystko u nich takie trochę nieposklejane.Chorwacja przyzwyczaiła już nas do tego, że potrafią grać ale nikt nigdy ich nie bierze poważnie jeśli chodzi o strefę medalową. Raz dzięki temu kiedyś udało im się wygrać.Obecnie to porządna drugoligowa reprezentacja Europy.

Wielcy piłkarze tego turnieju - Nie do końca przegrani pomimo porażki aż  4:0 z Hiszpanią

Co o naszej kadrze można napisać teraz po turnieju ? Najlepiej przyrównać ich do budowy naszego kraju, który przed Euro został rozkopany i nie dokończony.Nasza drużyna również.Postawiono nie na tych zawodników w środkowej strefie.Nie doprowadzono do zgrania ze sobą poszczególnych formacji.Prawdy zawartej w rankingu nie udało się oszukać.Jesteśmy w skali świata siedemdziesiątą potęgą i nic nie potrafimy zrobić by to zmienić.Zapewne nie zmieni się to  długo skoro świętujemy jako sukces remis z Rosją a wynik 1:1 z Grecją uważamy za korzystny.Chcąc uchodzić za dobrych zakładać należy dwa zwycięstwa na trzy mecze i to gdy za rywali się ma Hiszpanów, Niemców, Włochów.Trenera bym nie obwiniał bo miał ciżękie zadanie. Krytykuje się go że nie zabrał Piecha z Ruchu Chorzów na zawody. A co miał zabrać ? Piech to przeciętniak dobry na naszą bardzo słabą ligę i to też zapewne na jeden sezon.Jedyny zarzut to ten, że w to miejsce brał innych przeciętniaków jak choćby całkowicie bez formy Brożek.Nie mamy piłkarzy gotowych do prawdziwych pojedynków na szczycie.Mamy zaledwie kilku zawodników, którzy bez reszty nie stanowią o swojej wartości.Poczekamy do eliminacji mistrzostw świata, które dadzą nam odpowiedź na ile to poukładana drużyna. Póki co wygląda na to, ze to dopiero zalążek czegoś co może w przyszłości okazać się czymś z czego będziemy dumni także po turnieju a nie tylko jak od lat przed.

 Chileczkę... chwilunię.... jeszcze tylko pogrubię i będzie gotowe....


Hiszpania mistrzem Europy w 2008, mistrzem świata w 2010,mistrzem Europy w 2012,
                                                        A kto wie co będzie w 2014r ?

Hiszpanie po raz kolejny pokazali klasę.To naprawdę kosmos co oni robią. Zaczynam dostrzegać w krążących opiniach publicznych o znudzeniu ludzi tą drużyną. Pojawiają się złośliwości jak w przypadku CR7 którego nie lubi się z urzędu bo to niby laluś.Zawiść ludzka nie zna granic w stosunku do tego doskonałego piłkarza który wszystko osiąga swoją tytaniczną pracą. Podobnie jest z Hiszpanami.Nie lubi się tych co odnoszą sukcesy bo to zazwyczaj obnaża słabości nasze.Słusznie należy się tytuł tej drużynie. Najlepszy dowód na to, to skład ławki rezerwowej.W Hiszpanii tam zasiadają piłkarze którzy byliby wystawiani w pierwszym składzie każdej drużyny narodowej.Wynik 4:0 w finale pokazuje ewidentnie różnicę w klasie między Hiszpania a pozostałymi. To nie przypadek. Fakt,że Włosi grali dość otwarcie w piłkę i dali możliwość pograć Espanii ale nie zmienia to wrażenia ogólnego, że piłka Hiszpańska w dalszym ciągu jest na szczycie i dzieli przepaść jakościowa ich od reszty.Za dwa lata czeka kolejny sprawdzian, tym razem ogólnoświatowy. Ciekawe czy Hiszpanie powtórzą sukces i wygrają turniej. Póki co wszystko wskazuje, że tak.

 Pierwsze wspólne oficjalne pozowanie do zdjęć obecnych Mistrzów Europy

Ciekaw jestem teraz krajobrazu w Polsce po Euro.Chorągiewki z samochodów poznikały już w większości. Strefy kibica w miastach przestaną być ośrodkami rozrywki a staną się ponownie normalnymi fragmentami centrum. Roboty budowlane z pewnością zwolnią i nasze rozkopane miasto dalej będzie straszyć. Może coś dokończą ,coś odłoży się na dalszy bliżej nie określony okres aż zmarnieje. Wszelkie próby podtrzymania euforii i klimatu spontanicznej radości zostaną zduszone w zarodku a pomysły na coś fajnego sprowadzone do widzimisia panów decydentów, którzy najlepiej wiedzą co społeczeństwu do szczęścia potrzeba.Nie tak dawno zbulwersowała mnie sprawa reakcji władz na pomysł  organizacji w Poznaniu towarzyskiego meczu naszej reprezentacji z Irlandczykami.Uważam to za kapitalny pomysł by pod pretekstem tego ściągnąć ponownie do nas tysiące kibiców .Władze już nas ostudziły. Mecz towarzyski z Irlandią rozegrany będzie ale w Dublinie a my choćbyśmy chcieli nie mamy prawa zapraszać jako miasto reprezentacji Irlandii na mecz.Jeśli już to do Warszawy i na Narodowy i to też nie teraz bo nie ma sensu grać towarzysko z jedną drużyną dwa razy w krótkim odstępie czasu.Spontaniczność naszą o dupę roztrzaskać i tyle.Do tego ta nasza bezsilność na decyzje odgórne.


            Ile razy ci ludzie już się cieszyli z powodu wygranych trofeum a ile razy jeszcze będą ?

Nie zamierzam pastwić się nad PZPN ale jest to organizacja przeze mnie wręcz znienawidzona i życzę jej by w przyszłości potrafiła odmienić swój wizerunek tak jak to udało się innym osiągnąć. Niech za przykład posłużą dwie firmy :TPSA i Biedronka. Obie posiadały ewidentnie negatywny odbiór w społeczeństwie ale przez lata wprowadzając jakość odmieniły to.Życzę tego tej organizacji i to nawet jeśli dalej panować będzie Gregory Summer, oby jednak nie.

P.S. Szkoda,że nie udały mi sie fotki Ramosa gdy odstawiał popis toreadorski po wygranej i odebraniu pucharu. To było piękne co zrobił. Miał specjalną płachtę w barwach Hiszpani z napisem Italia i odstawił z nią przed swoimi kibicami taniec zupełnie taki jaki znay z występów na corridzie... Jedynie co uchwyciłem to samą końcówkę ale od czego jest You Tube