poniedziałek, 26 marca 2012

Suzi Quatro - Moja pierwsza muzyczna miłość




W bardzo dawnych zamierzchłych czasach.W  okolicach roku 1977 nastąpił dzień, w którym rozpoczęła się moja miłość do muzyki.Impulsem do tego był program w telewizji polskiej emitowany o godzinie 15 lub 15.30.Nie pamiętam jego tytułu w każdym bądź razie był to poniedziałek i do domu ze szkoły zasuwałem jak nigdy.Dzień wcześniej reklamowano ten króciutki blok muzyczny i wiedziałem, że w nim wystąpi śliczna dziewczyna grająca na gitarze basowej.Obecnie jak przez mgłę pamiętam ten jej występ ale chyba pochodził on z niemieckiego programu Musikladen. Suzi Quatro zaśpiewała wtedy "Devil Gata Drive" czyniąc z tej piosenki mój ulubiony przebój aż do wczesnych lat 80tych, gdy zastąpił ją hit Kim Wilde. Śmiało mogę powiedzieć, że Suzi Quatro to moja pierwsza miłość muzyczna i nawet teraz po tylu latach mam do tej artystki słabość.Pomimo sporej popularności tej artyski w tamtym okresie jako dziewięciolatek a nawet i dziesięcio i jedenastolatek miałem duże problemy z pozyskaniem jej piosenek.Po trzech latach fascynacji udało mi się pozyskać może z sześć jej piosenek. Każda z nich tylko utwierdzała mnie w coraz większym jej uwielbieniu.Przełom w dostępie nastąpił dopiero w roku 1980. W tym czasie w pewne sobotnie popołudnie oglądając jedyny normalny program w TV Studio 2 nagle zobaczyłem swoją idolkę udzielającą wywiadu i informującą, że właśnie za ścianą nagrywa dla Studia 2 swój program. Szok połączony z niedowierzaniem trwał około kilku tygodni i oto w pewne sobotnie popołudnie po raz pierwszy przez 30 minut dane mi było obcować z tym co w mojej wyobraźni urosło do miana muzycznej ekstazy.Suzi zaśpiewała (z playbacku - ale to wiem teraz) aż siedem piosenek.Uzbrojony w kaseciaka MK122 nagrałem całość. Wreszcie posiadałem jej kilka piosenek w dość dobrej jakości i co najważniejsze w całości.Tego samego roku przypadek sprawił,że będąc u znajomych moich rodziców dostrzegłem na półce kasetę Suzi Quatro "Rock Hard" będącą wtedy totalną nowością.Rodzice z uwagi na moje męczące prośby ulegli i w jakiś sposób załatwili mi ją od nich.W ten oto sposób byłem posiadaczem pierwszej kasety.Resztę z jej dyskografii poznałem dopiero w kolejnych latach.To były moje początki pasji do muzyki.Kolejnym zwrotem a raczej krokiem milowym wkierunku rozwoju pasji była dopiero śmierć Johna Lennona, ale o tym może napiszę kiedyś osobno.Wrócę na chwilę do jej występu wStudio 2.W początkach lat 80tych zdarzyło się czasami,że w programach typu "siedem anten" czy piosenkach na życzenie pojawiały się sporadycznie fragmenty tego występu. Wraz z pojawieniem się Szewczyka całkowicie telewizja odeszła od tych powtórek.Taśmy z nagranym występem  popadły w niełaskę. Podobny los spotkał programy Studia 2 z występami 10cc oraz Rubettes. Jedynie występ ABBY zachował się w dobrej jakości.Kilka lat temu udało mi się pozyskać zapis występu Suzi ze Studia 2 ale jakość jest fatalna z uwagi na bardzo kiepską kopię tego co się uchowało w archiwach TV.Część tego materiału obecnie nawet przeniknęło do You Tube.J ako ciekawostkę zamieszczam tutaj u siebie na blogu jedną piosenkę z tego występu.


Zdaję sobie sprawę, że dla większości Suzi Quatro to gwiazda glam rocka i kojarzona bywa ona zazwyczaj tylko z pięcioma, góra dziesięcioma piosenkami.Większość zadawala się jej płytami w stylu "the best of" i traktuje się tą artystkę jako pewnien drobny epizod z list przebojów. Nic bardziej mylnego.Suzi Quatro to piosenkarka, która swoją karierę prowadzi aż do dziasiaj. Wydaje cały czas płyty. Ma oczywiście okresy większych przerw, ale jest na rynku muzycznym od ponad czterdziestu lat.W tym wpisie chciałbym przyblizyć tą artystkę i pokrótce omówić jej dyskografię. Myślę, że warto poświęcić tą chwilkę i poczytać moje opinie o tym co zrobiła do tej pory i z jakim skutkiem.

Zaczynamy więc od jej debiutu solowego (pomijam okres gdy występowala jako nastolatka w żeńskiej grupie the Pleasure Seekers) czyli od płyty z roku 1973 zatytułowanej "Suzi Quatro". Na tej płycie mamy typowy glam rock i dwa jej wielkie przebje: "48Crash" oraz "Glicerine Queen". Ten drugi co prawda często pomijany na składankach jej hitów ale wierzcie mi, że to bardzo dobry hit. "48 Crash" pozwolił jej stać się popularną. Niebagatelną rolę odegrał tu producent Micky Most oraz spółka Chin/Chapman, która w owych czasach odpowiadała za co trzeci hit na listach przebojów (m.in. :Smokie, Sweet,  Ricky Wilde).Płyta oprócz tych hitów zawiera kilka coverów takich jak: "All Shook Up","Shakin' All Over","I Wanna Be Your Man".Z tej płyty w świadomości ludzi pozostały tylko te dwie najlepsze, a szkoda bo debiut Suzi to płyta bardzo rockowa a sama artystka jest w doskonałej formie.

   

Kolejna płyta to "Quatro" wydana w rok później czyli w 1974r.Płyta przynosi kolejne dwa hity: "The Wild One" oraz "Devil gata drive".Ponownie kilka coverów i jest stylistycznie cały czas osadzona w brzmieniu glam rockowym (cokolwiek to oznacza)


Rok 1975przynosi kolejną pozycję "Your Mamma Won't Like Me" i powiedzmy sobie szczerze, że na tej płycie nie ma ani jednego wielkiego hitu. Kompozycje są dobre ale brakuje tzw. konia napędowego, który by poprowadził ją do sukcesu komercyjnego.


W 1975r pojawia się pierwsza składanka na której znalazły się piosenki wcześniej wydane tylko na singlach. Dodam singlach bardzo przebojowych: Can the Can" oraz "Daytona Demon". Resztę stanowią opisane wczesniej przeboje oraz kompozycje które pominąłem w opisie takie jak "Rolling Stone", " To Big", "Michael" (z tej mało hiciarskiej z 1975r)


Rok 1976 przyniósł kolejny album "Aggro-Phobia".Czuć na tej płycie pewne przemęczenie formą wcześniejszą ale też pojawiają się pierwsze kawałki bardziej popowe, które zaczną niebawem dominować.Na tym krążku wyróżniają się "Don't Break My Heart" oraz "Tear Me Apart". Pozostałe kompozycje to w większości ponownie covery a całość osadzona w rockowej formie. Mamy tu więc ciekawą wersję "Heartbreak Hotel" oraz "Wake Up Little Susie". Reszta piosenek broni się bardziej z uwagi na wokal Suzi niż z powodów czysto muzycznych.


Rok 1978 i pierwsza w pełni przebojowa płyta "If you knew Suzi...". Na tej płycie Suzi poszybowała w kierunku muzycznym bardziej zarezerwowanym dla Smokie. Płyta jest bardzo równa i po prostu urzekająca melodiami. Mamy tu trzy wielkie konie napędowe: "Don't Change My Luck", "The Race Is On" oraz mega przebój "If You Can't Give Me Love". Mamy też tradycyjnie covery ale tym razem odeszła od klasyków rock n rolla. Pojawiło się więc "Breakdown", "Rock'n'Roll Hoochie Coo","Tired Of Waiting". Na szczególną uwagę zasługują także dwie kompozycje "Suicide" oraz "Non-citizen.W tym samym okresie też wraz z Chrissem Normanem ze Smokie zaśpiewała mega hit "Stumblin' In" .W Polsce jest to chyba najbardziej znany kawałek w którym śpiewa Suzi.


W 1979r Suzi w Polsce przestawała być mocno popularna a to właśnie w tym okresie wypuściła na światło dzienne swój chyba najlepszy album "Suzi ... And Other Four Letter Words". Mamy tu tylko piosenki z których każda śmiało mogła by wejść na jej płytę  typu The best of" : I've Never Been In Love - Mind Demons - She's In Love With You - Hollywood - Four Letter Words - Mama's Boy - Starlight Lady - You Are My Lover - Space Cadets - Love Hurts.Jeżeli komuś bym miał polecić jej płytę nieskładankową wybór padłby właśnie na tą jako pierwszą.


Rok 1980 to kolejna odsłona Suzi jeśli chodzi o zmianę stylu.W założeniach chciałabyć bardziej rockowa stąd też tytuł albumu "Rock Hard". Płyta mało doceniana.Wzasadzie tytułowa "Rock Hard" oraz cover "Glad all over" zaistnial w świadomosci z niej ale na tym krążku roi się od dobrego grania: "Love Is Ready" - świetny riff "Love Is Ready - State Of Mind - Woman Cry - Lipstick - Hard Headed - Ego In The Night - Lonely Is The Hardest - Lay Me Down - Wish Upon Me", - spokojnie mogły by być hitami na wcześniejszych jej płytach.Niestety świat i moda się zmieniały a szkoda bo to bardzo dobre kompozycje. Świat podążął już w kierunku new romantic- Suzi musiała więc odpaść.Niemniej jest to bardzo dobra i ciekawa płyta.Po fiasku komercyjnym Suzi jakby znikła na pewnien okres ze sceny muzycznej.


Pojawiła się w na chwilę w 1982 wydając płytę "Main Atraction". Przeszła przynajmniej u nas w kraju niezauważona. Sam będąc zainteresowanym dowiedziałem się o niej w kilka lat później a jej zawartość poznałem dopiero w dobie internetu. Jaka ona jest ? Osadzona brzmieniowo w latach 80tych. Być może to ogólnik ale dość wymowny.Mamy więc dbałość o melodię, o bardziej elektroniczny podkład. A suzi ? Zatraciła na niej swoje pazurki.Przestała śpiewem krzyczeć, zaczęła łagoniej dawać swój wokal.Większość to bardzo melodyjne piosenki i sporo w nich przebojowości.Niestety Suzi w tym okresie była symbolem starych brzmień i nie dano jej szansy na sukces. Szkoda, bo jak przyrównuję to co prezentuje na płycie z tym co oferowały inne przygaszone gwiazdy lat 70tych to naprawdę materiał na tej płycie jest ujmujaco miły dla ucha.Z pewnością zasługuje na uwagę.


Kolejna pozycja w dyskografii to rok 1991 "Oh Suzi Q." Przerwa podyktowana była macierzyństwem oraz chyba problemami rodzinnymi.W rok później spotkał ją rozwód z Lyn Tuckey'em, choć nie artystyczny.Co zawiera ta płyta ? Ponownie jest to Suzi Quatro w najlepszym wydaniu. Niestety ponownie nie jest to jej czas. Traktowana jako dinozaur może liczyć tylko na fanów. Materiał moim zdaniem jest lepszy jako całość od tego co nagrywała w okresie swojej największej popularności.
W takim utworze jak "Kiss my goodbay" brzmi równie przebojowo jak Bonnie Tyler z okresu "Holding Out For A Hero" zaś w "The Great Midnight Rock'n'roll House Party" ma romans z muzyką Hause ale podbarwiła to wszystko na rockowo.Dobra rzecz.Kolejny mój faworyt to "Victim of Circunstance" oraz "Best Thing in My Life" , bardzo romatyczna piosenka a i materiał na murowane przeboje, ale jak już pisałem. Suzi w okresie 1991r nie miała prawa się przebić. Była z góry skazana na porażkę.Płyty zresztą wydaje już tylko chyba dla siebie i dla fanów. A szkoda bo to są jej najlepsze płyty.


W 1995r Suzi Quatro wydaje płytę "What Goes Around - Greatest & Latest" będąca nietypowym zbiorem jej hitów.Ta nietypowość polega na tym, że nagrała je wszystkie ponownie,często zmieniając aranż. Większość materiału się nie broni bo nistety jest to pierwsza jej płyta w której wyczuwa się zmiany w jej głosie. Brak  świażości a taże pojawiły się problemy z górnymi partiami. Suzi po prostu nie radzi sobie wokalnie.Wiek też robi swoje. W końcu nagrywając to ma już 45 lat.Całość nie jest jednak tak do bani. Doskonale wypadła bardzo spokojna wersja "If You Can't Give Me Love" a także Spingstina cover "Born to run". Fajnie wypadł też "Empty Rooms" (nie mylić z Gary Moorem). Jak na nową Suzi to płyta przecietna. Jak na "starą" to płyta bardzo dobra. Suzi po prostu im starsza tym lepsze rzeczy nagrwa i  to paradoks. Im lepiej gra tym popada w większe zapomnienie.


1998r kolejna pozycja "Unreleased Emotion". Szczerze ? Mogła by tej płyty nie nagrać. Ociera się w niej o rytmy karaibskie ? country ? taka nijaka mi się wydaje. Zawiera co prawda dwie piosenki melodyjne i dobre ale dla mnie to już trochę mało, choć w takim 1974r dwie piosenki dobre gwarantowały jej przecież sławę. Tu juz niestety nie. Płyta bardziej ciekawostka.W zasadzie myslałem wtedy jak się ukazała, że to bedzie jej ostatnia już płyta. Oczywiście przeszła niezauważona na rynku płytowym.Trochę surowo oceniam tą płytę bo i oczekiwania miałem większe.Płytę poznałem wczesniej niż trzy poprzedniczki.Tak po prawdzie to cofnęła się niby muzycznie do swojego okresu "if you knew Suzi.." ale z mniejszym polotem.Głosowo za to rewelacja, zupelnie jakby to były piosenki nagrane wkońcówce lat 70tych. 


w 2006r w całym niemal internecie zawrzało na stronach sklepów płytowych oto wielki come back gwiazdy glam rocka Suzi Quatro. Nowa płyta "Back To The Drive" a w niej od lat ponownie producent Micky Most i spółka Chin/Chapman.Suzi na niej z "bolączką głosową", głos dostał chrypki nieco innej niż kiedyś.Czuć, że to nie śpiewa młódka a osoba po przejściach. Kompozycje ? Jakby przyrównać do pierwszych płyt Suzi to bardzo dobre. Przynajmniej kilka się wyróżnia ciekawymi melodiami i sporą dozą przbojowości. Sam Chin/Chapman postarali się by ich kawałek zabrzmiał jak inne ich hity z okresu glam rocka.Sporo szumu reklamowego nie przyczyniły się do komercyjnego sukcesu .Płyta jest naprawdę dobra ale jak już pisałem.To już nie czas na taką muzykę. Kolejna pozycja doskonała dla fanów artyski - mniej dla słuchacza współczesnego.Dla mnie zaś i tak lepsza od jej pierwszych dokonań (pomijając hity singlowe)


Rok 2011 to płyta "In the Spotlight" i jak dotąd ostatnia pozycja w karierze piosenkrki "Świetne melodie retuszują niedoskonałości wokalne ale to, że Suzi nie ma już takiego głosu wcale nie oznacza, że nie potrafi śpiewać.Płyta moim zdaniem całkiem udana ale też i szczerze - bez fajerwerków. Szkoda ,że tak mało recenzuje tą płytę ktokolwiek.



Słowo końcowe ode mnie - bardzo osobiste:

Suzi Quatro to artystka, która w okresie, gdy zeszła z pierwszej lini zainteresowania opinii publicznej wydawała doskonałe płyty, które nawet w połowie nie ciszyły się takim zainteresowaniem na jakie zasługiwały.Szkoda, wielka szkoda.Chriss Norman chociaż w Niemczech swoimi produkcjami osiąga jakiś poziom zainteresowania, a Suzi pomimo tego, że jej płyty według mnie są lepsze giną w zapomnieniu.Wielka szkoda. Suzi Quatro im starsza tym wydaje się lepsza ,a jeżeli nie lepsza to przynajmniej jawi się naprawdę dobrze i szkoda, że może liczyć tylko na swoich starych fanów. Tylko kto z tych starych fanów jeszcze słucha muzyki?  pomijam już to, ze mało kto jeśli nawet i słucha to kupuje płyty lub interesuje się tym co robi obecnie jego stara idolka. Tak Suzi Quatro skończyła już 62 lata. Moim zdaniem ona dalej warta jest zainteresowania muzycznego.

Moje oceny płyt Suzi Quatro - oceny relatywne tylko względem siebie (punktacja od 1 - 5 pkt).Ocenie podawałem całokształt płyty a nie przeboje singlowe, które i tak w dużym stopniu pięły ocenę w górę.

Suzi Quatro - 1973 - Suzi Quatro - 4 pkt
Suzi Quatro - 1974 - Quatro - 3 pkt
Suzi Quatro - 1975 - Your Mamma Won't Like Me - 3 pkt
Suzi Quatro - 1975 - 12 golden hits - 5 pkt (zawiera to co najlepsze z pierwszych płyt plus kapitalne single)
Suzi Quatro - 1976 - Aggro-phobia - 3 pkt
Suzi Quatro - 1978 - If you knew Suzi.. - 4,5 pkt
Suzi Quatro - 1979 - Suzi.. and other four letter worlds - 5 pkt
Suzi Quatro - 1980 - Rock Hard - 4,5 pkt
Suzi Quatro - 1982 - Main atraction - 4 pkt
Suzi Quatro - 1991 - Oh Suzi Q. - 4,5 pkt
Suzi Quatro - 1995 - What goes around - 3,5 pkt
Suzi Quatro - 1998 - Unreleased Emotions - 3 pkt
Suzi Quatro - 2006 - Back to the drive - 4 pkt
Suzi Quatro - 2011 - In the spotlight - 3 pkt

piątek, 23 marca 2012

Omega - Gammapolis (1979) - recenzja




Nigdy nie byłem fanem rocka rodem z demoludów i raczej nim nie pozostanę.Nasz rodzinny to już inna historia ale grupy NRD-owskie, Węgierskie,że o innych krajach już nie wspomnę chyba nigdy nie wywołają u mnie dreszczyka jaki się miewa przy czymś co nas mocno kręci.Jedynym praktycznie wyjątkiem dla mnie jest grupa Omega i jeśli miałbym podejść do ich dyskografii w sposób kompletny, to też tylko w repertuarze dość wybiórczym. Co mi się u nich podoba, to fakt, że jako jeden z nielicznych bandów za żelaznej kurtyny mieli przez cały okres swojej kariery kontakt z muzykami z zachodniej europy przez co chłonęli nowinki i trendy muzyczne w ilościach ogromnych i później to wykorzystywali na swoich płytach. To się czuje bo trudno u nich znaleźć dwie bardzo podobnie brzmiące płyty. Te eksperymenty w 1979 roku przyniosły owoc w postaci dziewiątego albumu tej grupy "Gammapolis".Jeśli większość ich płyt dla mnie jest bardzo nierówna to ten album to absolutne mistrzostwo świata.Nigdy wcześniej ani nigdy już później nie zagrali tak ładnie.Odeszli na tej płycie od formy blues rockowej.Porzucili także hard rocka a w to miejsce dostaliśmy przepiękny album mocno ocierający się o łagodną formę muzyki progresywnej a dokładniej o jej odcień bardzo klimatyczny. To jedna z najpiękniejszych płyt romantycznych jakie słyszałem.Recenzję piszę dość na świeżo bo co trochę wstyd się przyznać tą płytę znam zaledwie od pół roku.Zresztą kupiłem ją w wyniku przypadkowego usłyszenia jej w komisie płytowym.Na ile był to przypadek dla mnie a na ile dla sprzedającego tego się zapewne nie dowiem, bo płyta trafiła na talerz gramofonu po słowach "a włączymy coś sobie, by nie było cicho".Dodam,że sprzedawca ciut orientuje się w gustach swoich klientów. No i popłynęły dźwięki utworu rozpoczynającego "Start" a zaraz po nim nastąpiła kompozycja tytułowa "Gammapolis". Te dwa fragmenty już mi wystarczyły bym się dowiedział coś, co o sobie nie wiedziałem, a mianowicie, że będę chciał kupić płytę i to grupy węgierskiej.Zamiast przeznaczyć fundusze na pozycje należące do ścisłej czołówki z listy tych pożądanych i poszukiwanych płyt, wydałem na coś co mnie urzekło od strony muzycznej a należało do szuflady typu "szkoda pieniędzy". Dzisiaj uważam ten zakup za jeden z najciekawszych w historii mojego zbieractwa.Pierwszego przesłuchania dokonałem w dzień później w domu.Okazja była wyśmienita bo był już  wieczór a dziwnym trafem całość familli udała się na spoczynek porzucając wszędobylski telewizor, tym samym zostawiając mi wolny salon gdzie znajduje się główny sprzęt grający. Mogłem więc dokonać przesłuchania w skupieniu, samemu i to wieczorową porą. Ponownie usłyszałem więc to wspaniałe intro i płynne przejście do utworu tytułowego. Tym razem doszukałem się jeszcze więcej melancholii i cudownego liryzmu tej muzyki, po cichu modląc się by to nie były  jedyne ładne fragmenty na tej płycie. Kolejny utwór "Nyári éjek asszonya"* (dobrze,że mogę to wkleić bo wymówić bym nie umiał a nawet napisać  nie posiadając w klawiaturze liter węgierskich) okazał się dla mnie jeszcze ładniejszy. Dalej mogło by być już kiepsko a i tak nie żałowałbym zakupu. W zasadzie co początek utworu czekałem na coś z czego dla mnie Omega słynęła, czyli pojawienia się kompozycji delikatnie  ujmując przeciętnej i wiejącej nudą.Nic z tego. Czwarty utwór i kolejny bardzo dobry. Trochę żwawszy ale dalej tkwiący w tym samym klimacie.Nie będę opisywał poszczególnych wszystkich kompozycji bo ani nie potrafię się odnieść do tekstów węgierskich jak również trudno pisać wciąż te same ogólniki.Zresztą muzykę należy posłuchać a nie o niej poczytać.Dodam tylko, że pierwsza strona mnie zauroczyła i trwa ten zachwyt mój do dzisiaj. Druga strona również okazała się fantastyczna.Niedawno miałem okazję przesłuchać całości w wydawnictwie anglojęzycznym. Trzeba bowiem wiedzieć, że Omega wydawała równolegle płyty po węgiersku i ich odpowiedniki po angielsku.Nie wszystkie oczywiście ale sporo tych pozycji było.Rozochocony tą plytą szybko w ciemno nabyłem jeszcze kilka innych płyt Omegi i słucham ich ile razy mam ku temu okazję.Zaczynam i w nich dostrzegać piękno ale ani jedna z nich nawet w połowie nie robi takiego wrażenia jak Gammapolis.



To perełka na rynku płyt rockowych demoludów. Warta zachodu by wejść w jej posiadanie, warta słuchania a przede wszystkim warta tego by nie odeszła w cień wielkich arcydzieł rocka lat 70tych. Jeżeli komuś Omega kojarzy się tylko z "Dziewczyną o perłowych włosach" powinien poszerzyć zakres znajomości muzyki tej grupy.Dla tych których drażni język węgierski odsyłam do tej płyty w wersji angielskiej.To jedna z tych płyt o których zawsze będzie się pisało mało lub wcale. Taki już los grup z byłego bloku wschodniego, że w okresie gdy wydawali dzieła swojego życia nie byli nawet tłem dla przeciętniaków z zachodu. Warto zwrócić także uwagę na samo wydawnictwo. Jak na państwo socjalistyczne Węgrzy wydawali swoje płyty bardzo pięknie i starannie.Ja co prawda posiadam egzemplarz wydany przez czeską Pepitę ale zakładam, że i na Węgrzech wydano to bardzo ładnie. Bądź co bądź Omega to ich duma muzyczna. Całkiem niedawno w audycja Nawiedzone studio nadawanej z Poznania co niedzielę o 22 był kącik poświęcony zespołom z demoludów. Pojawiła się i Omega. Nie pamiętam jednak czy prezentowano w tym cyklu fragmenty z tej płyty. Jeśli nie to uważam,że powinno się wrócić do tego cyklu i przedstawić pierwsze trzy kompozycje z tego niesamowitego albumu, no i może kompozycję kończącą.

Track lista (wydanie węgierskie)

STR. A

01. "Start"
02. "Gammapolis I"
03. "Nyári éjek asszonya"
04. "Őrültek órája"
05. "A száműzött"

STR B

01. "Hajnal a város felett"
02. "Arc nélküli ember"
03. "Ezüst eső"
04. "Gammapolis II"

Track lista (wydanie anglojęzyczne) -różnica w układzie utworów względem pierwowzoru ?

STR A

01. "Dawn in the City"
02. "Lady of the Summer Night"
03."Rush Hour"
04. "Return of the Outcast"

STR B

01. "Start"
02. "Gammapolis"
03. "Man without a Face"
04. "Silver Rain"
05. "Gammapolis II"

W 2002r wydano reedycje tego albumu na CD (do wersji węgierskiej dołożono wersje piosenek anglojęzycznych)

* - tytuł anglojęzyczny "Lady Of The Summer Night"

poniedziałek, 19 marca 2012

W sprawie szufladkowania muzyki

Od zawsze rozdrażnia mnie system podziału muzyki.Rozumiem, że w pewnych ramach jest to potrzebne bo to ułatwia komunikację między ludźmi i możliwość szybkiego porozumienia się.Jednak chwilami odnoszę wrażenie, że ten świat zaczyna stawać na głowie. Pierwsze symptomy tego miały miejsce w latach 80tych.Ogromna chęć bycia oryginalnym wymuszała na artystach a po części i mediach szukania nowatorskich brzmnień i ciekawych form muzycznych, Sama muzyka również stawała się coraz bardziej różnorodna.Kiedyś świat muzyczny był prosty. Albo coś było rockiem albo nie. Pod tym "nie" kryły się gatunki typu: Jazz, swing, muzyka klasyczna, Soul etc.. Rock poszybował w końcówce lat 60tych w tylu różnych kierunkach, ze zrozumiałe stało się uściślenie terminów. Tak powstał Hard Rock, art rock. Kolejne podziały przyniosły określenia Heavy Metal, póżniej dodano Speed metal, trash metal, deth metal.. potem ktoś ponazywał to jeszcze inaczej dodając i precyzując Gothic rock, Barok rock, satanic rock.. w zasadzie pomyslowość była aż tak daleka, że każdemu zespołowi można byłoby przylepić osobny styl. Po co ? Gdzieś kiedyś słyszałem, że w jakimś zespole metalowym lat 80tych wokalista pdczas śpiewania prezentował sztuki walki wschodu. Podobno stworzył on gatunek katate rock. Nawet Fronczewski z tego sobie zakpił w swoim tekście podszywając się pod Franka Kimono.
Inni zaś art rock, by zabrzmiało bardziej dostojnie okrzyknieto muzyką progresywną, ale już w kilka lat później przemianowano to na muzykę progrockową bo nowe grupy z tego nurtu według nich nie były godne nosić miana progresywnych i by ukazać różnicę dowiadujemy się po latach,że prog rock jest czymś innym niż progressive rock.Ale i to jeszcze nie koniec bałaganu.Bo jeżeli w tym można się doszukać logiki to w kolejnych podziałach już coraz mniej. Musiało minąć ponad dziesięć lat by świat się dowiedział, że artyści typu: Slade, Sweet , Suzi Quatro, David Bowie, Marc Bolan to glam rock. Tutaj zdrowy rozsądek zaczyna się kurczyć bo jak tu obok zestawić jako jeden styl takich Slade i Bowiego ? Później nawet Glam rock doczekał się kilkunastu wręcz podziałów m.in. Glitter rock, Bowie rock) Zresztą podobnie jest w punk rocku. Jak obok siebie jako jeden styl zestawić Ramones z The Clash ? Od lat ten trend tylko się nasila. Ostatnio modne bywa określenie muzyki rockowej środka AOR. Kolejny ogólnik pod który można podczepić prawie wszystko.Te wszystkie próby szufladkowania doprowadziły nas do tego,że obecnie nikt nie słucha już rocka.Rock jako czysta forma nie istnieje.Musi być zaszufladkowany bo to lepiej brzmi.Indie rock !!! kolejny przykład podobno gatunku muzycznego, który w zasadzie nie określa nam nic od strony brzmieniowej. Po co się więc te podziały tworzy ? Apeluję do wszystkich - stańmy się normalni,Szufladkujmy artystów tylko pod względem muzycznym i tylko na potrzeby określenia w przybliżeniu stylistyki w jakiej oni się poruszają. Nie twórzmy niepotrzebnych "działek".Przecież niedługo popadniemy w skrajności i tylko dlatego,że będą na świecie cztery grupy, które grają w kapeuszach będziemy ich nazywać "kapeluszowym rockiem".


Johnny Cash - czyżby prekursor nowego stylu  "Fuck rocka" ?

czwartek, 15 marca 2012

Buddy Holly - Portrait In Music (1971) - recenzja



Buddy Holly to był geniusz muzyki ery rock n rolla. Dla mnie najwybitniejsza postać tamtego okresu. Twórca bardzo płodny.Jego kariera trwała zaledwie osiemnaście miesięcy a dał on światu więcej standardów muzycznych niż niejeden artysta tworzący przez dziesięciolecia.Kariera jego przerwana została nagle w sposób tragiczny.

3 lutego 1959r. Buddy wraz z Big Boperem (piosenki:„Chantilly Lace”) oraz Ricchie Valens'em (piosenki : La Bamba, Donna, Oh My Head,) zginęli w katastrofie lotniczej w stanie Iowa. Odbywali wspólne tourne i aby skrócić podróż Buddy Holly załatwił przelot samolotem. Podobno zapowiadała się bardzo chłodna długa podróż autokarem z uszkodzonym ogrzewaniem. Samolot wydawał się dobrym rozwiązaniem. Nazajutrz znaleziono rozbitą awionetkę z trzema muzykami na pokładzie. Dlaczego ja faworyzuje tego artystę. Tamten okres miał przecież wielu dobrych kompozytorów i wykonawców ? Otóż dla mnie Buddy wypracował swój niepowtarzalny styl, który z czasem zaczęli stosować inni wykonawcy.Po jego śmierci narodziło się wielu piosenkarzy, którzy wręcz całkowicie utożsamiali się z nieżyjącą już gwiazdą pod względem wyglądu oraz twórczości.Buddy oprócz talentu kompozytorskiego wprowadził też znaczne nowinki do muzyki rockowej. To właśnie on ze swoim zespołem stali się wzorem do naśladowania pod względem składu, który stał się wręcz szablonem : dwie gitary, bas i perkusja. On tez jako pierwszy użył magnetofonu dwuścieżkowego podczas nagrywania płyt, przez co mógł śpiewać na płytach sam ze sobą. Jako jeden z pierwszych spopularyzował model gitary Fender Stratocaster, który stał się obok gitary Gibson Le Paul najpopularniejszym instumentem rockowym. Pierwszych swych nagrań dokonał w 1956r, można więc śmiało nazwać go pionierem rock n rolla. Część jego nagrań została wydana dopiero po jego śmierci w latach 60tych. Buddy Holly utworzył zespół The Crickets w którym sam też występował. Zespół po jego smierci dalej prowadził działalność między innymi wylansował kolejną gwiazdę rock n rolla Bobbie'go Vee. Grupa The Beatles właśnie pod wpływem nazwy grupy Hollego postanowiła nazwać swój zespół podobnie. Cricets - świerszcze, Beetles - Żuki Pod wrażeniem Hollego było i jest mnóstwo znanych artystów.Wymienię tylko najważniejszych i najbardziej znanych: Paul McCartney (posiada wszelkie prawa do piosenek Hollego - organizuje cykliczne koncerty mu poświęcone) Grupa the Hollies wzięła swą nazwę od nazwiska artysty, Gillan - wokalista Deep Purple (na płycie koncertowej "Nebodys Perfect" śpiewa piosenkę "Everyday") Elvis Costelo (przyjął całkowicie styl ubioru i sławetne okularki Hollego),Urasure (nagrywa cover Hollego, Vience jest jego fanem)...W latach 70tych Don McLean nagrywa piosenkę poświęconą temu artyście „American Pie” (Madonna zrobiła cover) w którym pada po raz pierwszy zdanie "Dzień w którym umarła muzyka" - tekst ten jest od tamtej pory często cytowany lub parafrazowany w przypadku śmierci wybitnych osobowości sceny muzycznej . (Cytowany był i przy śmierci Lennona i Frediego)W Stanach Zjednoczonych obok Elvisa , Jeamsa Deena należy do najbardziej kultowych postaci lat 50. Do tej pory posiada on mnóstwo fan klubów oraz zespołów grających tylko jego kompozycje. Co roku w rocznicę jego śmierci organizowany jest tzw "Holly day" w którym to przeprowadzane są koncerty mu poświęcone.




Dzisiaj recenzuję akurat jego płytę "Portrait In Music" wydaną w 1971r na podwójnym albumie winylowym.Równie dobrze mogła by to być każda inna składanka tego artysty.Los sprawił,że akurat tą pozyskałem jako pierwszą.Jest to też jedyna płyta winylowa jaka mi się zachowała z mojego pierwszego zbioru.Swego czasu dokonałem idiotycznego czynu pozbycia się wszystkich płyt winylowych - głupota połączona z fascynacją do płyt cd. Co zawiera ten album ? Otóż znajdziemy na nim 24 piosenki głównie autorstwa Hollego i każda z nich to obecnie standard muzyki rozrywkowej.Osobiście brakuje mi tego by album ten był nie dwupłytowy a trzy. Jest kilka jeszcze piosenek w repertuarze Buddyego, które się po prostu juz tu nie zmieściły a nie są ani o ciut gorsze od tych wybranych. Czego na niej nie ma ? Brakuje mi tu doskonałych piosenek takich jak: Baby I Don't Care, Think It Over, True Love Ways, Crying, Waiting, Hoping,Love Is Strange, Real Wild Child*, Well... All Right, True love ways, it's so Easy, I'm gonna love you too, Rock around with Ollie Vee, Every day, Blue Days Black Nights. Gdyby można było uzupełnić ją o te piosenki całość była by wręcz idealna. Pewnie, że do kompletnej euforii przydałyby się i perełki w postaci piosenek takich jak choćby "Smokey Joe's Cafe" czy "Dearest" ale nie wymagajmy zbyt wiele. To co jednak się znalazło to kwintesensja "bialego" rock n rolla w najczystszej postaci. Różnorodność aranżacyjna jak na tamte czasy i styl jest wręcz powalająca.By się zapoznać z tym artystą można śmiało w ciemno kupić cokolwiek firmowanego jego imieniem i nazwiskiem. Każda jego płyta to istne " the Best of". Kupując Hollego to tak jak kupować Beatlesów. Każda płyta , każda piosenka zachwyca.Uważam, że każdy szanujący się miłośnik muzyki rockowej powinien mieć w swoim zbiorze choć jedną płytę tego artysty. Tym trudno się nie zachwycać.


Często zadaję sobie pytanie jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie nagła śmierć. Nie było od jego czasu ani jednego artysty z takim potencjałem twórczym. Dla mnie Buddy Holly stał się absolutnym numerem jeden z okresu ery rock n rolla. Drażnią mnie przy tym wszelkie wzmianki o pierwszeństwie Elvisa we wszystkich zaszczytach. Elvis nawet w połowie nie dał światu tylu standardów co Holly ale co tam... ja wiem swoje, świat wie swoje

.
Track lista

 A1   Rave On       
 A2   Wishing       
 A3   Tell Me How       
 A4   Peggy Sue Got Married       
 A5   Slippin' And Slidin'       
 A6   Oh Boy! 
      
 B1    Bo Diddley       
 B2   What To Do       
 B3   Heartbeat       
 B4   Baby, Won't You Come Out Tonight?       
 B5   Words Of Love       
 B6   Love's Made A Fool Of You  
     
 C1   Reminiscing       
 C2   Lonesome Tears       
 C3   Listen To Me       
 C4   Maybe Baby       
 C5   Down The Line       
 C6   That'll Be The Day
      
 D1   Peggy Sue       
 D2   Brown Eyed Handsome Man       
 D3   You're So Square       
 D4  It's Not My Fault       
 D5  Ready Teddy       
 D6   It Doesn't Matter Anymore

Moim marzeniem jest wejście w posiadanie tego boxu

http://www.discogs.com/Buddy-Holly-The-Complete-Buddy-Holly/release/3457923

Dla dociekliwych kilka linków do informacji szczegółowych odnośnie katastrofy, która jako pierwsza wstrząsnęła światem rocka

Dzień, w którym umarła muzyka - śmierć Buddy’ego Holly 50 lat później

* - piosenkę śpiewa Ivan a Buddy Holly gra na gitarze

wtorek, 6 marca 2012

Składanki muzyczne własnej roboty


Dziś poruszę temat skladanek muzycznych robionych "przez nas samych dla siebie samych". Wpierw jednak ocenie poddam ofertę rynkową którą tworzą dla nas wytwórnie płytowe oraz jak się ona ma do naszych preferencji muzycznych. Nie wydano do tej pory ani jednej płyty zawierającej zbiór piosenek różnych wykonawców, która by zadowoliła kogoś w pełni. Pomijam już wydawnictwa z cyklu "The Best of" poszczególnych zespołów, gdyż w ich przypadku kryteria są nieco odmienne i rządzą się przeważnie prawami list przebojów. Skupię się więc na tych różnorodnych wydawnictwach przekrojowych, często zawierających bardzo zróżnicowany materiał.Przeciętny słuchacz kupując składankę ma na celu pozyskanie płyty, która zawierać będzie esensję tego co najlepsze.Niestety ta esensja kształtowana jest przez marketing i rzadko kiedy udaje się trafić z doborem muzyki na tyle dobrze, że całość nie męczy po kilku przesłuchaniach.Zadarzają się niekiedy takie pozycje, że wszystko gra doskonale. Są to jednak wyjątki.Wchodząc do sklepu muzycznego i szukając czegość do posłuchania do auta, często właśnie wtedy podchodzimy do regału z płytami typu "zbieranina różności".Pierwszy nasz ruch po dostrzeżeniu okładki, która w jakiś sposób przyciągnęła naszą uwagę jest wzięcie jej do ręki i obrócenie jej na drugą stronę i zlusrowanie zawartości.Płyta zazwyczaj ląduje tam gdzie była wcześniej.Powodem odrzucenia jej zawsze jest dobór repertuaru.Średnio osłuchany meloman po tytułach już widzi, że zawartość takiego krążka tylko w 30 % pokrywa jego gust. Nikt nie kupi przecież płyty, która go będzie podczas słuchania męczyć.Kto więc to kupuje ? Z moich obserwacji wywnioskowałem, że kupuący takie składanki ludzie to przewaznie osoby, które muzyki słuchają mało lub prawie w ogóle.Płyty kupują bo akurat mają potrzebę posiadania czegoś co mogło by być tłem podczas spotkań towarzyskich lub też by sprawić wrażenie osoby będącej na bieżąco w świecie mody. Tym ludziom jest wszystko jedno co kupią, bo nawet nie potrafią ocenić co jest dobre, a co kiepskie. Nie potrafią nawet sprecyzować, czy to co kupili im się naprawdę podoba. Główne dla nich kryteria, to napis na okładce "nowość" lub coś w tym stylu. Coś co od razu sugeruje im, że do czynienia mają z tym co ludzie chcący być na topie słuchają. Zazwyczaj takie płyty już po miesiącu lądują w koszach "super price" a później idą normalnie na przemiał, bo w ich miejsce wpadają nowsze. Niewiele lepiej wygląda sprawa płyt składankowych "przekrojówek" zawierających nagrania z jakiegoś okresu czy też stylu.Wszystkie takie płyty posiadają ograniczenia uniemożliwiające dowolne zestawianie piosenek. Często powodem są sprawy prawne do publikacji ale nie zawsze. Każda wytwórnia wypuszczająca skłądanki obraca się w kręgach materiałów, które posiada za darmo (są ich własnoscią) lub koszt ich jest bardzo niski. Chroni także własny interes, gdyż w skłądankach często idzie sprzedać jakąś piosenkę, której normalnie nikt nie kupuje.Ważne, by na czymś takim znalazł się jeden poszukiwany przez większość potencjalnych nabywców hit. Reszta już jest nieistotna.



Chcą mieć składankę na miarę własnych potrzeb trzeba ją po prostu zrobić sobie samemu. Wbrew pozorom nie jest to łatwa sztuka dobrać piosenki i poukładać je w taki sposób by mimo róznorodności w jakiś sposób tworzyły całość.A przede wszystkim by słuchając jej człowiek się nie męczył.W dobie nagrywarek cd praktycznie każdy coś takiego tworzy na potrzeby własne lub dla grona przyjaciół. Dla siebie to jeszcze pół biedy, bo gdy kilka razy posluchamy swojego wyboru możemy wprowadzić korekty.W przypadku gdy płytka wędruje do kogoś nad doborem trzeba się zastanowić. Wbrew pozorom wiele szczegółów jest wtedy ważnych. Nawet kolejnośc wybranych piosenek nie powinna być przypadkowa. Zrobić dobrą składankę to sztuka, a zrobić takie zestawienie, które inni docenią to już prawie artyzm. Zazwyczaj kierujemy się przecież własnym gustem, a ten nie do końca musi obowiązywać u innych. Przyznam się, że mi ta sztuka udała się tylko kilkukrotnie, a nagrywam takich rzeczy sporo, choćby do posłuchania w aucie.Swoją drogą muzyka do auta to także temat zasługujący na osobne rozwinięcie. Nie wszystko dobrze brzmi w samochodzie. Zwłaszcza piosenki gdzie sporo dźwięków płynie w częstotliwości na jakiej znajduje się dźwięk silnika, Wtedy połowa do nas nie dociera. Wracając do owych samoróbek, czyli składanek tworzonych dla własnych potrzeb. Od pewnego czasu zacząłem robić je samemu i po raz pierwszy w pełni odczuwam zadowolenie z tego co słyszę i w jakiej kolejności. Gromadząc przez lata muzykę na płytach wreszcie dobrnąłem do etapu, w którym posiadam większość materiału, który chciałym uslyszeć na składance. Niestety z uwagi na pewne okoliczności takie jak: brak dostępności niektórych nagrań na płytach cd, brak dostępności pewnych płyt w handlu, zmuszony byłem posiłkować się dobrodziejstwem internetu a dokładniej życzliwością kilku znajomych kolekcjonerów poznanych w internecie na różnych forach.W ten sposób uzupełniłem zbiór piosenek do składanek o pozycje dla mnie póki co niedostępne. Skaładanki, które robię powierzchownie nie różnią się od tego co proponują sklepy. Dbam, by tak płyta wyglądała porządnie. Każda posiada swoją graficzną oprawę przeze mnie zaprojektowaną.Do tej pory stworzyłem sobie dwie serie. Jedna zawierajacą piosenki z okresu przełomu lat 50 i 60 tych, czyli Golden age of rock n roll.Zamieściłem na nich całą esensję z tego okresu, którą selekcjonowałem przez wiele lat.Druga seria to lata 70te na których umieściłem tylko piosenki tzw środka, czyli przeboje pop, pop-rockowe oraz disco. Pominąłem na nich muzykę trudniejszą, bo nie jestem zwolennikiem tworzenia składanek z muzyką ogólnie przyjętą jako ta trudniejsza.Poza tym trochę, by mi się to gryzło, gdybym obok Purpli wpakował na przykład Bee Gees. Doboru utworów na nich dokonałem w sposób bardzo subiektywny i bardzo osobisty. Piosenki na nich to często wspomnienia z dzieciństwa, choć nie tylko. Wiele nagrań z tych składanek obecnie jest już całkowicie zapomnianych i tylko moje poszukiwania, które ja nazywam "wykopaliskami" przyczyniły się, że te piosenki dla mnie w jakiś sposób ocalały. Polecam wszystkim taką zabawę. Naprawdę wielka radocha ogarnia jak można sobie w domu czy aucie posłuchać muzyki samemu dobranej a do tego jak nasze dzieło posiada oprawę graficzną, czyli tą magię okładkową całość jeszcze bardziej zyskuje i cieszy. 



Mam świadomość, że to produkt nieoryginalny, że niektóre utwory zostały pozyskane w sposób niezgodny z obowiązującymi normami wśród kolekcjonerów.Na szczęście takie składanki to margines w mojej kolekcji.


Przykładowe okładki z serii moich składanek

Seria "The very best of 1970 - 1980



Seria "Golden age of rock n roll"








sobota, 3 marca 2012

Rock and roll zmarł w drugiej połowie lat 80tych





Rock and roll umarł w drugiej połowie lat 80tych. Może to dość śmiałe twierdzenie ale to prawda. Owszem duch jego trwa w najlepsze i nawiedza to coraz nowszych twórców. Jednak ten prawdziwy, ten klasyczny oparty na rytmie szybkiego bluesa czy też boogie padł w ósmej dekadzie i nic na to już nie poradzimy. Można go co prawda trafić jeszcze w niszach muzycznych ale w pop kulturze skończył się. Miejmy nadzieję, że nie bez powrotnie.Na jakiej podstawie stworzyłem taką teorię ? Otóż z obserwacji list przebojów oraz tego co najlepsi obecni artyści tworzą. Cofnę się więc do lat 60tych, gdzie rock and roll żył pełnią życia i było go wszędzie pełno na listach przebojów, w świadomości, w pop kulturze. Jednym zdaniem - rock n roll rządził w muzyce. Lata 70te pomimo tego, że wydały na światło dzienne masę doskonałej muzyki i nowych styli w muzyce rockowej, dalej propagowały klasyczną odmianę rock n rolla. Choćby takie grupy jak: Mud, Sweeet, Glitter, Alvin Stardust, Showaddywaddy, Darts, Status Quo grały i to doprowadzając na listy hitów stare i nowe piosenki oparte na starym poczciwym klasycznym rock n rollu.W tym też okresie nawet narodził się nowy nurt zwany neo rockabilly. Tam zespoły w ogóle już na całego nawiązywały do klasyki lat 50tych. Lata 80te nie obfitowały już może w zespoły stricte rock n rollowe, choć powstała grupa Stary Cats, która obecnie jest już klasykiem nad klasykami w tej działce muzycznej.Lata 80te pomimo swojego plastikowego stereotypu wizerunkowego dostarczyły jeszcze na listy prebojów masę piosenek tzw. typowych rock n roli. Przykłądy ? ELO - Rock n roll is king, Dire Straits - Twisting by the pool,Wham - Wake me up before go go, Kenny Logins - Footlose etc. Mógłbym wymienić jeszcze przynajmniej 20 rock n rolli które weszły na listy przebojów.Po roku 1988 wszystko nagle się urwało.Od tamtej pory nic już co brzmiało jak klasyczny rock n roll nie weszło na listę przebojów . Stąd moje twierdzenie. Rock n roll umarł w drugiej połowie lat 80tych. Dziś w muzyce możemy juz tylko mówić o rock n rollu jako duchu, idei, przesłaniu, stylu zycia. Muzyka, którą określono jako rock n roll po prostu w pop kulturze już nie żyje.

Oto lista ostatnich prawdziwych (opartych na rytmie) rock n rolli, które gościły na listach przebojów. Wszystkie te "ostatki" to niestety lata 80te.

01 - Dire Straits - Twisting By The Pool
02 - Samantha Fox - Hold On Tight
03 - Generation X - Dancing With Myself (Billy Idol)
04 - Eddie Meduza - Young Girls And Cadillac Cars
05 - Joan Jett - Fun Fun Fun
06 - Tracey Ulman - Breakaway
07 - Electric Light Orchestra - Rock And Roll Is King
08 - Wham - Wake me up before you go go
09 - Shakin Stevens - Lipstick, Powder And Paint
10 - Kim Wilde - Rage To Love
11 - Alphaville - Ariana
12 - Stray Cats - Rock This Town
13 - Kenny Loggins - Footloose
14 - Fat Boys & Chubby Checker - The Twist
15 - George Thorogood - Long Gone
16 - Stevie Ray Vaughan - The House Is Rockin
17 - Dire Straits - Walk Of Life
18 - Tiffany - I Saw Her Standing Theree
19 - Depeche Mode - Route 66
20 - Georgia Satellite - Hippy Hippy Shake
21 - Sigue Sigue Sputnik - Sex Bomb Boogie!s
22 - Huey Lewis & The News - The Heart Of Rock & Roll
23 - David Bowie - Modern Love
24 - Glenn Frey - The Heat Is On
25 - Pretenders - Middle Of The Road
26 - Katrina and the Waves - Walking on Sunshine
27 - Marshall Crenshaw - Someday, Someway
28. Iggy Pop - Real Wild Child (Wild One)
29 - Los Lobos - La bamba
30 - Traveling Wilburys - Wilbury Twist
31 - Bucks Fizz - Making Your Mind Up

Część z tych rzeczy to covery przebojów wcześniejszych, jednak na listy hitów weszły. Oczywiscie to nie pełna lista a jedynie to co tak na poczekaniu przypomniałem sobie. Lata 90te ?  Niestety już nic mi do głowy nie przychodzi co było popularnw a było rock n rollem. No może coś z polskich piosenek ale w świecie ?