sobota, 29 listopada 2014

maxi single disco z lat 80-tych cz 7


W dniu dzisiejszym kontynuacja prezentowania maxi singli z muzyką dyskotekową lat 80tych. Nie są to białe kruki ale jak pisałem już kiedyś, ja kolekcjonuję muzykę nie okazy a jeżeli się wśród nich trafi coś mniej spotykanego to tylko dodatkowo cieszy. Płytty maxi singlowe kupuję zazwyczaj tak przy okazji. Lubię mieć po prostu piosenki które lubię w wersjach specjalnych. Zresztą nie tylko muz\yka disco pojawia się u mnie na tym nośniku. Póki co na razie prezentuję te bardziej taneczne. Przyjdzie jeszcze czas i na pozostałe pozycje.

Falco - Jeanny (1986) Wieki hit tego wykonawcy. W okreise póxniejszym powstały kontynuacje tej piosenki opatrzone dodatkowym tytułem Jeanny part 2 i 3. Piosenka podobno była bojkotowana przez stacje radiowe w Niemczech z uwagi na dość drastyczny tekst, który nawet do dzisiaj jest mocny w wymowie i dotyczy przestępstwa seksualnego. U nas w Polsce z powodzeniem prezentowany także w dyskotekaqch. Był to jeden z nielicznych wolnych kawałków jakie się trafiały w klubach. Wersja maxi singlowa jest trochę wydłużona i trwa ponad 8 minut.


Ivan - Fotonovela (1984) Przebój, który kojarzę dopiero gdzieś w okolicach 1987r. Wtedy to się pojawił, przynajmniej w poznańskich dyskotekach. Był hitem bez dwóch zdań. Jedno z moich ulubionych tanecznych piosenek tamtego czasu. Ivan poza tym przebojem nie błysnął już niczym. Śmiało twierdzę, że to wykonawca typu one hit wonder.Przymierzałem się kilka razy na aukcjach do tej płyty ale zawsze kjakoś cena szybowała ponad moje oczekiwania aż pewnego razu (całkiem niedawno) w komisie sobie leżała i czekała na mnie za śmieszną kwotę.


Boney M. - Happy Song (1884) - Piosenka lansowana wpierw przez Baby's Gang. Ten singiel to już końcówka tego prawdziwego Boney M. Może jeszcze tylko ich wersja przeboju Kalimba de Luna wypłynęła szerzej. Był to jednak niewątpliwy koniec tej super popularnej w Europie grupy. Do dzisiaj nie mogę się zdecydować którą wersję bardziej lubię, czy Boney M. czy Babys Gang.Jako ciekawostka Bobby Farrell wystąpił tu już gościnie.W komponowaniu tej piosenki maczała palce Spagna - obecnie we Włoszech ikona muzyki pop.


Heven Knows - Lucky Guy (1986) Produkcja i kompozycja Dieter Bohlan i w zasadzie wszystko jasne. Singiel nie odniósł wielkiego sukcesu, przynajmniej jak na możliwości szefa Modern Taalking w tamtym okresie. Szybko zresztą Dieter porzucił ten projekt i skupił się na tym co przynosiło mu złote jaja. Piosenka nie jest wybijająca się ale uczciwie mówiąć spełnia wszelkie kryteria muzyczne tamtych czasów, Po prostu typowe disco made in 1986r. Rzecz warta uwagi. Płytę pozyskałem jako bonus od kolegi przy okazji kupna innej (dzięki Andrzej)




Fat Boys - The Twist (1988) - Zespół hip hopowy ale w piosence bardzo wdzięcznej do wykorzystania na parkietach. Do nagrania zaproszono Chubby Chackera, który uświetnił cover swojego przeboju z początku lat 60tych. Brawura i przebojowość cechuje to wykonanie. Mam sentyment do starych piosenek z lat 60tych więc pomimo, że to hip hop podoba mi się całość.Tak więc "The Twist" Fat Boysów niekoniecznie dedykowany jest dla miłośników rapu.



Okey - Okey (1987) Grupa niemiecka. Znana głownie z dwóch utworów. Pierwszy to prezentowany singiel, drugi to wydany w rok póŹniej E-D-U-C-A-T-I-O-N. Zespół bardziej nawiązywał już do stylu House niż Italo disco. Lubię ten singiel głównie z powodu jego brzmienia a dokładniej ze wspaniałej dynamiki jaką udało się osiągnąć podczas produkcji. Sama kompozycja z biegiem czasu trochę się już zestarzała ale co się nie posunęło w czasie od lat 80tych?




Stacey Q - Two of Hearts (1986) Amerykańska piosenkarka pop i aktorka. Znana głównie z tego przeboju. Podobno śpiewa i nagrywa do dnia dzisiejszego ale przyznam się, że nie ślędzę jej kariery. Piosenkę "Two of Hearts" doskonale pamiętam z dyskotek bo eksploatowana była przez kilka miesięcy w klubach. Piosenka spokojnie mogła powstać w słonecznej italii bo klimatem i stylem bardziej przypomina produkcje z Magic Records czy też ZYX niż te, które rządziły za oceanem.





Maxi single które prezentuję w tej serii oprócz pewnego rodzaju  "samochwalstwa" na celu mają pokazanie co faktycznie było grane na dyskotekach w naszym kraju w latach 80tych. Słuchając programów typu złote przeboje odnosi się wrażenie, że repertuar był tam całkowicie inny. 

piątek, 28 listopada 2014

Stray Cats - Stray Cats (1981) - recenzja

Chyba czas najwyższy na blogu poruszyć temat, który odkładam i odkładam. Stray Cats to grupa należąca do grona zespołów mojego prywatnego top wszech czasów. Uwielbiam ich muzycznie od zawsze i to razem i osobno. To "od zawsze" ma konkretną datę i przypada ona na lipiec 1989r. Grupę znałem już wcześniej, przynajmniej wizerunkowo, bo w Bravo trafiał się czasami jakiś plakat tej formacji ale z pozyskaniem piosenek w owych latach 1981-86 w naszym kraju zakrawało o cud. W 1989r dostałem w prezencie ich pierwszą płytę "Blast Off". Pierwszą oczywiście jaką posiadłem bo w dyskografi była to ich piąta lub nawet szósta płyta (w zależności które liczyć jako materiał niepowtórkowy). W 1990r będąc w Berlinie dokupiłem ich wcześniejsze pozycje. Co tu będę dużo się rozpisywał. Byłem a przynajmniej tak się wtedy czułem, jedynym słuchaczem i miłośnikiem Stray Cats. Zresztą do dnia dzisiejszego w Polsce spotkałem może kilka osób, które tą grupę cenią. Jedną z nich jest mój kolega, którego poznałem w sklepie a który okazał się wielkim miłośnikiem rockabilly (Pozdrawiam w tym miejscu Juliana). Jemu to przypadły w prezencie te winyle, gdy likwidowałem w latach 90tych swoją kolekcję płyt. To był wtedy idiotyczny pomysł. Wielu pozycji do dnia dzisiejszego nie udało mi się jeszcze odtworzyć.

Przepraszam za małe zejście z tematu ale naszły mnie wspomnienia. W dzisiejszym wpisie tylko pozornie w treści będzie recenzja płyty, bo w zasadzie chciałbym w nim umieścić przybliżenie sylwetki ludzi tworzących Stray Cats. Liderem całości jest Brian Setzer człowiek o którym śmiało mogę napisać, że urodził się za późno. Gdyby pojawił się on w końcówce lat 50tych byłby wymieniany w jednym zdaniu obok Gene Vincenta, Chucka Berrego czy Jerry Lee Lewisa. Jako młodzieniec zafascynoway The Beatles szybko odkrył, że część piosenek wielkiej czwórki rodowód wzięło od wcześniejszych artystów. Grzebiąc w dorobku Hollego, Cochrana i innych rock and rolowców lat 50tych rozkochał się w tej muzyce ale i w całym klimacie tamtych lat. Kiedyś w gazecie "Razem" wyczytałem, że zamknął się on w swoim pokoju i w kilkanaście dni stworzył kilkadziesiąt piosenek rock n rollowych. Na swojej drodze dane mu było spotkać dwóch pasjonatów tej muzyki, którzy niewiele odstępowali jemu pod względem miłości do lat 50tych. Jednym z nich był Lee Rocker grający na kontrabasie, drugim Jim Slim Phantom grający na perkusji.Ta trójka stanowi pełen skład zespołu Stray Cats i każdy z nich jest nieodłącznym, nie do zastąpienia członkiem. Zespół powstał w USA ale sukces odniósł dopiero po przeprowadzce na Wyspy Brytyjskie. Swoją pierwszą płytę sygnowaną nazwą Stray Cats wydali w 1981r i od razu trzy piosenki z niej powędrowały na listy przebojów. Stary Cats byli i do tej pory nadal są jedyną grupą neo rockabilly, która odniosła sukces wychodząc z niszy na światła sceny muzyki popularnej. Gdy dodamy do tego fakt, że w tamtych czasach prym wiodły zespoły New romantic, new wave raz niezaprzeczalny fakt silnie jeszcze zakorzenionych pozostałości mody punk to odniesiony sukces nabiera nowego , godnego podziwu wymiaru. Grupa jawiła się w początkach lat 80tych zjawiskowo. Trójka gości w postawionych włosach z bokobrodami. Ramiona w tatuażach i ubrani wedłóg wszelkich wymogów mody końca lat 50tych. Typowi Teddy Boys tylko tacy z lat 80tych.

Debiutancka płyta, beztytułowa wydana została w 1981r przez Arista Records z którą to zespół związał się na pierwsze lata. Zawiera doskonały materiał rock and rollowy oparty na brzmieniach znanych nam z Sun Records końcówki piątj dekady XX wieku.Producentem został znany w kręgach klasycznego rock and rolla Dave Edmunds, Materiał na płycie w większości pochodzi od Briana Setzera i zapewne to był klucz do sukcesu. Jako jedyna grupa rockabilly w tamtym czasie oparła swój reperuar o swoje (równie dobre co uznane standardy ery rock and rolla) piosenki. Album otwiera pierwszy hit zespołu "Runnaway Boys" kompozycja oczywiście Setzera ale kolejne jego kawałki jak "Fishnet Stockings","Storm The Embassy", "Rumble In Brighton" absolutnie nie zaniżają poziomu względem tego przeboju. Ponad przeciętność wybijąją się nie wspomiane wcześniej dwa, kto wie czy nie największe przeboje w całym dorobku grupy. Setzerowski "Rock this Town" oraz "Stray Cat Strut" (lansowane także klipami w MTV). zwłaszcza "Rock this Town" stał się obecnie wielkim standardem klasycznego rock and rolla i aż trudno uwierzyć, że jego rodowód to nie Sun Records Anno Domini 1957 !!!. Na płycie mamy też covery od których Brian się nie wzbraniał. Jest tu choćby kapitalna wersja "Jeanie Jeanie Jeanie" znanego wcześniej z wykonania Eddie Cochrana. Jest tu też piosenka Burnetta "My One Desire" .Jak na debiut płyta doskonała. W klasyfikacji płyt z muzyką rock and rollową (w znaczeniu rock and rolla klasycznego) spokojnie należy do tych najlepszych. Z pewnością w 1981r żadna inna grupa neo rockabilly nie prezentowała takiej jakości i nie miała do zaoferowania tak świeżego materialu muzycznego. Stąd taki sukces zespołu, który w 1981r powinien nie mieć szans na zaistnienie. Panowie po sukcesie debiutu pełną piersią mogli poczuć się teddy boysami. Cakowicie przenieśli swoje zycie w świat końcówki lat 50tych. Sprawili sobie klasyczne krążowniki szos, motocykle. Domy i całe ich życie podporządkowane zostało stylowi ery rock and rolla.

Z kolejnymi płytami sukcesy były mniej spektakularne ale posiadając grono wielbicieli w tej muzycznej niszy zespół Stray Cats cały czas się rozwijał zdobywając to coraz większe poważanie. Briana Setzera szybko okrzyknięto jednym z najlepszych gitarzystów rockowych a w stylu Rockabilly zdecydownie najlepszym. Jemu to właśnie zawdzięczamy po latach renesans popularności gitary marki Gretch. Podobno marzenie obecne każdego gitarzysty. Lee Rocker okrzyknięty został najlepszym kontrabasistą w świecie rocka. Zaś Jimm Phantom Slim perkusistą nie mającego sobie równych w światku muzyki rockabilly.

Pominę w tym wpisie dalszy okres kariery zespołu,  gdyż przy kolejnych płytach tej grupy rozwinętą kwestię dokładniej. Nadmienię tylko, że Phantom Slim nadal uziela się w różnych projektach jako muzyk sesyjny i koncertowy ale i jako artysta pracujący na swoje nazwisko pogrywa w różnych grupach o podobnym profilu do Stary Cats. Lee Rocker prowadzi obecnie solową karierę. Wydaje płyty osadzone w nurcie rockabilly, choć stara się odcinać od dokonań macierzystej grupy. Wydał nawet album zatytułowany "No Cats". Zresztą czekający tu na blogu na swój czas by coś o nim napisać. Najwicej po rozwiązaniu zespołu aktywności wykazuje Brian Setzer. Zdarzają mu się role a raczej epizody w filmie (choćby La BAmba" wspólpracuje z różnymi artystami i to obecnych jak i dawnych czasow. Wspomaga ich jako sesyjny muzyk, producent. Często udziela się w różnych krótkich projektach jak choćby występ wspólny z Brianem Adamsem, Carlem Perkinsem. Najaktywniejszy jednak jest ze swoją nową grupą a w zasadzie orkiestrą. Po rozwiązaniu Stray Cats, Brian Setzer powołał do życia Brian Setzer Orchestra w której to cofnął się jeszcze bardziej do czasów muzyki swingowej. Z orkiestrą wydał kilka płyt ale to ponownie temat na inną recenzję. Brian obecnie to cała instytucja i artysta rozpoznawalny wszędzie, budzący największy szacunek i to u największych artystów rocka. Oczywiście w naszym kraju jak to często bywa jest mało znany i niedoceniony.

Tak na skróty - Co warto posłuchać z płyt od tych artystów o których pisałem dzisiaj (recenzje tych pozycji może kiedyś)

- Stray Cats - Stray Cats
- Stray Cats - Blast Off
- Lee Rocker - No Cats
- Brian Setzes Orchestra - The Dirty Boogie
- Brian Setzer - The Knife Feels Like Justice (płyta nie rock and rolowa)
- Brian Setzer - Rockabilly Riot Vol. 1: A Tribute To Sun Records

Dla gitarzystów wydał Setzer specjalne DVD z nauką gry na gitarze w stylu rockabilly. Krok po kroku pokazuje co robić z palcami i z instrumentem. ;-)

Spopularyzowany (renesans popularności) Gitara Gretch model 6120 sygnowany Brian Setzer
Kosztuje jedyne 15 tysięcy funtów... marzenie wielu grajków


LOGO    ZESPOŁU

Mała próbka muzyczna zespołu 
Trzy największe hity z pierwszego ich albumu

Rock this Town - przebój Stray Cats  z  pierwszego albumu

Tutaj nie w wersji z 1981r a już z lat 2000 i to live 

Stray Cats - Runaway Boys (Live At Montreux 1981)

Stray Cats - Stray Cat Strut (Live At Montreux 1981)


P.S.
Z uwagi na niszowość tej muzyki w  Polsce dałem jej trzy gwiazdki, czyli potraktowałem ją jako płytę dobrą, cikawa, polecaną. Prywatnie najchętniej dałbym jej gwizdkę więcej bo zasługuje na to by ją znać ale fanów rockabilly nie muszę zachęcać do niej bo jest ona w tych kręgach odbiorców tym samym czym "Script.." Marillionów dla miłośników progresywnych dźwięków.

czwartek, 27 listopada 2014

... i jak tu bronić ? oraz muzyczne oświecenie plus smutna wiadomość

W poprzednim wpisie niezgrabnie próbowałem bronić demokracji. Nawet ująłem się za Prezesem "prezesów" i nadal uważam, że nagonka medialna była nazwijmy to delikatnie nieetyczna. Tymczasem wiadomy Pan w kilkadziesiąt godzin później zaczyna mówić i robić takie rzeczy, że człowiekowi zaczyna być wstyd, że w ogóle zajął głos w sprawie. Jak wtedy wspomniałem PiS to nie moja "bajka" (choć póki co i tak bezpośrednio do ręki od jego rządu dostałem najwięcej) i bardziej chodziło mi wtedy o zasady i kulturę polityczną oraz dziennikarską. Niestety,  nie zmienia to faktu, że zaczynam mieć kaca. Stara prawda głosi, że pewnych spraw nie powinno się ruszać, gdyż z nimi jest podobnie jak z zaschniętymi po wierzchu odchodami. Najlepiej zająć się muzyką. Dzisiaj odkryłem grupę art rockową  (lub też muzyka) Gandalf. Mają na koncie ogrom płyt i wydają je od lat 80tych. Nie wiem dlaczego przez tyle lat mi ona jakoś umknęła. Nawet nie kojarzę jej z programu "Nawiedzone studio", które nadawane jest od lat dwudziestu na falach Radia Afera i który to takie muzyczne klimaty często prezentuje. Pewnie autor programu ma stosunek mniej entuzjastyczny do Gandalfa niż świeżo zauroczony tą muzyką taki człowiek jak ja. Może woli grupę Gandalf z lat 60tych ? (Była i taka kiedyś i to z USA) Nieważne, póki co ten bardziej współczsny Gandalf mile łechta moje uszy. Czas kupić chociaż z dwie płyty. Dla tej muzyki, dla tych okładek, dla mych zmysłów... I pomyśleć, że na Gandalfa trafiłem przypadkim szperając za Tracey Hitchkins po przesłuchaniu jej solowej płyty nagranej z Nolanem...

Chyba te okładki z zawartością wchodzą na listę przyszłych zakupów

A wracając do Jarka... Czy nie lepiej było powiedzieć, że nasza (w domyśle PiSu) radość była przedwczesna. Pogratulować PSL-owi i zapowiedzieć zwarcie szeregów przed kolejnymi wyborami by Polacy mieli jeszcze mniej wątpliwości by na nich oddać głos. Myślę, że to bardziej poprawiłoby słupki sondażowe niż  ta gra, ktorą prowadzi obecnie. Tylko potwierdza tym, że się nie nadaje do polityki, chyba, że jako skrajnie prawicowa partia a taka w naszym kraju nigdy nie zdobędzie większości, bo do nacjonalistów podobnie jak w większość normalnych państw naród polski ma stosunek "ostrożny". Zaprzepaścił szansę bycia ugrupowaniem środka. Teraz to już równia pochyła. Nikt tak jak PiS nie potrafi sobie strzelić w nogę lepiej...

ilustracja jako komentarz dodatkowy (ze strony demotywatory)




Z bierzących spraw.... smutna wiadomość J-23 przestał nadawać. Dla mnie to także Pan Samochodzik i milicjant z "Ewa chce spać" Szkoda. Część mojego dzieciństwa w dniu dzisiejszym pochowana została z tą wiadomością. 

w serialu "Pan Samochodzik i Templariusze" - najważniejszy film mego dzieciństwa.
Od niego zaczęła się moja miłość do książek Nienackiego
i chyba w ogóle miłość do czytania.

Kapitalna niekomediowa rola w kapitalnej komedii

Może i naiwny film w odbiorze w obecnych czasach
ale wtedy to było naprawdę "COŚ"
j-23 nadaje
Niby mały epizod w filmie ale wszedł do historii powszechnej popkultury
Wujek Dobra Rada

wtorek, 18 listopada 2014

Wybory


Blog staram się prowadzić w taki sposób by nie był niczym związany z polityką. Muzyka i polityka wszędzie gdzie się łączy powstaje problem. O swoich poglądach czy sympatiach politycznych również nie zamierzam się rozpisywać. Obserwatorem jednak jestem dobrym i parę wniosków potrafię wyciągnąć. Partia wygrana w ostatnim rozdaniu nie należy do tej, która reprezentuje mój światopogląd. Sporo w niej ludzi bez polotu politycznego i brak w niej choćby paru osób z charyzmą. Tak więc rodzi się pytanie - wygrana i co dalej ? Z drugiej strony przeżywam deja vu. Ponownie stwarza się sytuację w której partia, która w demokratyczny sposób wygrała powinna przeprosić za swoje zwycięstwo i oddać władzę. Ponownie obraża się wyborców z powodu, że Ci nie zagłosowali  na jedyną słuszną opcję polityczną. Od niedzieli słyszę, że powodem przegranej PO jest utrata wizerunku, który należy poprawić. Wizerunek nie trzeba poprawiać a należy coś zacząć robić. Sorry panowie politycy... Przez siedem lat nie uczyniliście nic, poza kilkoma budowami i to za nie swoje pieniądze. Okradliście ludzi z oszczędności (OFE). Dowaliliście podatek. Pozabieraliście ulgi. Wydłużyliście latra pracy przez co szanse na emeryturę (dożycie jej) zaczyna stanowić problem. Dzieciaki wyrzuciliście rok wcześniej do szkoły co daje kolejny rok pracy. Wcześniejsza szkoła równa się wcześniejsza praca i nie mydlić oczu, żee to dla dobra tych dzieci. Czyli dla kobiet to osiem lat pracy więcej. Ostatnia podwyżka w strefie budżetowej miała miejsce w 2007r tuż przed objęciem władzy przez PO. Zburzyliście wszystko co przynosiło zysk. Obecnie muszę pracować ponad 300 godzin w miesiącu by utrzymać standard życia sprzed siedmiu lat. Szczerze mówiąc mam to gdzieś, czy rządzić będzie PO czy PiS czy ktoś inny, Jestem egoistą i patrzę pod siebie. Te Mochery jak do tej pory więcej zrobiły dla mnie niż wspaniali politycy PO. Osoby nie potrafiące dostrzec spraw istotnych a tylko patrzą na wizerunek kształtowany przez media czy nawet samych polityków to osoby ograniczone. Dla niektórych PiS równa się państwo religijne, Macierewicz to główny wróg Polski. A Kaczyńskiego to wstyd pokazać światu. Może i prawda ale mi Macierewicz nic złego nie zrobił. Ostatnią podwyżkę dostałem od Jarka. Nie będę więc gryzł ręki która mnie nakarmiła.A Kościół ? Kościół jako instytucja jest mi obojętny więc mam gdzieć to czy gdzieś stoi jakiś krzyż czy nie. nie reaguję na niego jak diabeł na święconą wodę. Jest mi to obojętnne. PiS ma swoje Radio Maryja zaś PO ma TVN. Chyba wiecie o czym piszę. A jeżeli nie to odsyłam do podręcznika socjologii. Pewnie pomyślicie że jestem Pisowcem... Nie jestem, głos poszedł na kogoś niezrzeszonego a do któego mam w swoim regionie zaufanie. Napisałem PiS programowo mi nie odpowiada co nie zmienia faktu, że w ostatnich 10 latach tylko ta partia poprawiła swego czasu mój byt. To daje do myślenia. PO póki co udawadnia po raz kolejny, ze jedyne co ich łączy w tej organizacji to chęć pełnienia władzy. No dobra... nie polityka miała być tematem a samo nastawienie. Drażni mnie obrażanie ludzi i to głównie chciałem przekazać choć sam nie czuję się obrażanym bo nie pod moim adresem te szykany idą. Ale weźmy sobie na wstrzymanie i używajmy argumentów a nie epitetów.Uszanujmy demokrację i wybór Polaków. Zresztą zawsze się dziwiłem polskiej głupocie. Nasz kraj to jedyny znany mi przypadek w świecie gdzie robotnik głosuje na partię programowo  pozbywającą go miejsca pracy. U nas w Poznaniu póki co sytuacja pewnie się nie zmieni i nadal będzie rządził ten co rządzi. Czy to dobrze ? Nie wiem. Dalej będzie to co jest... Co w końcu może zdziałać ktoś wypalony zawodowo dla którergo bycie prezydentem stało się zawodem a nie funkcją ? Ale wybór należy uszanować i jeżeli wygra - pogratulować. Z pewnością Rysiek G. nie będzie zmuszony do tego by przepraszać za to, że wygrał. A ludzie chcący komentować przekonania polityczne niech wreszcie zaczną to robić z pewną klasą bo na razie mniej są przekonujący niż Ci których łajają.. 

środa, 5 listopada 2014

Pet Shop Boys - Disco (1986) - recenzja




Zawsze miałem problem z klasyfikowaniem tej grupy. Szufladka "muzyka dyskotekowa" jakoś nie pasuje do obrazu tej grupy. Z drugiej strony gdyby tak się zastanowić to muzyka komponowana przez ten duet adresowana jest w większości jednak do odbiorcy klubowego (w domyśle dyskotekowicza). Przyjąć więc należy, że to jednak muzyka taneczna, bo w tym celu powstawała. Problem mój w odpowiednim umiejscowieniem grupy polega na tym, że byli oni muzyczną alternatywą w dość wąskim wtenczas nurcie muzyki disco. Na parkietach królowało w wtedy w pełni italo disco oraz euro disco, które wszelkie wzorce stylistyczne i tak głównie podpatrywało u Włochów co sprawiało, że oprócz nazwy mało co się  różniły od siebie te dwa kierunki. Pet Shop Boys dało się zauważyć już po wydaniu pierwszego singla "West End Girls", który nawet w naszym dość opóźnionym radiu pojawił się dość szybko. Nie pamiętam by był on lansowany na dyskotekach. Sporo róźnił się stylistycznie od tego co wtedy było modne. Raczej grupa postrzegana była jako oryginalna ciekawostka niż materiał na parkiety klubów studenckich. Dość szybko po singlu pojawiła się płyta długogrająca i ona to przyniosła grupie status zespołu pierwszoligowego. Teledyskami z niej zasypał nas Szewczyk w Wideotece a firma Wifon wpisała do planowego programu wydawniczego pozyskanie licencji na wydanie kolejnego albumu. (no może przesadziłem z tym Wifonem, bo nie sadzę by decyzja powiązana była bezpośrednio z ukazaniem się debiutu). 


W okresie wydania pierwszego albumu zespół był mi prawie obojętny. Dostrzegłem jedynie "West end girls" (pamiętna premiera w Studio Stereo w 1986r - singlowa) oraz "Suburbia" - ta zaś za sprawą wersji z płyty "Disco" (Płytę "Please" poznałem później) Z każdą kolejną płytą zespołu weryfikowałem swoje poglądy i coraz przychylniej do tej grupy się nastawiałem. Płyta "Disco" na bardzo długi okres była jedyną, którą ceniłem w sposób szczególny. Pełna weryfikacja i wstawienie grupy na odpowiednio wysoki piedestał nastąpił u mnie dopiero w latach 90tych. Wracając do tematu "Disco". Panowie przed wydaniem drugiego longplaya "Actually" sprawili niespodziankę i wydali płytę pod tytułem "Disco". Ten album w zasadzie zawierał tylko sześć kompozycji z czego cztery pochodziły z płyty wcześniejszej. Taka mała ilość tytułów niech nie będzie zmyłką co do długości całej płyty. Czasy piosenek wzrosły co do pierwowzorów o kilka minut a i dwie premierowe nie były krótkie. Całość albumu to 46 minut co obecnie może i nie powala ale wtedy dla wydawnictwa winylowego był to całkiem normalny czas całości materiału. Po pierwszym odsłuchaniu całości albumu nie sprawia on wrażenia, by serwowano nam aż tak wielką róznicę jeśli chodzi o aranż względem albumu wczesniejszego. Tytuł  "Disco" również nie zobowiązał zespołu by zabrzmieli na niej jak Modern Talking. Owszem słyszalne jest zwiąkszenie akcentów w rytmie. Kilka ciekawych didżejskich wstawek i przejść, które tak naprawdę zaszaleją w muzyce dopiero z chwilą pojawienia się muzyki house . W świadomości ówczesnych słuchaczy albumy "Disco" i "Please" funkcjonował praktycznie w tym samym okresie. Jakimś trafem w tym 1986r pozyskałem płytę "Disco" na kasecie oryginalnej, tak więc prawdziwą przygodę z muzyką tej grupy rozpocząłem właśnie od tego wydawnictwa. Płytę obecnie oceniam bardzo dobrze i uważam ją za bardzo równą pod względem przebojowości poszczególnych piosenek. Wtedy jednak wyróżniałem tylko z niej dwa kawałki."Suburbia" - wydłużoną i "odrobinę przerobioną" wersję przeboju z "Please" i premierowe "Paninaro" które chyba jako jedyne najbardziej trzymało klimat piosenek dyskotekowych tamtego czasu. Zresztą nawet opatrzono go dopiskiem Italian remix. Do dziś pamiętam, że w tej piosence 43 razy pojawia się słowo tytułowe (nie sprawdzałem od owego 1986r ale pamięć chyba mi nie płata figla... przez ciekawość liczyłem). Utwór wydawał się strasznie długi, strasznie monotonny a przy tym nie zatracał przebojowości. Monotonia i przebojowość ? Brzmi to może jak paradoks ale spokojnie. Jeszcze kilka piosenek potrafiłbym wskazać gdzie połączenie przebojowości z monotonią samej kompozycji jest czy raczej było możliwe.

"Paninaro" - wersja zdecydowanie krótsza niż na albumie 

Nie będę z tej płyty wydzielał, które piosenki są lepsze a które gorsze. Jak wspomniałem to bardzo równa płyta a preferencje co do poszczególnych jej fragmentów u osób ją znających rozkładają się prawie po równo i bardziej decydującymi czynnikami wyznaczającymi różnice wartościujące są własne wspomnienia  niż kwestie muzyczne. W moim przekonaniu płyta "Disco" zupełnie (może poza "Paninaro") nie wpisywała się w nurt naszych polskich dyskotek. Była za to doskonałym uzupełnieniem pierwszego albumu. Była czymś w rodzaju super maxi singla, który zawierał doskonałe alternatywne wersje znanych już czterech piosenek oraz poszerzał dodatkowo wydany repertuar o dwie kompozycje. Zresztą chyba własnie te dwie piosenki  najbardziej po przesłuchaniu zapadają w pamięci na tym albumie. Kolejne płyty tego zespołu były według mnie już bardziej dyskotekowe niż album dzisiaj omawiany (zawierały przynajmniej po jednym bardzo dużym przeboju, który królował na parietach w naszym kraju) ale również chcąc być zawsze ten krok do przodu przed innymi Pet Shop Boys coraz więcej zaczynało wplatać do swojej twórczości elementów muzyki house. Jedno jest pewne, albumem "Disco" zespół Pet Shop Boys zapewnił sobie na rynku na stałe opinię artystów "z górnej półki" muzyki dance. Nikt nie ośmieli się nawet wśród ignorantów stylistycznych postawić ich w tym samym szeregu co twórczość Dietera Bohlana (przy całym szacunku dla zasług tego pana). Panowie Neil Tennantt oraz Chris Lowe nagrywając tą płytę potwierdzili , że nie są już tylko muzykami ale są również artystami. Sami twórcy płytę "swoje dziecko" trochę lekceważą lub uważają ją tylko jako pewien dodatek. Swiadczy o tym to, że w reedycjach w początku lat dwutysięcznych została ona przez nich pominięta. 

Mam osobisty sentyment do tej pyty. Po pierwsze jak już pisałem to od niej rozpoczałem poznawanie ich muzyki. Album "Please" pozanałem w całości dopiero w kilka lat później. Gdzieś w okolicach ukazania się ich czwartej płyty. Po drugie był chyba może dopiero 20 pozycją w mojej skromnej kolekcji oryginalnych kaset wykonawców zagranicznych. Po trzecie - okres "katowania" siebie tym albumem przypadł idealnie w okres, który uważam za najbardziej beztroski w moim całym życiu.To wystarczajace powody dla mnie bym uznał go za najlepsze osiągnięcie tej grupy.

Grupa  Pet Shop Boys podobny zabieg z "płytą  uzupełniającą"  zrobiła w 1994 wypuszczając płytę "Disco 2" oraz w kolejnych latach jeszcze Disco 3 (2003r) i Disco 4 (2007r)

Traklista

Strona A

"In the Night" (Arthur Baker's Extended mix) – 6:28
"Suburbia" (Julian Mendelssohn's Full Horror mix) – 8:56
"Opportunities (Let's Make Lots of Money)" (Ron Dean Miller and Latin Rascals' Version Latina) – 5:34

Strona B

"Paninaro" (Pet Shop Boys and David Jacob's Italian mix) – 8:35
"Love Comes Quickly" (Shep Pettibone's Mastermix) – 7:38
"West End Girls" (Shep Pettibone's Disco mix) – 9:03