środa, 1 lutego 2012

The Beatles - Love (2006) - recenzja




Przyznam się, że to będzie moja druga recenzja tej płyty jaką piszę. Pierwszą napisałem zaraz po jej zakupie w 2006r. Przeczytałem ją dzisiaj i odniosłem wrażenie, że zupełnie inaczej postrzegam to wydawnictwo obecnie. Stąd powstała u mnie motywacjam by drugi raz napisać o niej po tych kilku latach. Jako wielki zagorzały fan czwórki z Liverpool powinienem raczej rozpocząć od płyty Abbey Road, lub czegoś na równi dobrego ale i na tamte przyjdzie czas. Póki co Beatlesów zacznę od tego "nikomu niepotrzebnego albumu". Postanowiłem zrobić recenzję w trochę mniej tradycyjny sposób. Być może ta forma będzie nawet bardziej atrakcyjna

Pamiętam, że większość czytanych publikacji nie zostawiało na tym albumie suchej nitki.Krytyka zazwyczaj była monotematyczna i prowadziła z grubsza do wniosku,że to mało ciekawe, mało oryginalne i w ogóle po co to wydawano.Ja również mam sporo obiekcji i by móc w dalszej części skupić się już na tych lepszych stronach zacznę od bolączek.

Na dzień dobry razi mnie brak na labelu (jeżeli mozna mówić o labelu na cd) loga appple.Kolorystyka okładki i płyty jest mało powiedzieć, że drażniąca to jeszcze trąci kiczem.Sama książeczka w środku potrafi się jakoś obronić z uwagi na grafikę psychodeliczną ale sam cover jest koszmarny.Na pierwszy rzut oka widać, że to nieoficjalne i nierównoprawne dzieło Beatlesów.Szkoda, bo gdyby płyta dostała oprawę Apple Corps Ltd.,to może i z większym szacunkiem do niej odnosiłyby się osoby silnie związane emocjonalnie z tym zespołem.Jak dla mnie to jedyna wada tej płyty.

Od teraz zacznę już bawić się w adwokata tej płyty i będę występował jako mecenas Mr. Walrus. W rolę oskarżyciela wcieli się wyimaginowana postać prokuratora Sgt. Peppera. Przewodniczyć w tej sprawie bedzie sama sędzina Eleanora Rigby.

Woźny sądowy

- Proszę wstać sąd idzie

Sędzia Eleanor Rigby

- Otwieram sesję sądu muzycznego. Będzie rozpatrzona sprawa oskarżonego albumu "Love" grupy The Beatles.Proszę pana prokuratora o przedstawienie sądowi aktu oskarżenia.

Prokurator Sgt.Pepper

- Wysoki sądzie ! Oskarżam album grupy The Beatles "Love" jako niegodny noszenia miana płyty tej grupy.Udowodnię, że ten tylko z pozoru nowy album to nic innego jak zwykły zabieg maketingowy, ukierunkowany na łatwy zysk i chęć sięgnięcia do kieszeni ludziom, dla których ta grupa muzyczna, ma specjalne miejsce w ich muzycznym świecie.Dowiodę także,że album ten miał niewiele wspólnego podczas jego tworzenia z samymi Beatlesami.Fakty które przedstawię jednoznacznie wskażą prawdę o tym albumie.Powołuję na świadka pana Ortodoksa Beatlefana.

Sędzia Eleanora Rigby

- Sąd powołuję na świadka oskarżenia pana Ortodoksa Beatlefana. Proszę powiedzieć co panu wiadomo w tej sprawie ?

Świadek pan Ortodoks Beatlefan

- Ta płyta to jakiś koszmar pani Sędzio.Wpierw plakaty na całym mieście oznajmiały nam, że oto ma się ukazać nowy album Beatlesów a oni taki gniot wypuscili. Przecież tego nie da się słuchać a ten cały Martin to chyba jakiś nawiedzony dyskdźokej z podrzędnej remizy...

Sędzia Eleanora Righby

- Proszę przejść do konkretów..

Świadek pan Ortodoks Beatlefan

- Już dobrze. Zacznę od początku. Kupiłem to badziewie w ciemno bo to zawsze Beatlesi. Włączam płytę i co słyszę.Jeszcze ten początkowy numer "Because" to ujdzie.Taki nastrojowy a capela plus te ptaszki ćwierkające w tle ale dalej ? Akord z "A hard days night" i po tym od razu "Get Back". Co ma piernik do wiatraka ? Bo pasowało harmonicznie ? Bezsens. Ale to jeszcze nic.Numer się rozkręca a tu drugiej zwrotki ani widu ani słychu.
Zamiast tego jakieś sample z "Hello Goodbye" potem wstawka ze"szklanej cebuli"Dalej jest jeszcze gorzej pomiksowana Eleanor Rigby i nie bym tu coś miał do wysokie sądu. Ale tak nie mozna by ze sztuką tak się obchodzić. To tak samo jakby Matejce do "Bitwy pod Grunwaldem" dokleić w narożnikach jego drugi sławny obraz "Hołd Pruski" Takich numerów na tej płycie mamy bez liku a już połączenie wodewilowego "Benefit of mr. Kite" z psychodelicznie seksualnie napiętym "I want you"to już pigułka w ogóle nie do przełknięcia.W ogóle wszystkie utwory są poskracane bez początków i często swoich końców.
Nie ma prawa to "coś" zwać się albumem Beatlesów.

Sędzia Eleanora Righby

- Czy obrona ma pytanie do świadka ?

mecenas Mr. Walrus  

- Tak mam kilka. Czy świadek zdaje sobie sprawę z faktu, że dwóch członków tej grupy już nie żyje ? Z pewnoscią tak. Dlaczego więc świadek uważał, że nowy album Beatlesów będzie nowym ? Z przyczyn technicznych to nie było możliwe. Jako wieloletni fan powinien pan wiedzieć, że propozycja będzie dotyczyła nie tyle nowych wersji, co starych ujętych w inny sposób i być może podanych w nowej formie, tak modnej w ostatnich czasach. Mam pytania następujące do świadka. Czy piosenki zawarte na płycie są autorstwa Beatlesów ? Czy zostały przez nich nagrane osobiście ? Czy producentem był odwieczny ich producent ?  Znamy odpowiedzi na te pytania - brzmią one "tak" i to przy każdym pytaniu. Nie mam więcej pytań do świadka.

Prokurator Sgt. Pepper

- Powołuję na świadka kolejną osobę pana Yellowa Submarina

Sędzia Eleanora Righby

Co panu wiadomo w sprawie ?

Pan Yellow Submarin

- Wysoki sądzie. Powinniście zrozumieć mnie doskonale. Co jak co, ale utwór mego życia "Yellow Submarine" posiadał tyle ingerencji różnych, nakładek, że nie jest mi obce majstrowanie przy efektach i zabawie dźwiękiem. Ale to co tu zrobili to jakieś nieporozumienie. Wszystko trąci zasadą byle jak najwięcej upchnąć i to bez ładu i składu. Jako dowód proponuję odsłuchać końcówki tak przemielonego prawie, nie do poznania  "I Want you"

Sędzia Eleanora Righby

- Sąd dopuszcza dowód do sprawy (w oddali słychać wskazany fragment)

Pan Yellow Submarin

Wysoki sądzie ! Wszyscy usłyszeliśmy ten jazgod bez ładu i składu. Nic już nie mam do dodania. No może poza tym, że nie wiem po jakie licho ten Martin grzebał przy ścieżkach stereo.

Sędzia Eleanora Righby

Czy pan mecenas ma  pytania do świadka  ?

mecenas Mr. Walrus

- Tak wysoki sądzie chcę poruszyć tą kwestię i od razu zadać kłam tym twierdzeniom.
Szanowny panie Submarinie. Powiedział pan, że to jazgod. Ja tam dosłyszałem się zabiegu realizatorskiego uwypuklającego psychodelię w tym bądź co bądź psychodelicznym utworze. Dźwieki nie są dodane bez sensu i za każdym kryje się zamysł artystyczny. Proszę też nie mówić, że zamysł ten nie był Beatlesów a Martina, bo co prawda to fakt, ale pamiętajmy, że i wówczas większość zabiegów była dziełem Martina, który sterował produkcją. Nie może więc pan obwiniać za to człowieka, który wczesniej za swoje wizje zbierał pochwały, także zapewne i od pana. Co do grzebania przy "stereo" to proszę zwrócić uwagę, że takie "All you need is love" powstawało w okresie, gdy stereo jeszcze raczkowało i celowo nagrywano tak, by różnica była zauważalna od razu. Obecnie uważa się to za błąd, bo zakłamuje brzmienie. Pomijam już fakt słuchania tych starszych produkcji w słuchawkach. Błędnik podczas odsłuchu szaleje a biorąc pod uwagę, że słuchawek używa się na spacerach, podczas biegania czy jazdy na rolkach o wypadek nie trudno. Uporządkowanie ścieżek stereo to jeden z najlepszych pomysłów i gwarantuję panu, że płyta "Love" jest jedyną którą da się na słuchawkach przesłuchać całą, nie robiąc sobie ani innym krzywdy. Uważam, że zarzuty są bezpodstawne.

Sędzia Eleanora Righby

- Oskarżenie nie ma więcej świadków.Czy obrona chce powołać świadka ?

mecenas Mr. Walrus

- Tak. Poproszę na świadka panią Pennylane Małoletnią

Sędzia Eleanora Righby

- Co pani ma do powiedzenia w tej sprawie ?

Swiadek Penylane Małoletnia

- Ja to prosze pani Betlesów poznałam dzięki rodzicom bo oni mi gęgali, ze to takie cool i czad. Jak ich obczaiłam to o mało nie zdębiałam. Bo wie pani. Ja rozumiem takich emo czy nawet punków ale hippy to juz nie te lata. Dla mnie to wapno. Ale posłuchałam tej płyty od starych. Kupili mi na gwiazdkę to i chciałam zrobić przyjemność, no nie ? Posłuchałam i spoko.Tokio Hotel, to oni nie są, ale w sumie goście trzymali klimat. Nuta niezła. Wstawki też spoko.W zasadzie zajarałam się bo to w sumie niezła zajawka i jaka oryginalna. Bitli nikt w budzie nie słucha.Potem jeszcze zassałam z neta cały katalog mp trójek. To dopiero była jazda na maksa. Kolesie byli nieźle wyluzowani.. Nie wiem czego Ci ludzie czepiają się w tej płycie ? 26 numerów na jednym podstawku pod piwo to jest coś. Basów to mogli by dołożyć, bo tuba basowa w moim karze kiepsko niesie.  Poza tym cool. A ten staruszek, co przy tym grzebał to chyba niezły towar skombinował bo miejscami muza odlot.

Sędzia Eleanora Righby

- czy oskarżenie ma pytanie do świadka ?

Prokurator Sgt. Pepper

- Tak mam. Czy świadek pani Małoletnia Pennylane wie, że The Beatles to największe dobro muzycznego świata ?

Swiadek Penylane Małoletnia

- Serio ? facet chyba ściemniasz. Beatles ? To Michael Jacksoon jest najwyższym dobrem.Bitle nie sprzedali tyle płyt co ten gościu. W ogóle to po co się nakręcacie tą płytą. CeDek spoko, posłucha się i finito.. po co tyle zamieszania. Lenonowi i Harrisonowi i tak to wszystko już titu titu a wy pianę bijecie.

Prokurator Sgt. Pepper

- Ta arogancja jest nieprzyzwoita. Nie mam więcej pytań.

Sędzia Eleanora Righby

- Skoro nie ma więcej świadków proszę strony o przedstawienie mowy końcowej

Prokurator Sgt. Pepper

- Wysoki sądzie. Być może wyjaśnienia obrony rozmyły nieco obraz sprawy. Fakty jednak pozostają faktami.Jak już zauważono nie ma wsród żywych dwóch osób odpowiedzialnych za repertuar i mających niebagatelny wkład w każde dzieło grupy The Beatles. To co reprezentuje sobą płyta "Love" to obdarte z tych choćby dwóch wizji produkt finalny. To w zasadzie kaprys realizatorski pana Georgea Martina i jedynego członka grupy Paula McCartneya. Zdaję sobie sprawę, że cały material zrealizowany został na potrzeby przedstawienia, a te jako "licencja poetika" rządzi się osobnymi prawami. Nie powinno jednak to ujrzeć światła dziennego pod szyldem The Beatles, bo tak po prawdzie ta płyta jest niczym innym jak zgrabnym miksem didźejskim. Co prawda wykonanym przez fachowca, jednak miksem,. Wnoszę o przyznanie racji, że album, będący podmiotem w sprawie nie ma prawa być traktowany jako kolejna płyta The Beatles.

mecenas Mr. Walrus

- Wysoki sądzie ! Zgadzam się z oskarżeniem co do jednego. Nie bylo podczas produkowania tej plyty dwójki zasłużonych członków. Zauważmy jednak, ze wykorzystano na tej płycie piosenki nagrane jeszcze za czasów ich życia. Jedynie co zmieniono to nawet nie aranż co sam montaż. Nad płytą czuwał Paul i Martin, którzy już za czasów Beatlesów decydowali o formie i produkcji a nawet montażu. Lennon przychodził, grał i robił to genialnie.Ale to Paul wraz z Martinem najwiecej czasu spedzali na obróbce. Co wyszło Lennonowi jak sam zaczął grzebać nie trzeba nikomu mówić. "Revolution nr 9" jest tego przykładem doskonałym.Na płycie zawarta jest muzyka tylko i wyłącznie Beatlesów. Wszystko pochodzi z oryginalnych zapisów. Jak więc ktoś chciałby nazwać tą płytę ? Może na motywach zespołu The Beatles ? Przecież to nonsens. Pamietajmy, że na Antologii dołożono dwie nowe kompozycje, gdzie wykorzystano taśmy z głosem Lennona i dołożono pozostałą trójkę. Dziwne, że wtedy nikt nie podważył idei, tym bardziej,że całość brzmiała jak Electric Light Orchestra (z wiadomych względów - wiadomo dlaczego). Tu mamy produkt może ciut nowatorski a nawet w pewnym sensie oryginalny i ze świażym spojrzenam. Przykład choćby pokolenie świadka. Dla nich forma skrócona jest treściwsza a przecież chodzi o to by dotrzeć do tych młodych ludzi.Nawet stary fan słuchając tej płyty będzie odnosił wrażenie że posłuchał w ciągu tego czasu znacznie więcej niż w rzeczywistości. Ktoś znający Beatlesów doskonale nie musi słuchać całej piosenki by ją usłyszć.Ta płyta to pigułka muzyczna.Produkt dobrze zrobiony i to przez ludzi którzy to robili u Beatli zawsze.Nie było zamiarem stworzyć nowej do katalogu głównego płyty. Zamysłem było przedstawienie a przy okazji puszczenia w świat muzyki Beatles podanej ciut inaczej.W dalszym ciągu jednak ten album to Beatles. Dlatego wnoszę o uniewinnienie tej płyty od stawianych jej zarzutów

Woźny sądowy

- Sąd udaje się na naradę

...w przerwie proponuję włączyć sobie i przesłuchać cały album na spokojnie..

Po przerwie

Woźny sądowy

- Proszę wstać sąd idzie !!

Sędzia Eleanora Righby

- Po wysłuchaniu obu stron, sąd muzyczny wydał wyrok:

Płyta "Love" grupy The Beatles nie ma prawa być nazywana nową płytą zespołu i nie może być traktowana na równi z innymi pozycjami z żelaznej listy płyt wydanych za czasów istnienia zespołu.Płyta "Love" ma prawo być firmowana nazwą The Beatles z uwagi na materiał zamieszczony i należący artystycznie do członków tej grupy.Stronom przysługuje odwołanie od wyroku.

Ze swojej strony już nie jako sędzina dodam, że znam płytę i z każdym przesłuchaniem staje się ona mi coraz bliższa a zawarta muzyka na niej posiada tą samą magię jak i inne dzieła Beatlesów.

Zamykam rozprawę
====================================
Myslę, że ten proces bardziej był przejrzysty niż gdybym napisał tradycyjną recenzję tej płyty i ujął w słowa treści wystepujące w tej scence.

1 komentarz:

  1. Bardzo zabawny tekst, ale mi coraz bardziej się wydaje, że ludzie tacy jak Penylane Małoletnia nie słuchają The Beatles dlatego, że ich piosenki są takie a nie inne (długie-krótkie, szybkie-wolne etc.) Problem polega na tym, że wielu ludzi bardzo chce, żeby myśleć za nich. Takie stacje jak Eska nie puszczają tylko dance, zawsze mają w playliście 3-4 ballady albo "dziwactwa" typu Gotye i słuchacze tego radia łykają je tak samo jak taneczną masówkę (można to łatwo zauważyć na Facebooku). Im całkowicie wystarczy, że ktoś przyklepał, że to jest hit - gatunek to sprawa drugorzędna. I tak sytuacja się trochę polepszyła, ponieważ dzięki rozwojowi Internetu coraz trudniej jest w Polsce promować piosenkę z 20 miejsca w Szwecji albo 30 we Francji i wmawiać, że to światowy przebój, a kiedy chodziłem do liceum to była to nagminna praktyka. Podejrzewam, że gdyby co tydzień zdejmować z playlisty Eski jedną techniawę i wstawiać jedną balladę albo utwór rockowy połowa słuchaczy wzruszałyby ramionami i uznałaby, że trzeba iść z duchami czasu... Naprawdę trudno powiedzieć, czy muzyka pop obniżyła loty, bo słuchacze są głupsi - ja skłaniam się ku zdaniu, że to biznes stał się bardziej leniwy niż w latach 60. i zamiast tworzyć perełki songwriterzy piszą byle g., licząc, że PR-owcy jakoś to sprzedadzą. Rynek psuje też reklamowanie niektórych wykonawców jako "muzyki dla wybranych". Wielu słuchaczy przez to wychodzi z założenia, że "skoro nie chcą grać dla plebsu, to ja na nich leję". 90% współczesnych wykonawców, których słucha ma etykietkę "alternatywnych", ale 90% z nich dałoby się jakoś wypromować jako pop. Analogicznie wielu wykonawców z listy Fabiańskiego z laty 80. zostaliby dzisiaj uznani za dziką alternatywę, a wtedy chyba mało kogo to obchodziło...

    Chociaż jeżeli młodzież szuka dzisiaj jakiejś muzyki poza mediami, w mojej okolicy najczęściej jest to polski hip-hop, więc może rzeczywiście jest z nią coś nie tak?!

    OdpowiedzUsuń