poniedziałek, 6 lutego 2012

(Gor=Bol)ączka Sobotniej Nocy



W minioną sobotę udałem się wraz z przesympatycznym gronem moich znajomych na zabawę karnawałową. Odbyła się ona w typowym miejscu dla takich imprez , czyli w remizie straży pożarnej. To była już kolejna tego typu potańcówka organizowana przez ludzi z mojej pracy. Nasze spotkania "baletowe" urządzamy sobie cyklicznie w zależności  od naszych chęci, średnio wypada to dwa razy w roku. Organizujemy je sobie prywatnie, składkowo, absolutnie nie pod szyldem firmowym. Do tej pory zrzucaliśmy się na wynajęcie sali i opłacenie zespołu. Resztę, czyli jadło i napoje każdy przynosił ze sobą. Po kilku imprezach, w których do tańca przygrywał nam jakiś amatorski band typu weselnego powiedzieliśmy sobie dość !!! Wolimy zatrudnć dyskdżokeja i wreszcie mieć na imprezie muzykę, która także i dla trzeźwych będzie w jakimś stopniu atrakcyjna. Dyskdżokej okazał się dość sympatycznym człowiekim i miał mieć podobno olbrzymie doświadczenie w prowadzeniu imprez tanecznych. Myślę, że tyle informacji o nim wystarczy,  by płynnie przejść do sedna problemu. Ten wstęp o nim wydawał mi się konieczny. Zapewniam wszystkich, że pomimo pewnej "bolączki" bawiłem się przednie. Zawdzięczam to co prawda głównie współbiesiadnikom ale po kolei...


Doskonale pamiętam dawne czasy pierwszej połowy lat 80tych, gdy Didżej grając muzykę na dyskotece jedną ręką przytrzymywał słuchawki, a drugą nakładał płytę na gramofon. Uruchamiał ją, a w między czasie jeszcze z walizki wykładał na bok kolejne trzy płyty. Kiedyś bycie prezenterem dyskotekowym zobowiązywało. To nie był ktoś przypadkowy. Samo posiadanie muzyki na płytach stawiało go w roli mistrza ceremoni. Kto posiadał tyle materiału z nowościami to musiał być kimś. Pospólstwo nie dysponowało ani takimi pieniędzmi, ani takimi układami, by wejść w posiadanie cennych płyt. Samo posiadactwo odpowiedniej "kolekcji" jeszcze nie czyniło  z człowieka prezentera. Zwróćmy uwagę już na samo nazewnictwo - "prezenter". Cały świat miał D.J-ów a my w kraju mieliśmy prezenterów. Kto mógł nim zostać ?


Otóż, prezenterem mógł zostać każdy, kto posiadał minimum średnie wykształcenie i zdał egzamin przed Państwową Komisją Kwalifikacyjną dla prezenterów dyskotek, powołaną przez Ministra Kultury i Sztuki. Podczas egzaminu kandydat musiał wykazać się: znajomością wszystkich gatunków muzyki i ich historii. Mieć wiedzę z obsługi i działania sprzętu dyskotekowego.Fizyka również sięmu kłaniała, przynajmniej w zakresie podstaw akustyki. Musiał też posiąść podstawową wiedzę z zakresu psychologii oraz wiedzy o świecie współczesnym. Ocenie podlegała również umiejętność posługiwania się poprawną polszczyzną oraz umiejętności interpersonalne. Kandydat, który przeszedł przez sito egzaminacyjne otrzymywał w postaci legitymacji uprawnienia i pełnomocnictwo rządu polskiego do prowadzenia dyskotek na terenie państwa polskiego. Obecnie to śmieszy, zresztą wtenczas również brzmiało to dość zabawnie. Prawdą jest jednak, że ludzie zarabiający na D.J-ejce stanowili wtedy klasę samą dla siebie.


Dzisiaj wystarczy mieć stół mikserski za 400 zł (do kupienia na Allegro), wzmacniacz za 1000 zł (do kupienia na Allegro) Jedną iluminację świetlną za 350zł (do kupienia na Allegro) Dwie kolumny za 1000 zł (do kupienia na Allegro) oraz dwa Pendrivy (dołączane za darmo do zakupów w markecie jak się przekroczy sumę uprawniającą do gratisu), oraz login na chomikuj.pl. Czyli D.J-ejem może być każdy, kto dysponuje kwotą równowartą jednej wypłacie (srednio krajowej). Mam w ostatnich czasach spore doświadczenie w obcowaniu z ludźmi prowadzącymi różne imprezy. Częste rozmowy z nimi pozwoliły mi wyrobić sobie opinię co do większościz nich. Być może miałem pecha, ale razi mnie u nich całkowity brak elemntarnej wiedzy  z zakresu muzyki rozrywkowej. Można się do tego przyzwyczaić po jakimś czasie, tym bardziej, że to nie jest główny problem. Tym co mnie najbardziej boli u nich to dobór muzyki. Wiem, że to spory kłopot, bo sam mam różne doświadczenia w tym kierunku. Kilkakrotnie podjąłem się poskładania do kupy piosenek na imprezy robione u znajomych. Złożenie całości, czyli około pięciu, sześciu godzin zajmowało mi czasami nawet pół dnia. Uwzględnić gusty wszystkich i wypośrodkować muzykę to nie lada wyczyn. Rozumiem więc, że taki D.J -ej łatwo nie ma. Na sali ze sto osób a każda z nich to inny gust. Dlatego bywam bardzo pobłażliwy w ocenianiu ich pracy. Niemniej pewnych grzechów nie potrafię zrozumieć. Jaki ma sens puszczanie na zabawie piosenek, coverów znanych przebojów. Jaki ma sens nadanie piosenki Lombardu "Przeżyj to sam" w wersji disco polowej, gdy ta nie różni się rytmem od oryginału a trąci totalnym kiczem. Dlaczego każdy prowadzący sądzi ludzi po swoim guście muzycznym ? Dlaczego każdy z nich to fan disco polo lub od razu skrajnej muzyki klubowej ? Ci ignoranci muzyczni powkładali sobie do głowy, że wystarczy zagrać Jive Bunnego mastermiksy lub Modern Talking to lud oszaleje. Pół biedy jeszcze Bunny czy Modern Talking , bo to wszak klasyki imprezowe. Ale u diabła skoro od lat króluje taka "La bamba" w wykonaniu Los Lobos, która pomimo oklepania prezentuje poziom tak wysoki, że  nie do poprawienia, to po co nadawać wersję zmutowaną i do tego zaśpiewaną przez kogoś bez głosu ? Później podczas rozmów w palarnii każdy z biesiadników obgaduje dobór muzyki, Każdy krytykuje tą żenadę prosto z pola, każdy twierdzi, że słucha w domu: Purpli, Offspring, Green Day, Cure i chciałby podobnych kawałków posłuchać i tu. Każdy więc z nich słyszy tą sieczkę, ale po papierosku jakimś dziwnym trafem zasuwa na parkiet i szaleje przy tym czego tak nie lubi. Ludzie! Czy mnie popierdoliło ? Ja rozumiem, że gdyby był tu zespół to nie mam wyboru, ale mamy za konsoletą żywego człowieka, który  i tak leci wszystko z pendriva i mp3 pobranych z netu. Tak zdobywając muzykę  ma możliwść posiadać na pendrivach całą najlepszą muzykę świata, a on co ? On robi wszystko, by się upodobnić do  brzmienia największych amatorów. Siedziałem więc sobie, popijałem i z czasem nawet już nie docierało do mnie to co on grał. Ważne były już tylko dowcipy znajomych i miła atmosfera. Muzyka robiła dla mnie tylko zbędny hałas. Szkoda, bo gdy tak przez chwilkę się zadumałem i pomyśłałem ile a zwłaszcza, co on mógłby zagrać, to aż żal się robiło. Na świecie powstało przecież tyle wspaniałej muzyki tanecznej, że mi naprawdę na jego miejscu szkoda byłoby czasu na to totalne gówno co zalewa imprezy polskie (i nie mam na mysli tu wódki). Coś co jest jak wirus. Coś co napawa mnie coraz większym obrzydzeniem przed wyjściem gdziekolwiek. Dlaczego oglądając amerykański film, w którym jest scena z wesela to zawsze widzę grający tam fajny band poprockowy. U nas jak impreza czy wesele to od razu muszą to być Tośtoki. U nas nawet jak zespół zagra rock n rolla to jest on w rytmie oberka. Ja wiem, że usłyszeć Johnny B. Good w rytmie oberka to przeżycie bezcenne, jak zdjęcie babci z imprezy dla rastamanów ale powoli... czasami normalności potrzeba również.


Precz z wszystkimi pseudo prezenterami. Gdy po wypiciu kilku głębszych pozwoliłem wznieść sobie toast za to, by czasy komuny wróciły i Minister sztuli i kultury dbał o moją rozrywkę nikt nie wiedział o co mi chodzi. Tylko pobłażliwie spojrzeli się na mnie. Dawniej liczyła się jakość i to prezenter nadawał styl i charyzmę imprezie. On lansował przeboje. Był podczas swojej pracy guru dla imprezowiczów. Dziś prezenter to zazwyczaj zakompleksiały podtatusiowaty facet, bez sprecyzowanego gustu muzycznego. Który gra melodie a nie piosenki w myśl zasady - nie ważne kto śpiewa, ważne co śpiewa.Zresztą on nawet nie potrafi rozróznić piosenki dobrze wykonanej od chadziajstwa. Nie lasuje przebojów a siebie. Aparatura nagłaśniająca to również porażka. Przenośne kolumny nadają się bardziej na wiece pierwszomajowe a nie by móc przenieść dźwięk o odpowiedniej głębi.

Chyba jestem faktycznie pierdolnięty, ale głupoty nigdy nie zrozumiem. Żebym był dobrze zrozumiany wyjaśnię coś, co może niejasno określiłem. Nie czepiam się repertuaru od strony doboru piosenek. Bo jeśli ktoś chce grać Boney M czy ABBA czy Bee Gees czy nawet Modern Talking lub nawet i Techno czy Metal to niech to będzie do jasnej cholery wykonanie profesjonalne, czyli jeżeli ABBA to niech to będzie ABBA, Boney M to Boney M., AC/DC to AC/DC itd. Niech to będą wykonania te, które są dobre a nie jakieś dziwne wersje nagrane przez Henia i Stasia z sąsiedniej wsi. Skoro decyduję się na wynajęcie d.j-a to widocznie chcę  do tańca  słuchać światowych wykonawców . Ci wszyscy specialiści  trudniący się robieniem imprez myślą chyba, że dlatego ich wynajmujemy, bo nie stać nas na zespół weselny i robią wszystko co w ich mocy, by zbliżyć się do repertuaru i wykonania jak najwierniejszego temu, przed czym my chcący mieć prezentera uciekamy. Śmiem twierdzić, że 80 % wszystkich Dyskdżokejów nie potrafi ułożyć tracklisty dla ludzi o różnych upodobaniach i będących w różnym wieku. Bo jak ktoś taki ma wiedzieć co grane było w latach 80tych czy 90 ? - no skąd ? - z radia złote przeboje ? Połowa puszczanych tam piosenek nigdy hitami na dyskotekach nie było, ale skąd oni mają to wiedzieć ? I pomysleć, że kiedyś drwiłem z przedmowy Franciszka Walickiego do książki ABC prezentera dyskoteki. On już wtedy czuł w jakim kierunku idzie świat i że zalewa nas potok totalnej amatorszczyzny i że tylko wykształcony i po egzaminie osoba gwarantuje jakość potrzebną dla prawidłowego rozwoju społecznego młodzieży polskiej.


Tematu oczywiście nie wyczerpałem, a jedynie dałem upóst swoim myślą z którymi co imprezę muszę stoczyć nierówny bój. Nie zawsze da się załatwić to kilkoma drinkami. Problem jest bardziej poważny, gdy mam dyzur jako kierowca i muszę te bolączki znosić na trzeźwo. Kto wie, czy obecni prezenterzy dyskotekowi nie mają swojego udziału w rozpijaniu Polaków ? Według mnie mają i to spore zasługi. Naprawdę trudno bawić się na trzeźwo słysząc "Przeżyj to sam" w wersji zespołu Top One.

1 komentarz:

  1. :))))dlatego jestem totalnie antyweselna,wrażliwe ucho osoby,nie jest w stanie przesłuchać tego g.......

    OdpowiedzUsuń