Zazwyczaj omijam pisanie o płytach już dawno powszechnie uznanych jako dziela sztuki rockowej. Dlatego tak niewiele pojawia się na moim blogu muzycznych pozycji z klasyki. Czasami wręcz sprawdzam, czy ktoś już coś o tym napisał i gdy znajduję a do tego recenzja pokrywa się z moim zapatrywaniem, daję sobie spokój i szukam na półce swojego zbioru płyty mniej znanej a przynajmniej mało opisanej. Przy Meat Loaf robię wyjątek z uwagi, że przez wiele lat traktowałem tego artystę jako totalne flaki z olejem do tego napompowane scenicznym aktorstwem. Nic mi się nie podobało w tym artyście z wyjątkiem dwóch piosenek i to z drugiej części "Nietoperza"(tej z 1993r). Pierwszy kontakt z Meat Loaf miałem za sprawą plakatu (z gazety "Poster" - ciekawe kto pamięta to niemieckie wydawnictwo) z którego z jednej strony spoglądały cztery wystrzałowe laski z zespołu The Runnaways a z drugiej jakiś spocony tłuścioch - niejaki Meat Loaf. Było to w okolicach roku 1980. Nigdy Meat Loaf nie doczekał się chwili, w której bym odwrócił plakat z Joan Jett i jej koleżankami.Był jeszcze epizod gdzie widziałem go w jakieś komedii, w której grał rolę pirata. Kolejny kontakt z tym panem to już 1993r i epoka MTV w wersji już polskojęzycznej i wielki przebój "I'd Do Anything For Love". Daleki byłem jednak od tego bym (zastosuję określenie fejsbukowe) kliknąć na "lubię to". W erze internetu i mojego okresu "ciągłego szukania zapomnianych lub nieznanych dźwięków" (u mnie między 2000 a 2009r) natknąłem się i na Meat Loafa. Przyznam się. Przesłuchałem jego trzy płyty w tym tą o której dzisiaj piszę. Nie zrobiły na mnie wrażenia. Kolejne styczności z płytą to raczej już przypadkowe kontakty słuchowe. Czasami coś w radiu, czasami przypadkowo obejrzane DVD, czasami zasłyszana opinia. Bywały nawet chwile, gdy z kopii (uchowała się od owych przsłuchań) odtworzyłem sobie całość. Nigdy jednak tak naprawdę chyba jej nie słuchałem lub może i słuchałem ale na pewno jej nie usłyszałem. Będąc dwa lata temu w komisie z winylami w rękę chwyciłem płytę, którą zresztą od prawie roku przekładałem w kartonie robiąc przegląd zawartości w poszukiwaniu czegoś fajnego do kupienia. Mowa tu oczywiście o "Bat out of Hell". Pierwsza decyzja - biorę ją. Wróciłem do domu i płyta poleciała w regał.. no dobrze , raz przesluchałem. W kolejnym tygodniu może nastapił jej drugi odsłuch, później kolejny. Gdzieś tam chyba przeczytałem tłumaczenie jednej z piosenek. W telewizji (a może w necie) obejrzałem przypadkowo odcinek poświęcony tej płycie. Chyba było to w powtórce programu z serii "klasyczne płyty muzyki rockowej" i powoli zaczynałem się nakręcać.
Meat Loaf to póki co artyta, który najdłużej do mnie docierał. Praktycznie potrzebowałem kilkunastu lat by coś tam w jego muzyce polubić a ponad trzydziestu by stwierdzić, że oto mam do czynienia z kimś kto wydał płytę, która po dwóch latach słuchania znalazła się w gronie moich płyt życia. "Bat out of Hell" jest dla mnie płytą genialną . Pominę całą otoczkę (kompozytora, producenta, muzyków itp) w jej opisie bo inni w necie zrobili to już i kto wie czy nie lepiej. W to miejsce napiszę kilka swoich refleksji. Byłem zdziwiony, że płyta w owym czasie nie miała marketingu a jedynie poprzez koncertowanie sama się wypromowała (info z filmu), że zamiast korzystać z taśm demo Meat Loaf wraz z wokalistką i pianistą - kompozytorem (Jim Steinman) grali materiał na żywo i że nikt nie chciał tego nagrać. Znalazł się jednak Todd Rundgren, który to zrobił. Nawet mając już płytę nagraną czyli gotowy materiał nikt nie chciał tego wydać. Wiem, że były to czasy disco i punk rocka ale mimo wszystko nikt nie czuł w tej muzyce potencjału komercyjnego. Trochę się dziwię, bo mnie ograniczała w poznaniu się na tej muzyce nieznajomość angielskiego (przynajmniej nie na tyle biegła by wychwycić niuanse i własciwe rozumienie tekstu) ale w chwili gdy liryka jest przejrzysta całość od razu nabiera szlifu szlachetnego i staje się dziełem kompletnym i urzekającym. Jim Steinman ma talent do pisania o sprawach prostych w sposób czasami zawiły ale zrozumiały. Daje to klimat całości. Nawet czasami jak mamy do czynienia w piosence z pewnym paradoksem jest to tylko niedorzeczność pozorna. Weźmy na przykład fragment z piosenki "Two Out Of Three Ain't Bad" gdzie Meat Loaf śpiewa "Pragnę Cię, Potrzebuję Cię ale nigdy Ciebie nie pokocham". Może i nastolatkowi (dla którego kiedyś ten przekaz był adresowany) słowa mogą wydać się bez sensu a przynajmniej gdzieś tam w jednym zdaniu się wykluczające ale... no właśnie. Trzeba czasami wziąć pod uwagę, że życie potrafi być tak skomplikowane jak graffitti sprayem po klatakch schodowych malowane. Kolejny kapitalny tekst jest w "Paradise By The Dashboard Light". Już sam pomysł na tytuł: "Raj oświetlony deską rozdzielczą (w domyśle samochodu) lub w oświetleniu deski rozdzielczej" Słyszałem tą piosenkę już w kilku wykonaniach jesli chodzi o wokal żeński. Oczywiście wersję płytąwą z Ellen Foley, koncertową z Karlą DaVito i wersjję całkiem niedawną z DVD "3 Bat live". Wierzcie mi każda potrafiła zaśpiewać, że ciary szły i każda z nich w moich oczach zdawała wizualnie egzamin tej najładniejszej siedemnastolatki ze szkoły, która trafiła na kanapę tylną samochodu wraz ze szczęściarzem.
Tytułowy utwór jeśli się wie, że chodzi w nim o wypadek motocyklisty od razu staje się przejrzysty i klarowny. Nawet tekst przestaje być zawiły. Piszę to dlatego, że z początku gdy próbowałem tłumaczyć słowa i odszukać sens miałem problem z kontekstem. Oprócz tego na albumie znajdziemy jeszcze jedną ckliwą balladę z poetyckim tekstem "Heaven Can Wait (Niebo może poczekać)" Mamy jeszcze dwa ostre rock and rolle, również z dobrymi tekstami, zwłaszcza "You Took The Words Right Out Of My Mouth" robi wrażenie z tym dialogiem na początku - sporo dwuznaczności ;-). Całość płyty kończy "For Crying Out Loud" czyli... cholera nikt nie prosił a próbuję tłumaczyć... "dla płaczu po cichu..." coś w tym stylu.. Świetny tekst, oczywiście o miłości, oczywiście nieszczęsliwej i oczywiscie takiej najwiekszej, najszczerszej takiej... do ryczenia w poduche... no i w roli głównej mistrz ceremoni Meat Loaf aktor dramatycny, mistrz interpretacji, genialny głos.
"Paradise By The Dashboard Light" wykonany z Karlą DeVito
(na płycie mamy głos Ellen Foley ale podobno Karla na scenie była znakomita)
Od dwóch miesięcy za muzyczną oprawę u mnie w domu, w samochodzie podczas jazdy, w słuchawkach podczas chwili wolnej na dyzurze, w pracy robi ten grubas (który chyba trochę schudł) Lubię jego role filmowe, uwielbiam już większość jego płyt. Przede wszystkim otworzył mi oczy na swoje artystyczne ego co pozwoliło mi na stare lata wywindować na piedestał jeszcze jednego artystę i dołączyć go do grona tych najbardziej lubianych. Myslałem, że ten etap mam już zamknięty i że nikt już nie wbije się do mojego ścisłego top ulubieńców muzycznych. Jak widać muzyka u każdego dojrzewa inaczej i do pokochania potrzebuje różnych bodźców. Dla mnie impulsem do polubienia tego artysty stało się jedno zdanie z piosenki, w którym zawarł a w zasadzie uzmysłowił mi pewną prawdę... ale które to było i w jakiej piosence niech pozostanie to już moja tajemnicą.
"Two Out Of Three Ain't Bad"
"You Took The Words Right Out Of My Mouth"
Track lista
Strona A
01. Bat Out Of Hell (Jim Steinman) – 9:48
02. You Took The Words Right Out Of My Mouth (Hot Summer Night) (Jim Steinman) – 5:04
03. Heaven Can Wait (Jim Steinman) – 4:38
04. All Revved Up With No Place To Go (Jim Steinman) – 4:19
02. You Took The Words Right Out Of My Mouth (Hot Summer Night) (Jim Steinman) – 5:04
03. Heaven Can Wait (Jim Steinman) – 4:38
04. All Revved Up With No Place To Go (Jim Steinman) – 4:19
Strona B
01. Two Out Of Three Ain't Bad (Jim Steinman) – 5:23
02. Paradise By The Dashboard Light (Jim Steinman) – 8:28 – duet z Ellen Folley
03. For Crying Out Loud (Jim Steinman) – 8:45
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz