Jako punkt wyjściowy do swoich przemyśleń przyjmę fragment z artykułu ś.p. Beksińskiego dotyczący muzyki z nurtu new romantic. ("Tylko Rock" nr 7 (47) lipiec 1995) Tam autor zamieścił pewną definicję tego stylu, która od tamtego czasu traktowana jest w naszym kraju a zwłaszcza wśród ortodoksyjnych fanów, jako ta jedna oficjalna, przodująca i niepodważalna. Zamieszczam więc ją poniżej a później rozwinę już swoją myśl.
Styl stworzony przez nowofalowych użytkowników syntezatorów ochrzczono mianem "new romantic" głownie dlatego, że ci stosunkowo młodzi wykonawcy dość zabawnie łączyli taneczny hedonizm z dekadencją spod znaku "no future". Gdyby ktoś pokusił się o złośliwą lecz wierną karykaturę typowego "nowego romatyka", musiałby narysować tańczącego Giaura z syntezatorem pod pachą, śpiewającego o cierpieniach młodego Wertera. Z jednej strony dużo było w tej uzyce emocji, wzruszeń, wręcz cierpiętniczych klimatów... a z drugiej niektórzy piewcy "new romantic" z powodzeniem pełnili rolę efektownych wieszaków na kolorowe ciuchy, przez co stali się dyktatorami mody (vide Duran Duran). Niektórym jednak udało się stworzyć swoiste arcydzieła. Ale moda na "new romantic" trwała krótko i gdy termin stał się znany w Polsce, był już martwy.
.........
Reasumując - po "new romantic" zostały wspomnienia, emocje, kilka niezłych płyt i wiele utworów, które na zawsze trafiły do kanonu rocka. Niestety, zbyt często ta przelotna moda kojarzona była - nawet przez swoich fanów - z tandetą dyskotekową, jaka przyszła w ślad po oszałamiającym (i zagadkowym) sukcesie trzeciej płyty Human League, Dare. Świadomie nie wymieniłem jej tutaj, gdyż był to już produkt zupełnie innego kroju. Sprawił jednak, że każdy młody człowiek z syntezatorem natychmiast wchodził do studia nagraniowego, a każdy podlany elektroniką utwór - choćby nie wiadomo jak kiczowaty - spotykał się z ekstatycznym przyjęciem fanów, którzy z czasem nie potrafili dostrzec różnicy między Ultravox a Fiction Factory. Ba, nawet - Modern Talking...
ś.p. T.Beksiński
Powiem szczerze. Musiałbym żyć na bezludnej wyspie z dala od wszystkich mediów i lata 80te pod względem muzycznym mieć gdzieś, by nie słyszeć o rodowodzie tego stylu a w zasadzie nurtu. Rozumiem, że każda "bajka" muzyczna musi posiadać swoje korzenie i jakąś tradycję. By nabrało to głębszego sensu konieczna jest też jakaś ideologia. Nader wszystko by coś zaistniało jako odrębna część popkultury musi posiadać własną tożsamość. Dlatego rozumiem niektórych ludzi, że tak bardzo pilnują "szufladkowania", bo w pewnym sensie taka postawa często bywa usprawiedliwieniem dla ich zapatrywań muzycznych. Dla mnie zawsze najistotniejsza była i jest muzyka. Klimat czasów, sytuacje i cała otoczka poza muzyczna jest tylko jakimś dopełnieniem. Ważne jest w końcu co słyszę a nie jakie zapatrywania ma sam artysta. Nie jestem podatny na cudze ideologie i dla mnie powiedzmy szczerze Green Day będzie zespołem grajacym punk rocka nawet jeśli pochodzenie ich nie ma nic wspólnego z dogmatami punk rockowymi. Podobnie mam z new romantic. Nie interesuje mnie czy dana płyta to jeszcze nowy romantyzm czy tylko synthpop. Czy faktycznie istnieje aż taka różnica pomiędzy płytą Depeche Mode "Some Great Reward" a "Violator". Pierwsza to ponoć kanon New Romantic druga zaś tylko zgrabny synthpop. Nie przeszkadzało kiedyś obwołać Suzi Quatro królową glam rocka, choć po prawdzie piosenek w tym stylu miała zaledwie kilka. Na szczęście społeczeństwo w większości nie dostrzega tych zawiłych podziałów i bez chwili zastanowienia w ramach stylu new romantic jednym tchem wymieniają obok Ultravox czy Visage zespoły Thompson Twins, The Twins czy Nik Kershaw a nawet spotkałem się w że podawano do tego trendu osobę pani Kim Wilde. Dla mnie nie robi to różnicy. Nawet jeśli coś nie jest z tego nurtu a brzmi jak ten styl, powstał w okolicach - ramach czasowych tego stylu to jest to ten styl. Przy czym na pewno nie ograniczałbym tego zjawiska do roku 1984. Nawet gdyby jak twierdzą ortodoksi pewne zespoły nie były new romantic to i tak uważam, że ich twórczość opierała się na silnym wpływie tych klimatów i nie ma sensu wyrzucać ich poza nawias. Logicznie rozumując to od strony muzycznej nie ma różnicy między synthpopem pierwszej połowy lat 80tych a new romantic więc po co to rozdzielać ? Po to by usprawiedliwić byłych post punkowców i oddzielić ich od "poppapki", którą zresztą sami stworzyli ? A może chodzi tu o pewną nobilitacje dla owego stylu, który przez lata niesłusznie traktowany był jako dyskoteka czyli muzyka dla niewymagających (nie uważam prywatnie by styl disco był niewymagający - zwłaszcza szlachetne disco lat 70tych). Dlatego nadano pewien status pionierom, by wykreować wzorce i zamknąć je w szczelnej ochronie, najlepiej spod znaku underground. Wszystko po to by uchronić je przed tym co w późniejszych czasach zrobiła z tego popkultura.
Styl stworzony przez nowofalowych użytkowników syntezatorów ochrzczono mianem "new romantic" głownie dlatego, że ci stosunkowo młodzi wykonawcy dość zabawnie łączyli taneczny hedonizm z dekadencją spod znaku "no future". Gdyby ktoś pokusił się o złośliwą lecz wierną karykaturę typowego "nowego romatyka", musiałby narysować tańczącego Giaura z syntezatorem pod pachą, śpiewającego o cierpieniach młodego Wertera. Z jednej strony dużo było w tej uzyce emocji, wzruszeń, wręcz cierpiętniczych klimatów... a z drugiej niektórzy piewcy "new romantic" z powodzeniem pełnili rolę efektownych wieszaków na kolorowe ciuchy, przez co stali się dyktatorami mody (vide Duran Duran). Niektórym jednak udało się stworzyć swoiste arcydzieła. Ale moda na "new romantic" trwała krótko i gdy termin stał się znany w Polsce, był już martwy.
.........
Reasumując - po "new romantic" zostały wspomnienia, emocje, kilka niezłych płyt i wiele utworów, które na zawsze trafiły do kanonu rocka. Niestety, zbyt często ta przelotna moda kojarzona była - nawet przez swoich fanów - z tandetą dyskotekową, jaka przyszła w ślad po oszałamiającym (i zagadkowym) sukcesie trzeciej płyty Human League, Dare. Świadomie nie wymieniłem jej tutaj, gdyż był to już produkt zupełnie innego kroju. Sprawił jednak, że każdy młody człowiek z syntezatorem natychmiast wchodził do studia nagraniowego, a każdy podlany elektroniką utwór - choćby nie wiadomo jak kiczowaty - spotykał się z ekstatycznym przyjęciem fanów, którzy z czasem nie potrafili dostrzec różnicy między Ultravox a Fiction Factory. Ba, nawet - Modern Talking...
ś.p. T.Beksiński
Powiem szczerze. Musiałbym żyć na bezludnej wyspie z dala od wszystkich mediów i lata 80te pod względem muzycznym mieć gdzieś, by nie słyszeć o rodowodzie tego stylu a w zasadzie nurtu. Rozumiem, że każda "bajka" muzyczna musi posiadać swoje korzenie i jakąś tradycję. By nabrało to głębszego sensu konieczna jest też jakaś ideologia. Nader wszystko by coś zaistniało jako odrębna część popkultury musi posiadać własną tożsamość. Dlatego rozumiem niektórych ludzi, że tak bardzo pilnują "szufladkowania", bo w pewnym sensie taka postawa często bywa usprawiedliwieniem dla ich zapatrywań muzycznych. Dla mnie zawsze najistotniejsza była i jest muzyka. Klimat czasów, sytuacje i cała otoczka poza muzyczna jest tylko jakimś dopełnieniem. Ważne jest w końcu co słyszę a nie jakie zapatrywania ma sam artysta. Nie jestem podatny na cudze ideologie i dla mnie powiedzmy szczerze Green Day będzie zespołem grajacym punk rocka nawet jeśli pochodzenie ich nie ma nic wspólnego z dogmatami punk rockowymi. Podobnie mam z new romantic. Nie interesuje mnie czy dana płyta to jeszcze nowy romantyzm czy tylko synthpop. Czy faktycznie istnieje aż taka różnica pomiędzy płytą Depeche Mode "Some Great Reward" a "Violator". Pierwsza to ponoć kanon New Romantic druga zaś tylko zgrabny synthpop. Nie przeszkadzało kiedyś obwołać Suzi Quatro królową glam rocka, choć po prawdzie piosenek w tym stylu miała zaledwie kilka. Na szczęście społeczeństwo w większości nie dostrzega tych zawiłych podziałów i bez chwili zastanowienia w ramach stylu new romantic jednym tchem wymieniają obok Ultravox czy Visage zespoły Thompson Twins, The Twins czy Nik Kershaw a nawet spotkałem się w że podawano do tego trendu osobę pani Kim Wilde. Dla mnie nie robi to różnicy. Nawet jeśli coś nie jest z tego nurtu a brzmi jak ten styl, powstał w okolicach - ramach czasowych tego stylu to jest to ten styl. Przy czym na pewno nie ograniczałbym tego zjawiska do roku 1984. Nawet gdyby jak twierdzą ortodoksi pewne zespoły nie były new romantic to i tak uważam, że ich twórczość opierała się na silnym wpływie tych klimatów i nie ma sensu wyrzucać ich poza nawias. Logicznie rozumując to od strony muzycznej nie ma różnicy między synthpopem pierwszej połowy lat 80tych a new romantic więc po co to rozdzielać ? Po to by usprawiedliwić byłych post punkowców i oddzielić ich od "poppapki", którą zresztą sami stworzyli ? A może chodzi tu o pewną nobilitacje dla owego stylu, który przez lata niesłusznie traktowany był jako dyskoteka czyli muzyka dla niewymagających (nie uważam prywatnie by styl disco był niewymagający - zwłaszcza szlachetne disco lat 70tych). Dlatego nadano pewien status pionierom, by wykreować wzorce i zamknąć je w szczelnej ochronie, najlepiej spod znaku underground. Wszystko po to by uchronić je przed tym co w późniejszych czasach zrobiła z tego popkultura.
Z pewnością wielu się ze mną nie zgodzi i zapewne posiadać będą argumenty. Wykażą, że każde moje słowo to bzdura i najlepiej jak się nie znasz to nie pisz. Nie w tym rzecz. Jak napisałem wiem co to jest za styl i zapewne o Numanie, Foxxie, Steve Strange, pewnych modnych klubach czy francuszczyźnie potrafiłbym się nawet i wymądrzyć ale po co. DLa mnie jako odbiorcy muzyki nie ma istotnej różnicy w stylu między pierwszą a ostatnią płytą Ultravox czy pomiędzy Spandau Ballet a Thompson Twins. Dlatego akurat temu podziałowi mówię stanowczo stop. Poza tym w Polsce ten termin zaistniał jak zauważył Tomek Beksiński w chwili gdy tak naprawdę pionierzy z niego wysiedli. W Polsce stał się synonimem synthpopu i uważam osobiście, że dobrze się stało, bo zamiast suchej nazwy synthpop mamy dziś okreslenie new romantic, które brzmi o wiele lepiej i nieźle też odzwierciedla własnie tą muzykę, dadajmy, że muzykę rockową. Bo new romantic zdecydowanie jest rockowy, a że podany w formie instrumentalnej zarezerwowanej dla muzyki pop i disco to już osobna kwestia.
Napisałem to wszystko głównie dlatego, że kilka pozycji (może kilkanaście) sukcesywnie z tego stylu zacznie się niebawem pojawiać na blogu. Nie zamierzam w tych wpisach bawić się w jakieś dociekliwe śledztwa co jest jeszcze new romantic a co już nie jest. Stąd kilka moich poglądów postanowiłem napisać, by ewentualne nieścisłości na samym początku uporządkować i wskazać tym samym mój tok myślenia w tym temacie. Przy okazji jak tu nie przyznać racji Tomkowi Beksie.... ja naprawdę nie odczuwam różnicy pomiędzy, jak to napisał ? cyt,, którzy z czasem nie potrafili dostrzec różnicy między Ultravox a Fiction Factory
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz