poniedziałek, 21 marca 2016

maxi single disco z lat 80-tych cz 9


Minęło troszkę czasu od ostatniego wpisu typu „przechwałka czego to już ja nie mam ” a trochę płyt z tego typu muzyką mi przybyło. Może nie oszałamiające ilości, czy też unikalne pozycje ale na tyle by zapełnić kolejne siedem pozycji.

Aztec Camera – Somewhere In my Heart (1988). Nie do końca piosenka powstała z myślą o parkietach tanecznych ale wydana w wersji na dwunastocalowym singlu zdecydowanie już tak. Myślę, że można założyć już patrząc z perspektywy minionych lat, że ten przebój to jedyna rzecz jaka utkwiła nam w pamięci od tego artysty. Wersja zamieszczona oznaczona jest dopiskiem w nawiasie  - remix. Od wersji zwykłej , oprócz oczywiście wydłużonego czasu, różni się trochę aranżacją, dostosowując tym „Somewhere In my Heart” do tańca.


Beagle Music LTD. – Ice In the Sunshine (1985). Bardziej projekt muzyczny niż konkretna grupa muzyczna. Wydali pod tym szyldem tylko trzy single z których dwa stały się przebojami. Przedstawiony w tym miejscu oraz „Daydream”. Osobiście trudno mi ten singiel zaszufladkować do stylu Italo czy Euro disco, gdyż bardziej brzmieniowo jest osadzona w klimatach lat 70tych. Niemniej te kilka minut muzyki to świetny kawałek muzyki do tańca z bardzo pogodną i przebojową melodią.






Chris Norman – Midnight Lady (1986). Doskonała piosenka. Jedna z najlepszych kompozycji Dietera Bohlana. Przy okazji udany powrót wokalisty Smokie na listy przebojów. Maxi singiel zawiera wersję opatrzoną dopiskiem „Oryginal-TV-Mix (long version). Nie ma w niej pomimo dopisku wielkiego szaleństwa czasowego. Całość jak na „long version” nie trwa długa bo raptem 5 minut. Sam maxi singiel, który posiadam promował nie tyle album solowy Normana co film „Der Tausch”. Strona „B” zawiera utwór instrumentalny „Woman”, również autorstwa Bohlana ale firmowany już nie jako Chris Norman a jako Chris Norman Project. Osobiście ten instrumentalny kawałek nie podszedł mi i tak w ogóle nie pasuje mi on ani do Normana ani Bohlana. Monotonny i ciągnący się jak poznański bieg amatorów na 10 km.


Mirage – No more No war (1985). W tej części wpisu o maxi singlach to chyba najciekawsza pozycja. Grupa ta nie rozpieszczała ilością wydawnictw ze swoją muzyką. Piosenka zawarta na tym singlu to według mnie jeden z najlepszych kawałków w całym dorobku tanecznym  całej Europy lat 80tych. Dość długo wyczekiwany przeze mnie na aukcjach w końcu trafił w moje ręce. Myślę, że nie istnieje inna wersja niż ta którą zawiera ta płyta. „No more no war” jest w mojej prywatnej ocenie w ścisłej czołówce najlepszych piosenek z kręgu Italo disco. Zapewniam, że Mirage o którym piszę nie ma nic wspólnego z polskim zespołem weselnym ani z brytyjskimi rockowcami jak również z d.j. projektem.


Video Kids – Woodpeckers from space (1984) . Piosenka pamiętająca początki breakdance w popkulturze masowej. Jednych ona zawsze drażniła innym się bardzo podobała. Dla jednych sławetne hehe-he-he-he bawiło innych doprowadzało do szału. Obecnie klasyk breakdance. Kiedyś byłem w tej grupie osób, których ta kompozycja drażniła. Dzisiaj jestem bardziej wyrozumiały ale przyznam się, że w dalszym ciągu nieczęsto gości u mnie ten singiel na talerzu gramofonu.





Baltimora – Tarzan Boy (1987) To mój drugi już singiel z tym utworem. Wcześniejszy (również i wcześniej wydany) zawierał wersje „Summer” a ten za to posiada „Extended”. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych przebojów  z lat 80tych. Wersja z tego singla była swego czasu tą najpopularniejszą w Polsce (z uwagi na radio). Która wersja najlepsza ? Ja preferuję tą wcześniejszą. 






Koto – Japanese War Game (1983). Po krótce, zresztą jak ze wszystkimi innymi opisami. Płyta z kolejnym dość popularnym utworem Koto z tym, że jak dla mnie brakuje na niej jeszcze tego szlifu jakościowego jaki Koto zrobił na kolejnych płytach. Dla mnie brzmienie tych jego syntezatorów akurat tu wypada jakby używał do tego celu Atari. Brzmi to trochę byle jak i zbyt prymitywnie i jak lubię mocne space soundowe brzmienia tak tu tego nie słyszę. Płyta trafiła w ręce moje przypadkowo i jest dla mnie bardziej  jako znak tamtych czasów i miła nostalgia niż jako muzyczny obiekt pożądania.

1 komentarz:

  1. Nieźle, nieźle... Kto ze współczesnej młodzieży pamięta taki zespół, jak Aztec Camera i taki przebój jak "Somwhere in my heart"? Brawo za taki wpis!

    Przy okazji zapraszam do mnie: http://muzykofil.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń