środa, 26 października 2016

Orchestral Manoeuvres in the Dark - zespół samych singlii ?


Orchestral Manoeuvres In The Dark to zespół o dwóch obliczach. Pierwsze z nich to artyści wybitnie singlowi.  Zniesmaczyliście się tym określeniem ? Bo niby album „Architecture & Morality”? Druga ich twarz to nie zawsze dobrze zrozumiani przez odbiorców eksperymentatorzy muzyczni…. 

Zostańmy wpierw przy tym pierwszym. OMD od samego początku przyjęło strategię polegającą na tym, że popularność i pieniądze dają listy przebojów i by to posiadać należy tam być. By być artystą przede wszystkim nie można być głodnym. Nie trafi się do pierwszej setki top listy  nagrywając odgłosy obijanych rur i uderzeń młotków. Trzeba sięgnąć do melodii i rytmu. Dlatego na każdym albumie grupy znajdziemy średnio po dwa single, które całość ciągnęły po listach. Skoro dwa hity robiły kasę i popularność, to pozostałe fragmenty z płyty mogły posłużyć już do brykania po obszarach mniej zrozumiałych. O większości albumów tej grupy można w zasadzie napisać to samo. Różnice pojawią się tylko, gdy zaczniemy rozbierać na czynniki pierwsze poszczególne fragmenty. Mija się to z celem, bo jak opisać dźwięk ? Dlatego tylko powierzchownie naszkicuję całość. Muzyka OMD to synth pop i przynajmniej w odsłonach dzisiaj omawianych albumów, tworzona jeszcze w duchu New Romantic. Powstawała w okresie, gdy instrumenty elektroniczne były bardzo prymitywne, zawodne i często uzyskanie odpowiedniego brzmienia było kwestią przypadku. Czasami ustawienia syntezatora ponownie na takie same parametry wcale nie dawało tego samego dźwięku co wcześniej. Dlatego nagrywana muzyka była częściowo dziełem przypadku. Problem ten zaczął zanikać wraz ze wzrostem jakości sprzętu dopiero w okolicach 1981/82r. Organizowanie koncertów również było ponoć wtedy obarczone potężnym stresem, czy aby ustawienie instrumentów da właściwy dźwięk. Nie wiem czy jeszcze do tematu tego zespołu będę wracał w przyszłości  Póki co odniosę się do trzech pierwszych płyt ale i tak w kontekście całości twórczej.Wybaczcie pewną powierzchowność w opisach.

Orchestral Manoeuvres in the Dark - Orchestral Manoeuvres in the Dark (1980)   

Płyta debiutancka. Nagrana z pomysłem „hitowym” wspomnianym wcześniej. Za przeboje robią na niej dwie piosenki "Electricity" i "Messages". Wypuszczono co prawda jeszcze trzeci singiel "Red Frame/White Light" ale w przyszłości odstąpiono już od takich pomysłów, by eksperymentować z podobnie nieradiowymi  dźwiękami muzycznymi, wydanymi zapewne sporym kosztem i nakładem na siedmiocalówkach. Najdziwniejsza i jednocześnie najbardziej intrygująca kompozycja z tej płyty to „Dancing”.  Całość pomimo wielu odjazdów eksperymentalnych trzyma klimat i sprawia, że brzmi to dość ciepło, intrygująco i w jakimś sensie tworzy klimat. Nie da się pomylić lat kiedy powstała. W każdej sekundzie po brzmieniu czuć, że to rok 1980. By dobrze być zrozumiany, kompozycje pomimo eksperymentów zachowują cechy piosenek. Przy odrobinie dobrej woli zdecydowanie wpadają w ucho i te z poza singli:  „Pretending to See the Future”, „Almost”, „Bunker Soldiers”.     Sporo na albumie odwołań do muzyki nowofalowej ale to pisząc popełniam zapewne spory banał… Gdzie bowiem nie było odwołań do New wave w początkach lat osiemdziesiątych?

Orchestral Manoeuvres in the Dark – Organisation (1980)

Drugi album zespołu, wydany jakby za ciosem. Kolejne dwa przeboje na potwierdzenie mojej teorii? Proszę bardzo „Enola Gay” i…. ojoj.. nie ma drugiego singla. Przyjmijmy więc zasadę, że wyjątki potwierdzają regułę, tym bardziej, że pewnie coś już szykowali na niedaleką przyszłość. Druga płyta nie wnosi artystycznie nic nowego poza tym, że zaczęto cywilizować muzyczne kolaże na tyle by stawały się przystępniejsze. Może trochę więcej wokalu. Może trochę melodii. Czy jest to płyta lepsza od debiutu ? Dla mnie nie i stanowi bardziej jego uzupełnienie niż kontynuację. Z pewnością po niej a zwłaszcza po sukcesie singla „Enola Gay” grupa stała się sławna i zakosztowała owej popularności, co spowodowało u niej motywację, by kolejna płyta była bardziej piękna niż „ambitna”. Zdecydowanie bardziej wolę jako całość jednak debiut. Fajne momenty na tej płycie ? Oczywiście przebój singlowy i zaraz po nim dość monotonne ale z klimatem „2nd Thought”. Reszta trochę się zlewa i dopiero po częstym słuchaniu nabierają te kompozycje konkretnych rozpoznawalnych form.

Orchestral Manoeuvres in the Dark – Architecture & Morality (1981)
Prawdopodobnie najlepsza płyta tego zespołu. Z pewnością kolosalny sukces komercyjny i ugruntowanie pozycji dla zespołu na scenie muzycznej już na dziesiątki lat. Wymieniany często jako jedna z najlepszych płyt noworomantycznych. By zasadzie stało się zadość. Album wylansowały trzy hity zawarte na dwóch singlach „Souvenir” i dwie kompozycje różniące się podtytułem i będącymi chyba najlepszymi fajerwerkami muzycznymi tej grupy „Joan Of Arc” i „walczyk” Joan Of Arc (Maid Of Orleans)”. Czy reszta materiału z tej płyty bije na łeb i szyję piosenki zawarte na wcześniejszych albumach a nie będące singlami ? No właśnie… Uważam, że na tej płycie nie ma wcale super skoku jakościowego. Jedynie co ją wyróżnia na tle innych grup New romantic to trzy kolejne, w krótkim czasie dostarczone mega przeboje, co w połączeniu z poprzednimi, powiedzmy trzema hitami daje obraz grupy OMD jako wybitnie przebojowej. Pozostałe kompozycje spełniają rolę wypełniaczy i są na tyle atrakcyjne i bez udziwnień, że nie mącą obrazu perfekcji dla tych trzech ozdobników. Znajdą się na pewno  obrońcy tych „wypełniaczy”. Jako argument zadam więc pytanie. Czy którakolwiek piosenka z tego albumu poza singlowymi hitami, byłaby wielką ozdobą na pierwszym lub drugim longplayu OMD ? Może „Sealand” ?... właśnie… może…. I tak otrzymaliśmy jedną z najlepszych płyt nowego romantyzmu na której znajdziemy zaledwie trzy doskonałe kompozycje.. ale na tyle znaczące, że kształtują obraz całości.. i to jest fenomen tej płyty, który mało kto dostrzega.


Na kolejnych płytach OMD pozostało wierne swoim założeniom.. Dwa single, dwa przeboje a na reszcie robimy co chcemy. Single dają nam jeść i sprawiają frajdę , łechcąc nasze ego a na pozostałym czasie płyty robimy już muzykę dla siebie. Kolejne płyty i kolejno po dwa single na sztukę ? „Dazzle Ships”  przyniósł „Telegraph” i „Genetic Engineering”. Pierwszy stał się mega hitem ale nie znalazło to odzwierciedlenia na listach. Dziwnie pomijany jest na składankach typu „best of”. Nawet na albumie z singlami nie zagościł. Drugi był jednym z nielicznych niewypałów, ale powiedzmy sobie szczerze, że album „Dazzle Ships” był trudnym do selekcji radiowej. Następne płyty to: „Junk Culture” i pochodzące z niego „Locomotion” i „Tesla Girl” oraz album „Crush” z „So In Love” oraz „Secret”. „The Pacific Age” dostarczył  “(Forever) Live and Die" oraz  „We Love You" I kończący okres regularnych pobytów na listach hitów „Sugar Tax” piosenki (dwie): "Sailing on the Seven Seas" i "Pandora's Box".

Czy ktoś nadal czuje się urażony tym, że nazwałem OMD grupą singlową? Jeżeli tak, to oznacza, że owy niezadowolony z tego określenia człowiek lubi zespół w sposób szczególny. Zwykły śmiertelnik lubiący OMD potrafi z pamięci podać  i dwanaście tytułów piosenek… tylko dziwnym trafem są to tylko i wyłącznie single. 

Czy warto więc kupować albumy tej grupy zamiast np. płytę „The OMD Singles” czy też „The Best of OMD” ? Warto, ale głównie dla klimatu tamtych czasów i do pewnych smaczków aranżacyjnych, których na singlach nie uświadczymy a cechowały one twórczość tamtego okresu. No i nie zapominajmy, że na składankach nie ma „Telegraph” !!! Wydawcy pokarali tą piosenkę, bo nie weszła na szczyty list przebojów… Dopiero po latach doznała ona rehabilitacji i w erze compactów zaczęto ją dokładać… Kto chce mieć jednak 100% OMD w OMD warto kupić składankę.

Czy warto kupić płytę winylową „The Best of OMD” w wydaniu polskim ?  Chodzi dokładnie o wersję wypuszczoną w 1991r przez MJM Music pl. Odpowiedź – nie warto. Tak samo jak nie warto kupować większości płyt wydanych przez tą wytwórnię. Katastrofalna jakość. Całość brzmi jak nędzna skompresowana i to mocno mp-trójka. Poligrafia też „pod psem”. Szkoda kasy na takiego winyla. Kupiłem więc wiem !!!! Przesłuchanie jej z uwagi na „przedni materiał” (zapomnę się i nastawię) skutkuje tym, że tracę ochotę na OMD na miesiące…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz