wtorek, 30 grudnia 2014

Stan Bush & Barrage - (1987) - recenzja


Stan Bush to artysta znany u nas nielicznym. Z tym "znany" do końca też tak nie jest, bo jak zresztą sam się przekonałem, muzyka jego była mi znana bardziej niż on sam. Myślę, że podobnie jak ze mną będzie z wieloma ludźmi w Polsce. Skąd więc znamy Stana Busha ? Usłyszeliśmy go na przykład na ścieżkach dźwiękowych kilku filmów. Jakich ? Krótka wymienianka: Krwawy sport - "Fight To Survive" oraz "On My Own Alone", Kickboxer - "Never Surrender" oraz "Fight For Love." Jednak najfajniej dla mnie wypadł muzycznie na swojej drugiej płycie wydanej w 1987r zatytułowanej „Stan Bush & Barrage". Nigdy nie śledziłem jego kariery, zresztą nawet do wspomnianych piosenek użytych w filmach wróciłem stosunkowo niedawno. Zresztą za sprawą płyty o której te kilka słów teraz zamierzam napisać.


Muzyka Stana Busha to nic innego jak główny nurt muzyki rockowej odwołujący się do wzorców tej sceny rodem za oceanu. Myślę, że Anglicy nie portrafili by czegoś takiego stworzyć. To jest po prostu pełną gębą amerykańskie granie z pogranicza kilku styli gdzie wiodącą rolę odgrywają gitary. Śmiało można by przykleić mu łatkę artysty pokroju Johna Bon Joviego ale ma też w sobie coś z ducha Springsteena.Z pewnością Stan Bush ma smykałkę do chwytliwych melodii. Płyta „Stan Bush & Barrage" zawiera praktycznie całkowicie materiał przbojowy.Słucha się tego doskonale. Dla odbiorcy słuchającego tej płyty pierwszy raz zaskoczeniem sporym powinna się okazać druga piosenka tego albumu. Jest to doskonale wszystkim znany wielki przebój "Love Don't Lie" zespołu House Of Lords nagrany i wydany w 1988r. Na tej płycie mamy wersję autorską Stana Busha z 1987r, która jak widać osiągnęła mniejszą popularność niż jej cover. Nie odważę się oceniać, która wersja jest lepsza, gdyż kompozycja należy do tych, które trudno jest zepsuć jakąkolwiek rockową interpretacją. Na płycie Stana Busha ta piosenka posiada jeszcze dużą konkurencję jaką jest umiejscowiony na samym końcu albumu utwór "What Is Love". Perełka dla tej piosenki to najlepsze określenie. Od razu dodam, że ta perełka wcale nie znajduje się wśród śmieci więc trochę ginie w tłumie innych ozdób tej płyty. Niewątpliwie do których należy mój faworyt z tego albumu "Heart Vs. Head". Trochę przypomina mi to kompozycje Van Halena z okresu wokalisty Sammego. Zresztą w piosence "The Touch" porównań odnajduję nawet zdecydowanie więcej. Ale to przypadek bo w kolejnej piosence chwilami całość brzmi jakby pochodziła z płyty Garego Moore'a "Wild Frontiers" W zasadzie co utwór słyszymy znajome dźwięki ale nie ma to nic wspólnego z jakimś celowym działaniem. Po prostu data wydania płyty to 1987r to złote czasy dla tego typu muzyki, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Kto wie zresztą na ile Stan Bush czerpał od innych a ile inni czerpali od Stana. W końcu był jednym z tych którzy wytyczali ten szlak muzyczny. Album „Stan Bush & Barrage" powoli schodzi w cień płyt innych artystów z tamtego okresu. O Def Leppard, Bon Jovi mówi się w świetle tamtego okresu stale o Stan Bush niewiele. Szkoda bo ja postawiłbym go w tym samym szeregu. Na płycie mamy dziesięć kompozycji utrzymanych w klimacie muzycznym zarezerwowanym dla grup amerykańskich grających melodyjnego ostrego rocka, Ostatnio zaczęto to określać nazwą AOR . Kompozycje wszystkie są dobre a większość z nich wykazuje cechy przeboju. Najlepsze według mnie z tej płyty to: "Heart Vs. Head", "Love Don't Lie", "The Touch" "What Is Love" oraz "Do You Remember". To te najlesze - słabych piosenek na albumie brak.


Back cover albumu "Stan Bush & Barrage"

Płytę cenię wysoko z uwagi na jej muzykę, to oczywiste ale również z uwagi na świadectwo pewnego czasu w muzyce, który niestety skończył się bezpowrotnie w kilka lat później.Płyta „Stan Bush & Barrage" jest dla mnie jedną z kilku wydawnictw, które ten okres muzycznie mi definiowała. Stąd aż cztery gwiazdki.

Strona A

1 Temptation
2 Love Don't Lie
3 Primitive Lover
4 Heart Vs. Head
5 Crank That Radio 

Strona B

1 Gates Of Paradise
2 Do You Remember
3 Take It Like A Man
4 The Touch
5 What Is Love

I standardowo kilka klipów z muzyką z tej płyty....

Stan Bush - The Touch

Stan Bush - Do you remember
Stan Bush: Stand in the Fire 
piosenka nie pochodzi z tego albumu ale skoro o niej wspomniałem
w tekście warto i ją posłucghać. 


Z uwagi na to, że jest to prawdopodobnie ostatni mój wpis w tym roku życzę wszystkim by nowy rok okazał się lepszym od obecnego a przynajmniej nie gorszy

środa, 24 grudnia 2014

Życzenia świateczne 2014r, Amanda Lear 2014r, Gianna Nannini 2014r

Święta Bożego Narodzenia - 2014r


To ja we własnej osobie... no może nie do końca ale pewnie tak bym chciał
w te święta wyglądać  istworzyć to co stworzył on.. czyli najsławniejszy świateczny dom - Dom Griswoldów



Wszystkim życzę z okazji tych ciekawych i wszechpotężnych świąt zdrowia i pieniędzy a przede wszystkim szczęścia. Tak przede wszystkim szczęścia, gdyż jak głosi znane powiedzonko .. W końcu ludzie będący na Titanicu byli zdrowi i bogaci - tylko szczęścia nie mieli. A to że święta należą do ciekawych nikogo zapewniać nie muszę. W końcu muszą one mieć w sobie potężną moc, że nawet ateiści świętują je na równi z katolikami. Niech wam się darzy a czasami i coś przyjemnego zdarzy.



Na koniec coś o muzyce. Ostatnio bywając w necie to tu, to tam, to jeszcze gdzieś trafiłem na kilka informacji, które mnie zaskoczyły. I tylko w formie ciekawostki tutaj o nich wspomnę. Czasami czytamy o wielkich come back róznych artystów. Niekoniecznie tych najwybitniejszych. A tu proszę bardzo. Przeczytałem, że w roku 2014 nową płytę wydała artystka o pseudonimie Amanda Lear. Zresztą to chyba nawet już nie pseudonim a prawnie zaklepane personalia. Od razu by nie było zdziwienia. Nie ineresuje mnie przeszłość tego pana/pani i wszystko co z tym związane jest mi obojętne. Jedynie co oceniam to muzykę. Amanda Lear zasłynęła w końcówce lat 70tych kilkoma przebojami w stylu rodzącego się disco. Tego jeszcze wtedy bardzo szlachetnego stylu, który dopiero pod koniec lat 80tych sprowadzony został do rynsztoka. Otoż Amanda Lear wydała właśnie w tym mijającym roku nową płytę. Zawiera ona piosenki, które wylansował swego czasu Elvis Presley. Płyta nosi tytuł "My Happiness". Piosenki bardziej utrzymują styl rodem z barów i nocnych lokali niż desek sceny rock n rolowej ale ma to swój urok. Płyta na pewno warta posłuchania. Zaskoczenie tym większe dla mnie, ze okazuje się a żyłem w niewiedzy, że Amanda Lear od owego debiutu w 1977r wydaje cały czas płyty. Średnio czyni to co trzy lata czasami pięć. Od początku ma ich na koncie około 25. To naprawdę sporo zważywszy na to, że do niedawna traktowałe ją jako osobę która błysnęła w 1977r i zaginęła po dwóch płytach na początku lat 80tych. A tu proszę ?









Kolejną miłą niespodzianką, zresztą bardzo podobną do tej z Amandą było uświadomienie sobie, że pewna włoszka Gianna Nannini również wydała swoją nową płytę "Hitalia" i jeżeli dopiszę, że jest to jej 28 album to podobnie jak wczesniej oczka przetarłem. Tą Włoszkę w zasadzie artystycznie pochowałem już w połowie, no powiedzmy pod koniec lat 80tych. A tu proszę ? Pani cały czas jest aktywna i dodam, że w doskonałej formie.Kilka albumów już przesłuchałem. Głównie wydanych po roku 1990 i to co mogę po takim odsłuchu na kolanie powiedzieć to przypuszczenie, że czeka mnie chyba sporo ciekawej muzyki do posłuchania. Płytę poznałem bardzo szczątkowo i jak w przypadku Amandy sprawa jest dość prosta tak tu trudno jest mi się odnieść nią do całej jej twórczości. Cieszy mnie już sam fakt sporej aktywnosci twórczej.

Wspomniałem o tych dwóch płytach bo zapewne nigdy ani nigdzie nie trafią się one w zestawieniu najlepszych płyt 2014r. Pewnie i takimi nie są. Z kronikarskiego obowiązku jednak warto było wspomnieć o nich tu na moim blogu, gdzie czesto pojawiają się pozycje nie wspomniane nigdzie indziej.

Tradycyjnie próbki video

Amanda Lear - Suspicious Minds (Official Video)

AmandaLear - Heartbreaker Hotel


wtorek, 23 grudnia 2014

O nie lubieniu kogoś oraz wkur.....niu na kogoś


Zawsze martwi mnie jak odchodzi ktoś kogo znałem chośby tylko tak jak się zna artystów.. Akurat Cocker był mi obojetny. Ani mnie nie drażnił ani się nim nie zachwycałem. Doskonale zdaję sobie sprawę że to legenda Woodstock i że jego wersja "Przyjacół" Bitli to mistrzostwo świata. Kto tak uważa, temu będę politycznie przytakiwać. Mnie osobiście jego maniery wokalne drażniły. Nie podobała mi się jego barwa głosu. Do tego kiedyś próbowałem posłuchać muzyki, którą stworzył a nie tylko interpretował. Nie dało się. Bardziej go cenie za to, że w ogóle był i dał koloryt pewnemu okresowi, gdzie obok Janis i Hendrixa tworzył legendę. Oliwy do ognia tego mojego braku uwielbienia dla Cockera dolał swego czasu dodatkowo Rysio Rynkowski, który chyba za wzór obrał sobie image tego artysty. Zresztą manierę śpiewania i sposób pewnych interpretacji również. Tak więc pewnie jestem osamotniony w tym braku uwielbienia dla Joe ale uszy mam własne a one mi podpowiadają, że wcale nie muszę wszystkich uznanych muzyków lubić. Niemniej odszedł na pewno ktoś kto był częścią historią muzyki nawet jeżeli ona nie do końca mi się podobała.

A teraz poruszę inną kwestię, która dzisiaj od rana wałkowana przez TVN, wku...ia mnie i pokazuje po raz kolejny szczyt nieudacznictwa dziennikarskiego a kto wie czy po prostu nie zwykłe skurw....stwo. Oto wierny telewidz, zapewne zwykła menda społeczna zrobił fotkę i przesłał ją do telewizji rządny sensacji. Fotkę zamieszczam poniżej - pochodzi ze strony serwisu TVN.

Od razu rozkręcono aferę, że Policja zapakowała na kopercie dla niepełnosprawnych i poszli sobie kupić kebab. Stworzono od razu oskarżenie, później przykładnie ukarano mandatem wartości kilku stów. Zapewne też dostaną notkę naganną do akt bo takie są zwyczaje. Dziennikarze i oczywiście ta menda od zrobienia zdjęcia są oczywiście dumni z siebie, że spełnili obowiązek obywatelski. Skoro wymagają od innych niech sami wpierw przestrzegają przepisów. Nie chcę być od razu adwokatem tych policjantów ale znam realia tej pracy, które odbiegają od opini powszechnej zwykłego śmiertelnika. Praca ich wygląda mniej więcej tak. Wyjeżdżają na patrol i przez radio otrzymują zlecenie interwencyjne. Załatwiają sprawę, zgłaszają że są wolni i otrzymują kolejne. Po siódmej godzinie i załwieniu kilku interwencji parkuja gdzieś przy krzaczku w parku i idą się odlać bo patrol nie ma możliwości załatwić potrzeb normalnie jak ludzie w ubikacji na komisariacie bo najzwyczajniej tam nie dojeżdża. Przerwa śniadaniowa jest fikcją. Jeżeli funkcjionarusz nie weźmie kanapek do samochodu to będzie pracował głodny.Innym wyjściem jest podjechanie do jakiegoś fast foodu. W biegu coś kupic, szybko zjeść bo kolejna robota czeka. Nie ma czasu na szukanie parkingu. W tym przypadku zaparkowali na kopercie, która była pusta w tym czasie. Nie oddalili się od samochodu więc w każdej chwili gdyby nadjechał inwalida mogliby zrobić mu miejsce. Nie było więc to stricte parkowanie a raczej nieprzepisowe zatrzymanie się. Uchwycił to wszystko w obiektywie nasz menda. Nie dość,że przełożeni nie pozwolili chłopakom zjeść jak ludzie na przerwie tylko musieli jeść "na mieście" to jeszcze poprzez amatora fotogafa oraz telewizję na oczach całego narodu dowalili im. I to za co ? Szkodliwość czynu ? ....żadna. Niestety wśród nas cały czas żyją takie mendy, które interesuja sie wszystkim dookoła tylko nie sobą. Dziwię się tylko tym hieną z TVN że z tego zrobili aferę. Żałosne dziennikarstwo. Ja na ich miejscu po zgłoszeniu posłałbym tą fotkę do kosza. Nie są też dla mnie usprawiedliwieniem argumenty, ze policjanci nas nie oszczędzają i sami jak mogą to nam fundują kary. Owszem tak. Ale jakoś nie drukuje się w gazetach naszych fotek i przewinień jak w tym przypadku. Poza tym nie znam policjanta a kilku znam, który miałby wielką satysfakcję z tego że rozdaje mamdaty. Oni podobnie jak na produkcji mają plan do wyrobienia. Jeżli po zakończonym dniu nie ma określonej liczby wystawionych druków następują pretensje przełożonych. Wkurzyło mnie to zdjęcie i cała afera również dlatego,ze podobną fotkę zamieściła gazeta Fakt tylko widoczek obejmował ambulans zaparkowany przy budce Kebab a przy niej stało dwóch ratowników. Artykuł zaś grzmiał o tym, że na pogotowie się czeka,.. ludzie umieraja a oni proszę bardzo.. kebab sobie kupują. Wiem kto wtedy był sfotogafowany, jaka to była karetka. Wiem również ile mieli wtedy pracy. Gdyby nie zjedli wtedy w biegu tego fast fooda spędzili by 12 godzin w pracy bez chwili przerwy na posiłek, toaletę. W Policji i Ratownictwie pojęcie przrwy śniadaniowej nie istnieje. Jeżeli jest spokój to jest czas nawet kawę wypić ale jak nie co jest regułą nie ma czasu nawet załatwić potrzeb fizjologicznych a przerwa jest nie dla tych co pracują tylko dla tych którzy tą pracę im organizują.. ... dalej nie rozwijam tematu bo się rozkręcę

środa, 17 grudnia 2014

Beautiful: The Carole King Musical (2014) - nie recenzja



Trochę dzisiaj odejdę od zasady, którą stosuję od samego początku (wpisy tylko o płytach które mam). Napiszę o dwóch pozycjach wydawniczych jakie się ukazały w tym roku a których jeszcze nie kupiłem. Czy kupię niebawem też nie umiem dać odpowiedzi ale o tym na samym końcu.

Świat muzyczny co jakiś czas zachłystuje się musicalami. Pominę tu oczywiste oczywistości, czyli potężne sukcesy przedstawień na Broadwayu czy West Endzie. Bardziej chodzi mi o przenoszenie tej niewątpliwej sztuki na ekrany kin. Gdy popularność wersji filmowej "Skrzypka na dachu" a wcześniej "West side story" przerosły komercyjne oczekiwania, szybciutko wzięto na warsztat inne. Nie wymienię wszystkich pozycji, które doczekały się adaptacji filmowej ale by pokazać skalę, kilka tytułów muszę tu podać. Skupię się na tych, które również w naszym kraju zyskały popularność. Mieliśmy więc doskonałe pozycje: ,"Rocky Horror Picture Show" (1975) "Grease"(1978), "Hair" (1979), "Across the Universe" (2007) "Mamma Mia" (2008), Nędznicy (2012).Każda z tych ekranizacji stała się przebojem kinowym a niektóre z nich wręcz stanowią o historii kina tzw. prawda czasu - prawda ekranu. Po co tak przydługawy wstęp ? Otóż moim skromnym zdaniem znajdujemy się w okresie w którym pewna grupa ludzi w tym i ja zaczyna wyczekiwać kolejnego wielkiego filmu muzycznego. Filmu, który prawdopodobnie w ogóle jeszcze nie jest kręcony i nawet nie wiadomo czy moje podejrzenia względem planów jego powstania się sprawdzą. Jestem jednak optymistą, bo Holywood doskonale wie gdzie leżą pieniążki.

Obraz nosić będzie tytuł "Beautiful" lub może nawet pokuszą się o pełną nazwę "Beautiful: The Carole King Musical". Przedstawienie już jest wystawiane od roku na Broadwayu. Fabuła tego widowiska z tego co się zorientowałem dotyczy życia i twórczości Carole King. Kim jest Carole King ? Niestety w naszy kraju trzeba to napisać bo większość mało zagłębia się w historię muzyki. Carole King wraz ze swoim mężem Gerry Goffinem tworzyła w początkach lat 60tych duet kompozytorski. Później rozwinęła też swoją karierę wokalistki. Jest jedną z ikon muzycznych USA. To ona stworzyła kilka piosenek, które weszły do grona elitarnych evergreenów. Jakie to piosenki ? Zapewniam was, że większość znacie doskonale. Oczywiście w wykonaniach nie autorskich a tych dla których one powstały.Czas na tytuły "Locomotion" - Little Eva ale również później Kylie Minouge i pewnie jeszcze stu innych, "Chains" - The Cookies ale The Beatles również, "One Fine Day" - The Chiffons (pierwsza 500tka najlepszych piosenek według magazynu Rolling Stone), "Will You Love Me Tomorrow" - The Shirelles i później cały świat."Take Good Care of My Baby" - Bobby Vee i później również cały świat z Bobby Vintonem, The Beatles i Smokie ma czele. Dołożę jeszcze jeden tytuł autorstwa Carole King "I Feel the Earth Move" spopularyzowany w latach 80tych przez Martikę. 


Oczywiście to nie wszystko od tej pani bo posiada imponującą ilość swoich kompozycji ale te akurat stanowią jej wizytówkę i wszystkie zostały zawarte w tym przedstawieniu. Posłuchamy tu również "It Might As Well Rain Until September". Wszystkie te piosenki przewijają się przez całe moje życie. Czasami częściej czasami mniej ale zawsze są gdzieś mi blisko obecne. Przez lata wraz ze wzrostem świadomości muzycznej dotarłem również do tych nagrań w wersji autorskiej, czyli zaśpiewanych przez samą Carole King. W musicalu "Beautiful" wykorzystano również kilka piosenek innych kompozytorów ale trzymano się reguły by byli to tylko i wyłącznie przedstawiciele z Aldon Music lub potocznie jak wtedy mawiano reprezentanci "Brill Building Sound". Jednym słowem znajomi i koledzy Carole King z pewnego okresu jej życia a o którym to mówi fabuła całości musicalu. Którzy to ? A choćby Neil Sedaka ("Oh Carol" w końcu napisał właśnie dla niej - ona mu odpowiedziła innym teksem "Oh Neil"- robiąc sobie publicznie z pomocą przemysłu fonograficzego skrzynkę mailową.) Kolejni znajomi to Barry Mann, The Drifters.


W tym roku pojawił się soundtrack z tego przedstawienia. Miałem okazję go przesłuchać kilkakrotnie. Nie śpiewa w nim Carole King bo pewnie już nie to zdrowie ale muszę przyznać, że dobrano tak wokalistkę by oryginalny głos pani King a ma ona faktycznie dość łatwo rozpoznawalny wokal, można było chwilami nawet pomylić. Całość brzmi fantastycznie i jest pogodnie, przebojowo ale miejscami również refleksyjnie. Sporo nastroju kameralnego. Piosenki aranżowane są w taki sposób, że wyczuwamy w nich osobowość artystki. Czasami za podkład robi tylko fortepian i wtedy brzmią te piosenki tak jakby dopiero co powstały i sprawia to wrażenie jakby Carole śpiewała je po raz pierwszy prezentując je np.mężowi. Płyty nie można oczywiście kupić w Polsce tak jak nie mozna było swego czasu kupić soundtracku "Mamma Mia" (na myśli mam ścieżkę z przedstawienia nie z filmu). Dostępna jest na Amazonie ale Amerykusy nie lubią naszego kraju i póki co tylko magazyny sobie u nas porobili a sprzedaży bezpośredniej na nasz kraj nie prowadzą. Prędej czy później zapewne gdzieś to trafię bo chcę ją posiadać. Póki co pieniądze spać nie dają ( a dokładniej ich brak) Dodatkowo okres świąteczny i zimowy to czas wzmożonych wydatków więc album musi z zakupem poczekać przynajmniej do wiosny.

Próbka oryginalnego soundtracku w wersji  live - niestety z przedstawienia w necie są tylko urywki. Tu mamy choć jedną  pełną piosenkę. 

Pisze o tej płycie bo na naszych polskich stronach mie ma w ogóle wzmianki o tym wydawnictwie jak zresztą i samym przedstawieniu. Wiem, że jest kilka osób w naszym kraju, które podobnie jak ja do Carole King mają stosunek bardzo emocjonalny. Jesli więc lubisz tą wokalistkę, kompozytorkę, autorkę tekstów to  ta płyta jest dla Ciebie.

Po szczegóły odsyłam do anglojęzyczego (niestety) opacowania w wikipedii. Tam jest opisana fabuła, zawartość muzyczna i wiele innych ciekawych informacji które tu pominąłem. 

Strona oficjalna musicalu beautifulonbroadway.com

P.S. Miałem napisać o dwóch pozycjach... wyszło trochę więcej o tej pierwszej więc drugą zostawiam na deser... może jutro... może pojutrze



Jako bonus do wpisu o Carole King fragment z występu artystki. Samej Carole King - nie aktorki ją grającej.
Do tego w towarzystwie Slasha (ex - Guns and Roses)


Carole King and Slash - Locomotion



Oraz Carole King bardziej liryczna



Tu zapewne fani lat 80tych przetrą oczy ze zdziwienia
(przynajmniej niektórzy)
Równie dobrze mogłem tu wrzucić "Crying In The Rain"
Którą adoptowali od Carole chłopaki z A-ha


Z Willie Nelsonem w duecie - Will You Still Love Me tomorrow


Rozpędziłem się z tymi wrzutkami...
Ale tu mamy historię Carole King i jej mężą od strony twórczej w pigułce


Przy okazji pisania tego wpisu natrafiłem na informację
o Gerry Goffinie - niestety smutną


Ten zasłużony kompozytor zmarł w czerwcu 2014r czyli kilka miesięcy temu mając 75 lat.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Każda tragedia musi mieć winnego



Blog muzyczny ?  Owszem tak ale czasami mysli nieuczesnane jakie mnie nachodzą też się tu pojawiają... a o muzyce jeszcze zdążę napisać niebawem.


Co jakiś czas wpada mi przed oczy jakiś artykuł w gazecie lub w necie na temat ratownictwa medycznego. Zwłaszcza chwytliwym tematem są wszelkie sensacyjki, w których można tej instytucji dowalić. Doczekaliśmy się czasów gdzie każda tragedia musi być z czyjeś winy. Szuka się więc przyczyny wszędzie. Nawet jeżeli ktoś przez swoją nieuwagę potknie się na nierównym chodniku to będzie on ostatnia osobą która ponosi za to winę. Winny będzie w pierwszej kolejności ten do kogo ten chodnik należy. W drugiej ten kto układał te płytki, trzeciej producent tych chodników, czwartej projektant. To, że ofiarą była niezdara nikogo to nie interesuje. Jest niewinna potnięcia i tyle.

Z założenia ofiary tragedii są stawiane jako te, które winnymi nie są. Dziennikarze w pogoni za sensacją i możliwością dowalenia komuś są wstanie zrobić wszystko. Łatwo jest w ludziach wzbudzić brak współczucia dla lekarza, który zarabia pieniądze. Jeszcze łatwiej wzbudzić litość u osoby pokrzywdzonej, najlepiej aby była ona biedna, niewykształcona i ogólnie kompletnie niezaradna życiowo. Gdy do tego dołożymy jeszcze, że ofiarą jest dziecko mamy sukces reportażu zagwarantowany. Prawda nikogo tu nie interesuje. Z jednej strony bogaty lekarz z drugiej biedne dziecko. Jaki będzie społeczny odbiór wiadomo od razu. Jak to wygląda w praktyce opiszę na przykładzie (zresztą moim ulubionym).



Jak hipotetycznie wygląda reportaż zrobiony w TVN (lub tez innej stacji, choć TVN jest w te klocki najlepsze)

Wpierw jest wprowadzenie. Dziennikarz tonem Wołoszańskiego informuje, że oto znajdujemy się w miejscowości X tuż obok szpitala, w którym doszło do tragedii. Młoda kobieta zmarła tu nie otrzymawszy pomocy na czas. Osierociła dwójkę dzieci. Zanim porozmawiamy z lekarzami odpowiedzialnymi za tragedię przenieśmy się do domu rodziny tej kobiety. Kamera powoli robi teraz kadr najazdowy na brudną podłogę i odrapane ściany. Następnie zbliżenie na dziecko siedzące przy stole. Tatuś, mąż zmarłej kobiety nieporadnie karmi łyżeczką dziecko, obok na kredensie stoi czarno-biała fotografia żony z czarną przepaską. Rozpoczyna się pierwsza rozmowa w tym reportażu. Mężczyzna opowiada ze łzami jaka to dosięgła ich tragedia. Jaka to była wspaniała kobieta. Owszem była chorowita i nawet miała pójść do lekarza ale nie mogła. W domu musiała się zajmować dziećmi. Była doskonałą matką. Dzieci czyste, najedzone, zdrowe. Całe życie podporządkowała swoim pociechom. Prawdziwa matka polka. Czy czuła się niedobrze ? Owszem czuła ale jak ona mogłaby zostawić dzieci i pójść do lekarza. Następnie kamera filmuje widok na szpital w którym zmarła kobieta. Najazd kadrem niby przypadkiem na kilka co droższych samochodów na parkingu (w domysle auta lekarzy - bogaczy, którzy zdrowie mają ludzi gdzieś a tylko kasa się liczy). Wreszcie ujęcie na oddziale szpitalntym. Redaktor zadaje grzecznie pytanie. Co robiliście w szpitalu by niedoszło do tej tragedii ? I co ten lekarz wystawiny przez dziennikarzynę na rozstrzelanie ma mu odpowiedzieć. Przecież jeżeli zacznie cokolwiek mówić ten i tak nic z tego nie zrozumie bo medycyna przerasta kilkakrotnie możliwości percepcyjne dziennikarza. Odpowiada więc tak by opinia publiczna mogła zrozumieć. Mówi, tłumaczy,że kobieta dotarła do szpitala w stanie ciężkim, rokującym bardzo niekorzystnie. Że wieloletnia choroba nieleczona była w fazie zaawannsowanym. Pomimo szybkiej diagnostyki próba uratowania jej nie powiodła się. Pacjentka trafiła po prostu za późno. Tu redaktor zaczyna kojarzyć, że już mąż coś wspominał o chorobie nieleczonej więc nie męczy już tego lekarza. Znowu powrót do mieszkania zmarłej i do jej rodziny. Mąż teraz opowiada jak to długo czekał za karetką pogotowia. Redaktorek zjawia się wiec pod stacją Pogotowia i kameruje stojące ambulanse cierpiące na brak wyjazdów. Nie ważne czy to karetki systemu czy jakieś transportówki lub też w ogóle tylko zaparkowane (nie będące na dyzurze). Ważne, że stoją i nie pracują. Pred kamerą pojawia się dyspozytor medyczny. Pytanie oczywiście bezpośrednie. Czy czuje się pan winny śmierci młodej kobiety ? Dyspozytor przed kamerą zaskoczony zaczyna się tłumaczyć a jego nerwowość w wyniku takiego oskarżenia jest zrozumiała. Redaktorek odczytuje to jako próbę kręcenia więc dodatkowo atakuje. 


Czy to pan odpowida za wysłanie tak późno karetki. Dyspozytor łapie opanowanie i tłumaczy sytuację z której wynika, że zgłoszenie przyjął do kobiety z bólami trwającymi od kilku miesięcy i że w tym czasie miał poważniejszy przypadek i karetka wpierw musiała się tam udać. Bóle od kilku miesięcy nie kwalifikują się jako stan nagły w porównaniu z potrąceniem przez samochód. Redaktor w myśl zasady, że pacjent umarł nie dlatego że chorował i nie leczył się a dlatego, że pogotowie przyjechało za późno. Drąży więc temat dalej. Ponownie gości w szpitalu i ponownie dorwał się do lelarza, który wtedy miał dyżur. Zadaje mu pytanie. Czy gdyby kobieta dotarła pół godziny wcześniej miała by szansę żyć ? Lekarz ze spokojem odpowiada, że proces chorobowy był tak zawansowany, że szanse na skuteczną pomoc  również byłyby niewielkie. Tu reportaż się kończy. Na tle obowiązkowo karetki pogotowia z migającymi swiatłami dziennikarzyna mówi coś takiego. Proszę państwa, jak sami widzieliście problem śmierci kobiety jest sprawą złożoną. Rodzi się jednak pytanie. Czy ta kobieta, matka dwójki osieroconych dzieci, przykładna żona musiała umrzeć ? Kto zawinił ? Ludzie czy system ? 

A może winna jest głupota tej kobiety, że w czas nie podjeła leczenia ? Tego redaktor nawet nie dopuszcza do myśli. Jak to ? Ofiara ma być sama sobie winna ? A jeżeli nawet to od czego jest społeczeństwo, że w porę nie zauwazyło jej choroby ?

Szczytem idiotyzmu zaś są wszelkie programy typu "Pod napięciem". Moim niechlubnym idolem w owych czasach był pewien dziennikarz obecnie mieszkający w USA. Widziałem tylko jeden odcinek i wspaniałe dziennikarstwo w jego wydaniu. Tam gdzie realizował program doszło do jakies tragedii gdzie ktoś zabił kogoś...nieważne. Tam dziennikarz prowadzący zadał dwa kapitalne pytania. Szczyt debilizmu. Pierwsze zadane matce ofiary.. "Co czuje pani po stracie swojego syna? " i drugie pytanie zadane matce zabójcy" Co pani myśli o czynie swojego dziecka?"

Po czymś takim obejrzanym w telewizji  nóż sam się otwiera w kieszeni. Dziennikarstwo już dawno przestało w moich oczach być zawodem szanowanym. Mało kto jest w tym dobry. Od lat zalewa nas fala oszołomów, którzy pokończyli bzdurne szkółki niedzielne dające papierek a później kto wie ? Może tatuś lub mamusia a może ciocia albo wujek w redakcji....

Jedno jest pewne, żyjemy w czasach w których odowiedzialność za siebie przestaje istnieć. Doczekaliśmy się tego, że zdejmując garnek z wrzątkiem z piecyka nie jestesmy winni tego, że się oparzyliśmy. Winny bedzie producent piecyka, który tak go zaprojektował, winny będzie producent garnka, który dopuscił się wyprodukowania przedmiotu, które przenosi tempeaturę. A jeżeli winnych będzie za malo to pociągnie się do odpowiedzialności dostawcę wody, którą da się nagrzać do takiej temerartury . Na uniewinnienie nie mogą liczyc także fizycy, którzy nie potrafią sprawić tego by woda gotowała się juz przy bezpiecznej temperaturze, powiedzmy 30 stopni.

Prawdę móiąc o czym innym chciałem napisać.. o ratownictwie medycznym.. ale jak to mysli .. poszybowały inaczej.... może innym razem....

sobota, 29 listopada 2014

maxi single disco z lat 80-tych cz 7


W dniu dzisiejszym kontynuacja prezentowania maxi singli z muzyką dyskotekową lat 80tych. Nie są to białe kruki ale jak pisałem już kiedyś, ja kolekcjonuję muzykę nie okazy a jeżeli się wśród nich trafi coś mniej spotykanego to tylko dodatkowo cieszy. Płytty maxi singlowe kupuję zazwyczaj tak przy okazji. Lubię mieć po prostu piosenki które lubię w wersjach specjalnych. Zresztą nie tylko muz\yka disco pojawia się u mnie na tym nośniku. Póki co na razie prezentuję te bardziej taneczne. Przyjdzie jeszcze czas i na pozostałe pozycje.

Falco - Jeanny (1986) Wieki hit tego wykonawcy. W okreise póxniejszym powstały kontynuacje tej piosenki opatrzone dodatkowym tytułem Jeanny part 2 i 3. Piosenka podobno była bojkotowana przez stacje radiowe w Niemczech z uwagi na dość drastyczny tekst, który nawet do dzisiaj jest mocny w wymowie i dotyczy przestępstwa seksualnego. U nas w Polsce z powodzeniem prezentowany także w dyskotekaqch. Był to jeden z nielicznych wolnych kawałków jakie się trafiały w klubach. Wersja maxi singlowa jest trochę wydłużona i trwa ponad 8 minut.


Ivan - Fotonovela (1984) Przebój, który kojarzę dopiero gdzieś w okolicach 1987r. Wtedy to się pojawił, przynajmniej w poznańskich dyskotekach. Był hitem bez dwóch zdań. Jedno z moich ulubionych tanecznych piosenek tamtego czasu. Ivan poza tym przebojem nie błysnął już niczym. Śmiało twierdzę, że to wykonawca typu one hit wonder.Przymierzałem się kilka razy na aukcjach do tej płyty ale zawsze kjakoś cena szybowała ponad moje oczekiwania aż pewnego razu (całkiem niedawno) w komisie sobie leżała i czekała na mnie za śmieszną kwotę.


Boney M. - Happy Song (1884) - Piosenka lansowana wpierw przez Baby's Gang. Ten singiel to już końcówka tego prawdziwego Boney M. Może jeszcze tylko ich wersja przeboju Kalimba de Luna wypłynęła szerzej. Był to jednak niewątpliwy koniec tej super popularnej w Europie grupy. Do dzisiaj nie mogę się zdecydować którą wersję bardziej lubię, czy Boney M. czy Babys Gang.Jako ciekawostka Bobby Farrell wystąpił tu już gościnie.W komponowaniu tej piosenki maczała palce Spagna - obecnie we Włoszech ikona muzyki pop.


Heven Knows - Lucky Guy (1986) Produkcja i kompozycja Dieter Bohlan i w zasadzie wszystko jasne. Singiel nie odniósł wielkiego sukcesu, przynajmniej jak na możliwości szefa Modern Taalking w tamtym okresie. Szybko zresztą Dieter porzucił ten projekt i skupił się na tym co przynosiło mu złote jaja. Piosenka nie jest wybijająca się ale uczciwie mówiąć spełnia wszelkie kryteria muzyczne tamtych czasów, Po prostu typowe disco made in 1986r. Rzecz warta uwagi. Płytę pozyskałem jako bonus od kolegi przy okazji kupna innej (dzięki Andrzej)




Fat Boys - The Twist (1988) - Zespół hip hopowy ale w piosence bardzo wdzięcznej do wykorzystania na parkietach. Do nagrania zaproszono Chubby Chackera, który uświetnił cover swojego przeboju z początku lat 60tych. Brawura i przebojowość cechuje to wykonanie. Mam sentyment do starych piosenek z lat 60tych więc pomimo, że to hip hop podoba mi się całość.Tak więc "The Twist" Fat Boysów niekoniecznie dedykowany jest dla miłośników rapu.



Okey - Okey (1987) Grupa niemiecka. Znana głownie z dwóch utworów. Pierwszy to prezentowany singiel, drugi to wydany w rok póŹniej E-D-U-C-A-T-I-O-N. Zespół bardziej nawiązywał już do stylu House niż Italo disco. Lubię ten singiel głównie z powodu jego brzmienia a dokładniej ze wspaniałej dynamiki jaką udało się osiągnąć podczas produkcji. Sama kompozycja z biegiem czasu trochę się już zestarzała ale co się nie posunęło w czasie od lat 80tych?




Stacey Q - Two of Hearts (1986) Amerykańska piosenkarka pop i aktorka. Znana głównie z tego przeboju. Podobno śpiewa i nagrywa do dnia dzisiejszego ale przyznam się, że nie ślędzę jej kariery. Piosenkę "Two of Hearts" doskonale pamiętam z dyskotek bo eksploatowana była przez kilka miesięcy w klubach. Piosenka spokojnie mogła powstać w słonecznej italii bo klimatem i stylem bardziej przypomina produkcje z Magic Records czy też ZYX niż te, które rządziły za oceanem.





Maxi single które prezentuję w tej serii oprócz pewnego rodzaju  "samochwalstwa" na celu mają pokazanie co faktycznie było grane na dyskotekach w naszym kraju w latach 80tych. Słuchając programów typu złote przeboje odnosi się wrażenie, że repertuar był tam całkowicie inny. 

piątek, 28 listopada 2014

Stray Cats - Stray Cats (1981) - recenzja

Chyba czas najwyższy na blogu poruszyć temat, który odkładam i odkładam. Stray Cats to grupa należąca do grona zespołów mojego prywatnego top wszech czasów. Uwielbiam ich muzycznie od zawsze i to razem i osobno. To "od zawsze" ma konkretną datę i przypada ona na lipiec 1989r. Grupę znałem już wcześniej, przynajmniej wizerunkowo, bo w Bravo trafiał się czasami jakiś plakat tej formacji ale z pozyskaniem piosenek w owych latach 1981-86 w naszym kraju zakrawało o cud. W 1989r dostałem w prezencie ich pierwszą płytę "Blast Off". Pierwszą oczywiście jaką posiadłem bo w dyskografi była to ich piąta lub nawet szósta płyta (w zależności które liczyć jako materiał niepowtórkowy). W 1990r będąc w Berlinie dokupiłem ich wcześniejsze pozycje. Co tu będę dużo się rozpisywał. Byłem a przynajmniej tak się wtedy czułem, jedynym słuchaczem i miłośnikiem Stray Cats. Zresztą do dnia dzisiejszego w Polsce spotkałem może kilka osób, które tą grupę cenią. Jedną z nich jest mój kolega, którego poznałem w sklepie a który okazał się wielkim miłośnikiem rockabilly (Pozdrawiam w tym miejscu Juliana). Jemu to przypadły w prezencie te winyle, gdy likwidowałem w latach 90tych swoją kolekcję płyt. To był wtedy idiotyczny pomysł. Wielu pozycji do dnia dzisiejszego nie udało mi się jeszcze odtworzyć.

Przepraszam za małe zejście z tematu ale naszły mnie wspomnienia. W dzisiejszym wpisie tylko pozornie w treści będzie recenzja płyty, bo w zasadzie chciałbym w nim umieścić przybliżenie sylwetki ludzi tworzących Stray Cats. Liderem całości jest Brian Setzer człowiek o którym śmiało mogę napisać, że urodził się za późno. Gdyby pojawił się on w końcówce lat 50tych byłby wymieniany w jednym zdaniu obok Gene Vincenta, Chucka Berrego czy Jerry Lee Lewisa. Jako młodzieniec zafascynoway The Beatles szybko odkrył, że część piosenek wielkiej czwórki rodowód wzięło od wcześniejszych artystów. Grzebiąc w dorobku Hollego, Cochrana i innych rock and rolowców lat 50tych rozkochał się w tej muzyce ale i w całym klimacie tamtych lat. Kiedyś w gazecie "Razem" wyczytałem, że zamknął się on w swoim pokoju i w kilkanaście dni stworzył kilkadziesiąt piosenek rock n rollowych. Na swojej drodze dane mu było spotkać dwóch pasjonatów tej muzyki, którzy niewiele odstępowali jemu pod względem miłości do lat 50tych. Jednym z nich był Lee Rocker grający na kontrabasie, drugim Jim Slim Phantom grający na perkusji.Ta trójka stanowi pełen skład zespołu Stray Cats i każdy z nich jest nieodłącznym, nie do zastąpienia członkiem. Zespół powstał w USA ale sukces odniósł dopiero po przeprowadzce na Wyspy Brytyjskie. Swoją pierwszą płytę sygnowaną nazwą Stray Cats wydali w 1981r i od razu trzy piosenki z niej powędrowały na listy przebojów. Stary Cats byli i do tej pory nadal są jedyną grupą neo rockabilly, która odniosła sukces wychodząc z niszy na światła sceny muzyki popularnej. Gdy dodamy do tego fakt, że w tamtych czasach prym wiodły zespoły New romantic, new wave raz niezaprzeczalny fakt silnie jeszcze zakorzenionych pozostałości mody punk to odniesiony sukces nabiera nowego , godnego podziwu wymiaru. Grupa jawiła się w początkach lat 80tych zjawiskowo. Trójka gości w postawionych włosach z bokobrodami. Ramiona w tatuażach i ubrani wedłóg wszelkich wymogów mody końca lat 50tych. Typowi Teddy Boys tylko tacy z lat 80tych.

Debiutancka płyta, beztytułowa wydana została w 1981r przez Arista Records z którą to zespół związał się na pierwsze lata. Zawiera doskonały materiał rock and rollowy oparty na brzmieniach znanych nam z Sun Records końcówki piątj dekady XX wieku.Producentem został znany w kręgach klasycznego rock and rolla Dave Edmunds, Materiał na płycie w większości pochodzi od Briana Setzera i zapewne to był klucz do sukcesu. Jako jedyna grupa rockabilly w tamtym czasie oparła swój reperuar o swoje (równie dobre co uznane standardy ery rock and rolla) piosenki. Album otwiera pierwszy hit zespołu "Runnaway Boys" kompozycja oczywiście Setzera ale kolejne jego kawałki jak "Fishnet Stockings","Storm The Embassy", "Rumble In Brighton" absolutnie nie zaniżają poziomu względem tego przeboju. Ponad przeciętność wybijąją się nie wspomiane wcześniej dwa, kto wie czy nie największe przeboje w całym dorobku grupy. Setzerowski "Rock this Town" oraz "Stray Cat Strut" (lansowane także klipami w MTV). zwłaszcza "Rock this Town" stał się obecnie wielkim standardem klasycznego rock and rolla i aż trudno uwierzyć, że jego rodowód to nie Sun Records Anno Domini 1957 !!!. Na płycie mamy też covery od których Brian się nie wzbraniał. Jest tu choćby kapitalna wersja "Jeanie Jeanie Jeanie" znanego wcześniej z wykonania Eddie Cochrana. Jest tu też piosenka Burnetta "My One Desire" .Jak na debiut płyta doskonała. W klasyfikacji płyt z muzyką rock and rollową (w znaczeniu rock and rolla klasycznego) spokojnie należy do tych najlepszych. Z pewnością w 1981r żadna inna grupa neo rockabilly nie prezentowała takiej jakości i nie miała do zaoferowania tak świeżego materialu muzycznego. Stąd taki sukces zespołu, który w 1981r powinien nie mieć szans na zaistnienie. Panowie po sukcesie debiutu pełną piersią mogli poczuć się teddy boysami. Cakowicie przenieśli swoje zycie w świat końcówki lat 50tych. Sprawili sobie klasyczne krążowniki szos, motocykle. Domy i całe ich życie podporządkowane zostało stylowi ery rock and rolla.

Z kolejnymi płytami sukcesy były mniej spektakularne ale posiadając grono wielbicieli w tej muzycznej niszy zespół Stray Cats cały czas się rozwijał zdobywając to coraz większe poważanie. Briana Setzera szybko okrzyknięto jednym z najlepszych gitarzystów rockowych a w stylu Rockabilly zdecydownie najlepszym. Jemu to właśnie zawdzięczamy po latach renesans popularności gitary marki Gretch. Podobno marzenie obecne każdego gitarzysty. Lee Rocker okrzyknięty został najlepszym kontrabasistą w świecie rocka. Zaś Jimm Phantom Slim perkusistą nie mającego sobie równych w światku muzyki rockabilly.

Pominę w tym wpisie dalszy okres kariery zespołu,  gdyż przy kolejnych płytach tej grupy rozwinętą kwestię dokładniej. Nadmienię tylko, że Phantom Slim nadal uziela się w różnych projektach jako muzyk sesyjny i koncertowy ale i jako artysta pracujący na swoje nazwisko pogrywa w różnych grupach o podobnym profilu do Stary Cats. Lee Rocker prowadzi obecnie solową karierę. Wydaje płyty osadzone w nurcie rockabilly, choć stara się odcinać od dokonań macierzystej grupy. Wydał nawet album zatytułowany "No Cats". Zresztą czekający tu na blogu na swój czas by coś o nim napisać. Najwicej po rozwiązaniu zespołu aktywności wykazuje Brian Setzer. Zdarzają mu się role a raczej epizody w filmie (choćby La BAmba" wspólpracuje z różnymi artystami i to obecnych jak i dawnych czasow. Wspomaga ich jako sesyjny muzyk, producent. Często udziela się w różnych krótkich projektach jak choćby występ wspólny z Brianem Adamsem, Carlem Perkinsem. Najaktywniejszy jednak jest ze swoją nową grupą a w zasadzie orkiestrą. Po rozwiązaniu Stray Cats, Brian Setzer powołał do życia Brian Setzer Orchestra w której to cofnął się jeszcze bardziej do czasów muzyki swingowej. Z orkiestrą wydał kilka płyt ale to ponownie temat na inną recenzję. Brian obecnie to cała instytucja i artysta rozpoznawalny wszędzie, budzący największy szacunek i to u największych artystów rocka. Oczywiście w naszym kraju jak to często bywa jest mało znany i niedoceniony.

Tak na skróty - Co warto posłuchać z płyt od tych artystów o których pisałem dzisiaj (recenzje tych pozycji może kiedyś)

- Stray Cats - Stray Cats
- Stray Cats - Blast Off
- Lee Rocker - No Cats
- Brian Setzes Orchestra - The Dirty Boogie
- Brian Setzer - The Knife Feels Like Justice (płyta nie rock and rolowa)
- Brian Setzer - Rockabilly Riot Vol. 1: A Tribute To Sun Records

Dla gitarzystów wydał Setzer specjalne DVD z nauką gry na gitarze w stylu rockabilly. Krok po kroku pokazuje co robić z palcami i z instrumentem. ;-)

Spopularyzowany (renesans popularności) Gitara Gretch model 6120 sygnowany Brian Setzer
Kosztuje jedyne 15 tysięcy funtów... marzenie wielu grajków


LOGO    ZESPOŁU

Mała próbka muzyczna zespołu 
Trzy największe hity z pierwszego ich albumu

Rock this Town - przebój Stray Cats  z  pierwszego albumu

Tutaj nie w wersji z 1981r a już z lat 2000 i to live 

Stray Cats - Runaway Boys (Live At Montreux 1981)

Stray Cats - Stray Cat Strut (Live At Montreux 1981)


P.S.
Z uwagi na niszowość tej muzyki w  Polsce dałem jej trzy gwiazdki, czyli potraktowałem ją jako płytę dobrą, cikawa, polecaną. Prywatnie najchętniej dałbym jej gwizdkę więcej bo zasługuje na to by ją znać ale fanów rockabilly nie muszę zachęcać do niej bo jest ona w tych kręgach odbiorców tym samym czym "Script.." Marillionów dla miłośników progresywnych dźwięków.

czwartek, 27 listopada 2014

... i jak tu bronić ? oraz muzyczne oświecenie plus smutna wiadomość

W poprzednim wpisie niezgrabnie próbowałem bronić demokracji. Nawet ująłem się za Prezesem "prezesów" i nadal uważam, że nagonka medialna była nazwijmy to delikatnie nieetyczna. Tymczasem wiadomy Pan w kilkadziesiąt godzin później zaczyna mówić i robić takie rzeczy, że człowiekowi zaczyna być wstyd, że w ogóle zajął głos w sprawie. Jak wtedy wspomniałem PiS to nie moja "bajka" (choć póki co i tak bezpośrednio do ręki od jego rządu dostałem najwięcej) i bardziej chodziło mi wtedy o zasady i kulturę polityczną oraz dziennikarską. Niestety,  nie zmienia to faktu, że zaczynam mieć kaca. Stara prawda głosi, że pewnych spraw nie powinno się ruszać, gdyż z nimi jest podobnie jak z zaschniętymi po wierzchu odchodami. Najlepiej zająć się muzyką. Dzisiaj odkryłem grupę art rockową  (lub też muzyka) Gandalf. Mają na koncie ogrom płyt i wydają je od lat 80tych. Nie wiem dlaczego przez tyle lat mi ona jakoś umknęła. Nawet nie kojarzę jej z programu "Nawiedzone studio", które nadawane jest od lat dwudziestu na falach Radia Afera i który to takie muzyczne klimaty często prezentuje. Pewnie autor programu ma stosunek mniej entuzjastyczny do Gandalfa niż świeżo zauroczony tą muzyką taki człowiek jak ja. Może woli grupę Gandalf z lat 60tych ? (Była i taka kiedyś i to z USA) Nieważne, póki co ten bardziej współczsny Gandalf mile łechta moje uszy. Czas kupić chociaż z dwie płyty. Dla tej muzyki, dla tych okładek, dla mych zmysłów... I pomyśleć, że na Gandalfa trafiłem przypadkim szperając za Tracey Hitchkins po przesłuchaniu jej solowej płyty nagranej z Nolanem...

Chyba te okładki z zawartością wchodzą na listę przyszłych zakupów

A wracając do Jarka... Czy nie lepiej było powiedzieć, że nasza (w domyśle PiSu) radość była przedwczesna. Pogratulować PSL-owi i zapowiedzieć zwarcie szeregów przed kolejnymi wyborami by Polacy mieli jeszcze mniej wątpliwości by na nich oddać głos. Myślę, że to bardziej poprawiłoby słupki sondażowe niż  ta gra, ktorą prowadzi obecnie. Tylko potwierdza tym, że się nie nadaje do polityki, chyba, że jako skrajnie prawicowa partia a taka w naszym kraju nigdy nie zdobędzie większości, bo do nacjonalistów podobnie jak w większość normalnych państw naród polski ma stosunek "ostrożny". Zaprzepaścił szansę bycia ugrupowaniem środka. Teraz to już równia pochyła. Nikt tak jak PiS nie potrafi sobie strzelić w nogę lepiej...

ilustracja jako komentarz dodatkowy (ze strony demotywatory)




Z bierzących spraw.... smutna wiadomość J-23 przestał nadawać. Dla mnie to także Pan Samochodzik i milicjant z "Ewa chce spać" Szkoda. Część mojego dzieciństwa w dniu dzisiejszym pochowana została z tą wiadomością. 

w serialu "Pan Samochodzik i Templariusze" - najważniejszy film mego dzieciństwa.
Od niego zaczęła się moja miłość do książek Nienackiego
i chyba w ogóle miłość do czytania.

Kapitalna niekomediowa rola w kapitalnej komedii

Może i naiwny film w odbiorze w obecnych czasach
ale wtedy to było naprawdę "COŚ"
j-23 nadaje
Niby mały epizod w filmie ale wszedł do historii powszechnej popkultury
Wujek Dobra Rada

wtorek, 18 listopada 2014

Wybory


Blog staram się prowadzić w taki sposób by nie był niczym związany z polityką. Muzyka i polityka wszędzie gdzie się łączy powstaje problem. O swoich poglądach czy sympatiach politycznych również nie zamierzam się rozpisywać. Obserwatorem jednak jestem dobrym i parę wniosków potrafię wyciągnąć. Partia wygrana w ostatnim rozdaniu nie należy do tej, która reprezentuje mój światopogląd. Sporo w niej ludzi bez polotu politycznego i brak w niej choćby paru osób z charyzmą. Tak więc rodzi się pytanie - wygrana i co dalej ? Z drugiej strony przeżywam deja vu. Ponownie stwarza się sytuację w której partia, która w demokratyczny sposób wygrała powinna przeprosić za swoje zwycięstwo i oddać władzę. Ponownie obraża się wyborców z powodu, że Ci nie zagłosowali  na jedyną słuszną opcję polityczną. Od niedzieli słyszę, że powodem przegranej PO jest utrata wizerunku, który należy poprawić. Wizerunek nie trzeba poprawiać a należy coś zacząć robić. Sorry panowie politycy... Przez siedem lat nie uczyniliście nic, poza kilkoma budowami i to za nie swoje pieniądze. Okradliście ludzi z oszczędności (OFE). Dowaliliście podatek. Pozabieraliście ulgi. Wydłużyliście latra pracy przez co szanse na emeryturę (dożycie jej) zaczyna stanowić problem. Dzieciaki wyrzuciliście rok wcześniej do szkoły co daje kolejny rok pracy. Wcześniejsza szkoła równa się wcześniejsza praca i nie mydlić oczu, żee to dla dobra tych dzieci. Czyli dla kobiet to osiem lat pracy więcej. Ostatnia podwyżka w strefie budżetowej miała miejsce w 2007r tuż przed objęciem władzy przez PO. Zburzyliście wszystko co przynosiło zysk. Obecnie muszę pracować ponad 300 godzin w miesiącu by utrzymać standard życia sprzed siedmiu lat. Szczerze mówiąc mam to gdzieś, czy rządzić będzie PO czy PiS czy ktoś inny, Jestem egoistą i patrzę pod siebie. Te Mochery jak do tej pory więcej zrobiły dla mnie niż wspaniali politycy PO. Osoby nie potrafiące dostrzec spraw istotnych a tylko patrzą na wizerunek kształtowany przez media czy nawet samych polityków to osoby ograniczone. Dla niektórych PiS równa się państwo religijne, Macierewicz to główny wróg Polski. A Kaczyńskiego to wstyd pokazać światu. Może i prawda ale mi Macierewicz nic złego nie zrobił. Ostatnią podwyżkę dostałem od Jarka. Nie będę więc gryzł ręki która mnie nakarmiła.A Kościół ? Kościół jako instytucja jest mi obojętny więc mam gdzieć to czy gdzieś stoi jakiś krzyż czy nie. nie reaguję na niego jak diabeł na święconą wodę. Jest mi to obojętnne. PiS ma swoje Radio Maryja zaś PO ma TVN. Chyba wiecie o czym piszę. A jeżeli nie to odsyłam do podręcznika socjologii. Pewnie pomyślicie że jestem Pisowcem... Nie jestem, głos poszedł na kogoś niezrzeszonego a do któego mam w swoim regionie zaufanie. Napisałem PiS programowo mi nie odpowiada co nie zmienia faktu, że w ostatnich 10 latach tylko ta partia poprawiła swego czasu mój byt. To daje do myślenia. PO póki co udawadnia po raz kolejny, ze jedyne co ich łączy w tej organizacji to chęć pełnienia władzy. No dobra... nie polityka miała być tematem a samo nastawienie. Drażni mnie obrażanie ludzi i to głównie chciałem przekazać choć sam nie czuję się obrażanym bo nie pod moim adresem te szykany idą. Ale weźmy sobie na wstrzymanie i używajmy argumentów a nie epitetów.Uszanujmy demokrację i wybór Polaków. Zresztą zawsze się dziwiłem polskiej głupocie. Nasz kraj to jedyny znany mi przypadek w świecie gdzie robotnik głosuje na partię programowo  pozbywającą go miejsca pracy. U nas w Poznaniu póki co sytuacja pewnie się nie zmieni i nadal będzie rządził ten co rządzi. Czy to dobrze ? Nie wiem. Dalej będzie to co jest... Co w końcu może zdziałać ktoś wypalony zawodowo dla którergo bycie prezydentem stało się zawodem a nie funkcją ? Ale wybór należy uszanować i jeżeli wygra - pogratulować. Z pewnością Rysiek G. nie będzie zmuszony do tego by przepraszać za to, że wygrał. A ludzie chcący komentować przekonania polityczne niech wreszcie zaczną to robić z pewną klasą bo na razie mniej są przekonujący niż Ci których łajają.. 

środa, 5 listopada 2014

Pet Shop Boys - Disco (1986) - recenzja




Zawsze miałem problem z klasyfikowaniem tej grupy. Szufladka "muzyka dyskotekowa" jakoś nie pasuje do obrazu tej grupy. Z drugiej strony gdyby tak się zastanowić to muzyka komponowana przez ten duet adresowana jest w większości jednak do odbiorcy klubowego (w domyśle dyskotekowicza). Przyjąć więc należy, że to jednak muzyka taneczna, bo w tym celu powstawała. Problem mój w odpowiednim umiejscowieniem grupy polega na tym, że byli oni muzyczną alternatywą w dość wąskim wtenczas nurcie muzyki disco. Na parkietach królowało w wtedy w pełni italo disco oraz euro disco, które wszelkie wzorce stylistyczne i tak głównie podpatrywało u Włochów co sprawiało, że oprócz nazwy mało co się  różniły od siebie te dwa kierunki. Pet Shop Boys dało się zauważyć już po wydaniu pierwszego singla "West End Girls", który nawet w naszym dość opóźnionym radiu pojawił się dość szybko. Nie pamiętam by był on lansowany na dyskotekach. Sporo róźnił się stylistycznie od tego co wtedy było modne. Raczej grupa postrzegana była jako oryginalna ciekawostka niż materiał na parkiety klubów studenckich. Dość szybko po singlu pojawiła się płyta długogrająca i ona to przyniosła grupie status zespołu pierwszoligowego. Teledyskami z niej zasypał nas Szewczyk w Wideotece a firma Wifon wpisała do planowego programu wydawniczego pozyskanie licencji na wydanie kolejnego albumu. (no może przesadziłem z tym Wifonem, bo nie sadzę by decyzja powiązana była bezpośrednio z ukazaniem się debiutu). 


W okresie wydania pierwszego albumu zespół był mi prawie obojętny. Dostrzegłem jedynie "West end girls" (pamiętna premiera w Studio Stereo w 1986r - singlowa) oraz "Suburbia" - ta zaś za sprawą wersji z płyty "Disco" (Płytę "Please" poznałem później) Z każdą kolejną płytą zespołu weryfikowałem swoje poglądy i coraz przychylniej do tej grupy się nastawiałem. Płyta "Disco" na bardzo długi okres była jedyną, którą ceniłem w sposób szczególny. Pełna weryfikacja i wstawienie grupy na odpowiednio wysoki piedestał nastąpił u mnie dopiero w latach 90tych. Wracając do tematu "Disco". Panowie przed wydaniem drugiego longplaya "Actually" sprawili niespodziankę i wydali płytę pod tytułem "Disco". Ten album w zasadzie zawierał tylko sześć kompozycji z czego cztery pochodziły z płyty wcześniejszej. Taka mała ilość tytułów niech nie będzie zmyłką co do długości całej płyty. Czasy piosenek wzrosły co do pierwowzorów o kilka minut a i dwie premierowe nie były krótkie. Całość albumu to 46 minut co obecnie może i nie powala ale wtedy dla wydawnictwa winylowego był to całkiem normalny czas całości materiału. Po pierwszym odsłuchaniu całości albumu nie sprawia on wrażenia, by serwowano nam aż tak wielką róznicę jeśli chodzi o aranż względem albumu wczesniejszego. Tytuł  "Disco" również nie zobowiązał zespołu by zabrzmieli na niej jak Modern Talking. Owszem słyszalne jest zwiąkszenie akcentów w rytmie. Kilka ciekawych didżejskich wstawek i przejść, które tak naprawdę zaszaleją w muzyce dopiero z chwilą pojawienia się muzyki house . W świadomości ówczesnych słuchaczy albumy "Disco" i "Please" funkcjonował praktycznie w tym samym okresie. Jakimś trafem w tym 1986r pozyskałem płytę "Disco" na kasecie oryginalnej, tak więc prawdziwą przygodę z muzyką tej grupy rozpocząłem właśnie od tego wydawnictwa. Płytę obecnie oceniam bardzo dobrze i uważam ją za bardzo równą pod względem przebojowości poszczególnych piosenek. Wtedy jednak wyróżniałem tylko z niej dwa kawałki."Suburbia" - wydłużoną i "odrobinę przerobioną" wersję przeboju z "Please" i premierowe "Paninaro" które chyba jako jedyne najbardziej trzymało klimat piosenek dyskotekowych tamtego czasu. Zresztą nawet opatrzono go dopiskiem Italian remix. Do dziś pamiętam, że w tej piosence 43 razy pojawia się słowo tytułowe (nie sprawdzałem od owego 1986r ale pamięć chyba mi nie płata figla... przez ciekawość liczyłem). Utwór wydawał się strasznie długi, strasznie monotonny a przy tym nie zatracał przebojowości. Monotonia i przebojowość ? Brzmi to może jak paradoks ale spokojnie. Jeszcze kilka piosenek potrafiłbym wskazać gdzie połączenie przebojowości z monotonią samej kompozycji jest czy raczej było możliwe.

"Paninaro" - wersja zdecydowanie krótsza niż na albumie 

Nie będę z tej płyty wydzielał, które piosenki są lepsze a które gorsze. Jak wspomniałem to bardzo równa płyta a preferencje co do poszczególnych jej fragmentów u osób ją znających rozkładają się prawie po równo i bardziej decydującymi czynnikami wyznaczającymi różnice wartościujące są własne wspomnienia  niż kwestie muzyczne. W moim przekonaniu płyta "Disco" zupełnie (może poza "Paninaro") nie wpisywała się w nurt naszych polskich dyskotek. Była za to doskonałym uzupełnieniem pierwszego albumu. Była czymś w rodzaju super maxi singla, który zawierał doskonałe alternatywne wersje znanych już czterech piosenek oraz poszerzał dodatkowo wydany repertuar o dwie kompozycje. Zresztą chyba własnie te dwie piosenki  najbardziej po przesłuchaniu zapadają w pamięci na tym albumie. Kolejne płyty tego zespołu były według mnie już bardziej dyskotekowe niż album dzisiaj omawiany (zawierały przynajmniej po jednym bardzo dużym przeboju, który królował na parietach w naszym kraju) ale również chcąc być zawsze ten krok do przodu przed innymi Pet Shop Boys coraz więcej zaczynało wplatać do swojej twórczości elementów muzyki house. Jedno jest pewne, albumem "Disco" zespół Pet Shop Boys zapewnił sobie na rynku na stałe opinię artystów "z górnej półki" muzyki dance. Nikt nie ośmieli się nawet wśród ignorantów stylistycznych postawić ich w tym samym szeregu co twórczość Dietera Bohlana (przy całym szacunku dla zasług tego pana). Panowie Neil Tennantt oraz Chris Lowe nagrywając tą płytę potwierdzili , że nie są już tylko muzykami ale są również artystami. Sami twórcy płytę "swoje dziecko" trochę lekceważą lub uważają ją tylko jako pewien dodatek. Swiadczy o tym to, że w reedycjach w początku lat dwutysięcznych została ona przez nich pominięta. 

Mam osobisty sentyment do tej pyty. Po pierwsze jak już pisałem to od niej rozpoczałem poznawanie ich muzyki. Album "Please" pozanałem w całości dopiero w kilka lat później. Gdzieś w okolicach ukazania się ich czwartej płyty. Po drugie był chyba może dopiero 20 pozycją w mojej skromnej kolekcji oryginalnych kaset wykonawców zagranicznych. Po trzecie - okres "katowania" siebie tym albumem przypadł idealnie w okres, który uważam za najbardziej beztroski w moim całym życiu.To wystarczajace powody dla mnie bym uznał go za najlepsze osiągnięcie tej grupy.

Grupa  Pet Shop Boys podobny zabieg z "płytą  uzupełniającą"  zrobiła w 1994 wypuszczając płytę "Disco 2" oraz w kolejnych latach jeszcze Disco 3 (2003r) i Disco 4 (2007r)

Traklista

Strona A

"In the Night" (Arthur Baker's Extended mix) – 6:28
"Suburbia" (Julian Mendelssohn's Full Horror mix) – 8:56
"Opportunities (Let's Make Lots of Money)" (Ron Dean Miller and Latin Rascals' Version Latina) – 5:34

Strona B

"Paninaro" (Pet Shop Boys and David Jacob's Italian mix) – 8:35
"Love Comes Quickly" (Shep Pettibone's Mastermix) – 7:38
"West End Girls" (Shep Pettibone's Disco mix) – 9:03