środa, 30 października 2013

Black - Wonderful Life (1987) - recenzja



W dniu dzisiejszym 27 stycznia 2016r dotarła do mnie smutna wiadomość o śmierci tego artysty. Był to artysta dla mnie dość istotny choć nie najwazniejszy. Odcisnął swoją muzyką z pewnością jakieś piętno. Przypomniałem rówież sobie o recenzji jaką napisałem ponad dwa lata temu...


Dzisiaj opiszę płytę dla mnie specjalną, która z pewnością nie jest albumem mego życia,choć posiada w zestawieniu piosenkę,która takową już jest.Przynajmniej jest w ścisłej dziesiatce najpięniejszych piosenek jakie znam. Ale po kolei....

Pod pseudonimem Black ukrył się na wiele lat muzyk Colin Vearncombe. Wcześniej miał epizody muzyczne z muzyką punk rockową ale od roku 1982 na fali zapewne mody new romantic diametralnie zmienił swoje artystyczne upodobania. Z punk rocka pozostało mu jedynie pesymistyczne nastawienie do życia. Zresztą stąd też jego pseudonim artystyczny. Black jest twórcą i wykonawcą piosenki "Wonderful Life", która to zapewniła mu na długie lata nieśmiertelność.Gdyby nie ta jedna piosenka dzisiaj o nim nie słyszałby pewnie nikt a tak jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci muzycznych ósmej dekady. Piosenka genialna. Można  analizować ją na różne sposoby. Dla mnie połącznie świetnego tekstu o wymowie jak na Blacka dość optymistycznej ze stonowaną melodią i aranżacją, która optymizm tego tekstu trzyma w ryzach, to mistrzostwo świata. Nigdy nie udało mu się nagrać nawet czegoś w połowie tak dobrego.Ten album należy znać choćby dla tego utworu. Wyrazistość i ogromna popularność tej kompozycji sprawiły, że Blacka postrzega się przez pryzmat jednej - właśnie tej piosenki. Zaszufladkowano go jako gwiazdę jednego przeboju i chyba nic już tego nie zmieni. Black do końca świata będzie znany jako ten od "Wonderful life". Co bardziej dociekliwi lub pamiętliwi zapewne wspomną jeszcze o drugiej piosence z tego albumu "Everything's Coming Up Roses" i będą mieli absolutnie rację. W okresie wydania tej płyty ta druga piosenka zyskała również sporą popularność i podobnie jak tytułowy przebój także "Everything's Coming Up Roses" jawiło się jako piosenka godna uwagi i zachwytu. W tym miejscu zazwyczaj kończy się opinia zdecydowanej większości osób pamiętających  pojawienie się tego albumu na rynku. By zakończyć oczywiste oczywistości nadmienię, że ten wielki przebój "Wonderful Life" ukazał się z pewnym falstartem. Pierwszy raz na rynek trafił już w 1985r ale brak odpowiedniej promocji pozostawił go w zupełnym cieniu. Dopiero ponowne wskrzeszenie i wydanie przez inną wytwórnię sprawiło sukces i to zapewne przerastający oczekiwania. Piosenka w dobie olbrzymiej mody na maxi-single z wersjami extended nigdy nie doczekła się innego opracowania niż to poznane na albumie a wcześniej na singlu.(pomijam wersję alternative) Owszem ukazały się do tego albumu maksisingle i to w liczbie aż dwóch a może trzech (nie mam pewności czy "Sweetest Smile" ukazał sę w wersji 7 czy 12 calowej) Te duże single nie zwierały jednak alternatywnych wersji przebojów z albumu. Stanowią uzupełnienie według mnie o wiele cenniejsze. Singiel "Wonderful life" oprócz przeboju zawiera aż dodatkowo trzy kompozycje pominięte na albumie a maxi-singiel "Everything's Coming Up Roses" dodatkowe dwa. Jako ciekawostkę dopisze, że maxi-singiel "Wonderful life" też posiadał dwie premiery a mianowicie w 1986 i 1987r i oba wydania oprócz tytułowego różnią się zawartością.

Jeden z maksi-singli  "Everything's Coming Up Roses"- zupełnie przypadkowo znaleziony w pewnym komisie płytowym w centrum Poznania 

Czas w końcu napisać trochę o zawartości muzcznej tego albumu. Całość otwiera "Wonderful Life" i zaraz za nim pojawia się na pozycji ścieżki drugiej "Everything's Coming Up Roses" Te dwie piosenki to niewątpliwie największe hity z tej płyty. Praktycznie piosenki znane wszystkim i budzące od dwudziestu paru lat zachwyt.Są to nieliczne kompozycje, których radio i telewizja pomimo maksymalnej ich eksploatacji nie udało się zniszczyć. Opisywać piosenkę "Wonderful life" to tak jak tłumaczyć komuś jak wygląda koń - każdy widzi (jak to figurowało dawno temu w encyklopedii).W MTV piosenka lansowana była klipem w technice czarno - białej (chyba jako jeden z pierwszych właśnie Black wypuścił coś takiego) co w owym czasie stało się nawet krótkim trendem w świecie tworzenia klipów, ale głowy nie dam bo pamięć u mnie czasami lubi w mom wieku już robić psikusy. Kolejny "Everything's Coming Up Roses" to z uwagi na lansowanie drugi co do wielkości hit z tej płyty. Czy zasłużenie to już inna sprawa. Po prostu tak był promowany przez co (według mnie)  i tak udało mu się zdobyć większą popularność od pozostałych dobrych piosenek z tej płyty, a proszę mi wierzyć, że kilka jeszcze ich tam jest. Oczywiście nie tak wyrazistych jak 'Wonderful life" ale po kilku przesłuchaniach potrafią z człowieka zrobić swoje niewolnicze ucho. Dalsza więc muzyka po tej powszechnie znanej z początku albumu jawi się następująco. Ścieżka trzecia strony A,  to "Sometimes For The Asking". Od razu odbiera się go jako wypełniacz.  Posiada wszystkie cechy piosenki nieprzebojowej. Rytm pogodny - śpiew ospały. Trochę to już patent Blacka by szarość goniła szarość i jeżeli nawet muzyka bywa pogodniejsza to i tak on sprowadzi to śpiewem do melancholii. Nie jest to piosenka wybitna ale broni się jako część składowa tego albumu. Zwłaszcza, że pojawia się po niej "Finder". Idealny przykład piosenki w stylu jaki mnie drażni i potrafi sprawić, że płytę wyłączam a zastanawiając się nad kupnem - rezygnuję. Ta piosenka potrafi w jednej chwili zburzyć wszystko co pozytywne było wcześniej na płycie a co gorsze nawet zatrzeć pamięć.Dobrze że na płycie to trwa niewiele czasu. Stronę A wersji winylowej kończy "Paradise". Piosenka wynagradzająca nam upiory sprzed chwili. Klimat w niej zawarty zaczerpnięty chyba w prostej lini z jakiegoś baru w godzinnach tuż przed zamknięciem, gdzie resztki klientów dogorwa nad ostatnią szklanką, przy pełnych popielniczkach a na scenie praktycznie dla nikogo śpiewa jakiś koleś smęcąc niesłychanie, aczkolwiek z wielkim urokiem. Zawsze z czymś takim kojarzył mi się Brian Ferry z Roxy Music."Paradise" jest bardzo mocnym punktem tej płyty i niewątpliwą ozdobą.


Strona B pierwszym utworem ponownie mnie rozdrażnia. Dlatego od razu wspomnę o kolejnej piosence "I Just Grew Tired". By być szczery uważam, że to właśnie ta kompozycja zasługuje na miano hitu numer dwa. Jeżeli w piosence "Paradise" odwoływałem się do stylu Ferrego to tu mamy go prawie w pełnym wydaniu. Oczywiście trzeba to przesłuchać z kilka razy bo całość jest z gatunku "piosenki ziewanej".Dalej na płycie i to aż do końca jest już tylko bardzo ładnie. "Blue" może nie powala ale te trąbki w oddali, ...chwilami inne dęciaki - smaczki aranżacyjne super a wszstko pięknie wplecione w głos Blacka. "Just Making Memories' to najbardiej dynamiczny utwór na tym albumie o ile w ogóle możemy w tym przypadku mówić o dynamice. Płyta od samego początku do końca mile się wlecze. Zamyka całość "Sweetest Smile". To chyba największa perła na tym albumie. Piosenka wybitnie nie radiowa, no chyba, że w audycjach nadawanych o czwartej rano. Piękna, liryczna, melancholijna i nawet lansowana singlem i klipem. Dzisiaj pamiętają ją nieliczni.

Jedna z tych powoli coraz bardziej zapominanych perełek
                                                            Black - Sweetest Smile

Podsumowując całość albumu, to poza dwoma (akurat dla mnie ciężkimi do strawienia piosenkami) całość wypada urzekająco dobrze.Płyta warta uwagi, oczywiście pod warunkiem że ktoś nie będzie szukał na niej "drugiego Wonderful life".Album uzupełniają jeszcze piosenki pochodzące ze stron B singli i maxi-singlii.Nie są to żadne odrzuty i należy je traktować na równi z tym co zawarto na płycie nazwijmy to głównej.W latach 90tych wydano zresztą całość materiału na podwójnym cd. Co do samego artsty to bywa cały czas czynny zawodowo. Koncertuje pod swoim imieniem i nazwiskiem - Colin Vearncombe. Całkiem niedawno gościł także u nas w kraju z koncertami. Za całość tej płycie daję ocenę czterogwiazdkową bo jest na tle dobra, że warto ją znać.Ja się w niej zauroczyłem dawno temu i do tej pory stale odkrywam w niej nowe smaczki. Gdybym oceniać miał ją tylko przez pryzmat tytułowego przeboju, po raz pierwszy nadałbym ocenę sześcio gwiazdkową. Mam "gdzieś" opinię ludzi, którym radio przejadło tą piosenkę. Ja na szczęście dla siebie i swojego wielbienia tej piosenki zachowałem właściwe proporcje. Nadal po latach uważam, że "Wonderful Life" to najpiękniejsza piosenka jaka powstała w ósmej dekadzie. Na LP3 znalazly sie dwa kawalki Black'a z tej płyty: Wonderful Life - 24 tyg. w zestawieniu, 4 razy na szczycie, 6 razy na drugim i raz na trzecim miejscu, Everything's Coming Up Roses - 10 tyg. w zestawieniu, max 7 pozycja).


Strona A

01. Wonderful Life.
02. Everything's Coming Up Roses
03 Sometimes For The Asking
04. Finder
05. Paradise

Strona B

01. I'm Not Afraid
02. I Just Grew Tired
03. Blue
04. Just Making Memorie
05. Sweetest Smile

Całość uzupełniają maksi-single

1 komentarz: