poniedziałek, 27 lutego 2012

DVD Koncert - V.A. - Concert for George (2002) - recenzja




Do koncertów oglądanych z dvd mam podejście identczne jak do kolejnego odcinka Ojca Mateusza.Skoro już mam to obejrzę ale zaraz potem może dla mnie nie istnieć. Nie kolekcjonuję, choc kilka a może nawet kilkanaście wizyjnych zapisów posiadam.Są jednak pozycje, do których wracam i które najzwyczajniej w świecie uwielbiam.Jednym z takich koncertów, który ile razy oglądam coś ściska mi leciutko krtań jest wydarzenia jakie miało miejsce równo w rok po śmierci Georga Harrisona.Przyjaciele jego postanowili oddać temu artyście hołd i uświetnić rocznicę mega wydarzeniam koncertowym. Za całość od strony muzycznej wziął się jego serdeczny przyjaciel Eric Clapton. Zgrał zaś to wszystko "do kupy"  i obrobił Jeff Lynne i o dziwo nie brzmi to  w ogóle jak Electric Light Orchestra co jest dla mnie szokiem, pamiętając wczesniejsze jego produkcje jak choćby "nowe nagrania" The Beatles. Do tego wyjątkowego wydarzenia Eric zaprosił artystów, którzy w większym lub mniejszym stopniu wczesniej współpracowali z Georgem. Na scenie pojawili się więc sami przyjaciele Harissona.Zresztą nie tylko oni. Koncert uświetnili także swoją obecnością i to czynną jego żona (wdowa) Olivia oraz syn Dhani.Koncert odbył się 29 listopada 2002r w The Royal Albert Hall.Trwał blisko dwie i pół godziny. Na repertuar składały się tylko kompzycje Harrisona (z drobnym wyjątkiem - Perkinsa i Raviego).

Koncert rozpoczął się od oficjalnego przywitania zaproszonych gości i rodziny zmarłego muzyka.Wprowadzenia tego dokonał niekryjący wzruszenia Eric Clapton. Po nim kilka słów powiedział Ravi Shankar, po czym przedstawił wszystkim swoją córkę, która po ojcu przejeła prowadzenie orkiestry hinduskiej. Sam mistrz usiadł na scenie tuż obok Erica i wdowy po Harrisonie, Olivi. Rozpoczął się koncert. Anoushka Shankar talent odziedziczyła po ojcu. Jej uroda przyzdobiona w hinduski strój w połączeniu z dużym orientalnym instrumentem jakim jest sitar dało efekt piorunujący. Zawsze drażniły mnie od strony muzycznej poczynania Raviego, ale podczas tego koncertu wszystko mi grało niesamowicie pięknie. Do tej pory nie zdarzyło mi się, bym oglądając ten koncert użył klawisza next.Występ ten nie tylko, że zawierał porcję bardzo dobrej i tak odmiennej muzyki, ale wprowadził przy okazji nastrój "wyższych stanów duchowych".W trakcie występu orkiestry Shankara wpleciono kompozycje "The inner Light" pochodzącą ze strony b singla "Lady Madonna".Z orkiestrą Shankara tą piosenkę zaśpiewał Jeff Lynne. Na zakończenie orkiestra wykonała kompozycję Raviego "Aspan" poświęconą Harrisonowi.

Kolejną pozycją w koncercie był dość krótki występ The Monty Pythons. Kabareciarze doskonale rozładowali podniosły nastrój kompozycji hinduskich. Zaprezentowali swoje dwa muzyczne chyba najpopularniejsze skecze w tym sławny "kelnerski", a co za tym idzie również prezentacji poddane zostały ich pośladki. Niestety już ciut podstarzałe, choć równie śmieszne. Skąd obecność Monty Pythona na koncercie każdy szanujący się fan Georgea wie doskonale.

The Monty Pythons - Concert for George



Po Pythonie nastąpiła właściwa część przedstawienia. Wcześniejsze występy traktować należy mimo wszystko jako wprowadzenie, chwilę zadumy nad zmarłym artystą. Teraz dopiero całość nabierze właściwego już rockowego rozpędu. Na scenie zaczęli pojawiać się muzycy tworzący tzw George's Band, grupę stworzoną na potrzeby tego koncertu. Kogo więc ujrzeliśmy na scenie ? Oczywiście mistrz ceremoni Eric Clapton. Po jego prawej stronie z gitarą stanął Jeff Lynne (lider ELO). Po lewej syn Georga Harrisona Dhani z gitarą rytmiczną (z wyglądu sobowtór swojego ojca z okresu pierwszych płyt Beatlesów). Za Dhani z gitarą basową stanął Dave Bronze (Dr Feelgood, Procol Harum,Robin Trower,Eric Clapton Band).Za Erykiem z gitarą, jak cień umiejscowił się Andy Fairweather Low (Roger Waters,Harrison,) oraz Albert Lee.Na perkusji zagrali: Jim Capaldi (Traffic, Steve Winwood) oraz James Lee "Jim" Keltner (Bob Dylan, Presley,Lennon, Harrison, Traveling Wilbrys,Crosby, Stills, Nash and Young). Całość perkusyjną dopełniał showman tamburyna (i nie tylko) Ray Cooper. Gdy do tego składu dodamy jeszcze dwóch keybordzistów i zarazem wokalistów Billy Prestona oraz Gary Brookera (Procol Harum) to nie ma mocnych. Zespół musiał być imponujący, przy którym nazwanie innych kapel (wiadomo których) super grupami jest sporym nadużyciem. Tym bardziej, że to jeszcze nie koniec wymienianki. Czas na gwazdy, które tą grupę zasilały w trakcie koncertu. Po każdorazowym pojawieniu się takowej, ona już sceny nie opuszczała, przez co skład się stale powiększał.Kim były te pojawiające się gwiazdy ? Otóż stawili się dwaj ostatni żyjący Beatlesi Paul i Ringo. Niejaki Joe Brown (przyjaciel Georgea), Jools Holland, Sam Brown (ta od hitu "Stop").W przerwie występu tej mega super grupy swoje kilka groszy dorzucił Tom Petty ze swoimi Heartbreackersami.

Ale może od początku. Na pierwszy ogień poszła kompozycja "I Want To Tell You" pochodząca z okresu beatlesowskiego "Rewolwera" zaśpiewana przez Lynna a zaraz po niej rolę wokalisty w "If I Needed Someone" przejął Clapton.Trzecia piosenka to killer-hit Harrisona również z okresu "fab four", "Old Brown Shoe". Tym razem swojego głosu użyczył Gary Brooker i powiem szczerze, że wersja zaśpiewana przez Garego wypadła olśniewająco dobrze i gdyby nie pewnien rodzaj kultu, który otacza wszystkie piosenki Beatlesów twierdziłbym, że to najlepsze wykonanie tego numeru jakie słyszałem - łącznie z wersją oryginalną. Gdy jeszcze nie ostudziły się emocje po tej piosence Jeff Lynne rozpoczął kolejny mega przebój Georga "Give me love". Na chwilę przerwę tą wymieniankę, bo muszę podzielić się spostrzeżeniem. Eric Clapton zarządzając tym George's Band doskonale rozdzielił role poszczególnym gościom. Gary Brooker wypadł doskonale, gdyż "Old Brown Shoe" wręcz brzmi jakby było stworzone dla niego. Podobnie "Give me love" w wersji Lynne, to coś jakby stworzone pod jego styl. Clapton dla siebie zaś wybrał partie śpiewane w kompozycjach tak typowych dla niego, ze nawet kiedyś podejrzewałem, czy aby na pewno to kompozycje Harrisona a nie jego kolegi podarowane w prezencie. Wszystko na tym koncercie rozdzielono perfekcyjnie. Może szkoda, że syn Georga, Dhani nie miał partii solowych a jedynie udzielał się w chórkach. No cóż ? Może nie był jeszcze gotowy, choć udział w chórkach obok McCartneya, Sam Brown etc to też wielkie przeżycie.

Isn't It A Pity - Concert for George



Wracam do koncertu. Po Lynnie w "Give me love" pojawiło się trochę niedoceniane a przepiękne "Beware Of Darkness" z pierwszej płyty Harrisona wydanej po rozłamie grupy Beatles. To co Eric robił z tym nagraniem to mistrzostwo świata.W wersji Harrisona jest to coś wspaniałego ale w wersji Erica to stawy siadają i chcąc nie chcąc człowieka wali na kolana.Zresztą nie jest to jedyny fragment w tym koncercie, gdy trudno jest nie okazać zachwytu nad kunsztem Claptona.W tej kompozycji niewiele Eric zmienił, bo to kapitalny numer ale brzmi to w Royal Albert Hall nieziemsko wspaniale.
Bedąc pod wrażeniem "Beware Of Darkness" mniej zachwycam się wykonaniem, wydawać się mogło jednego z największych hitów tego koncertu - "Here Comes The Sun". Być może nie przekonał mnie do siebie Joe Brown, który wyszedl na scenę z ukulele i oprócz przeboju z "Abbey Road" zagrał i zaśpiewał jeszcze "That's The Way It Goes"(tu zdecydowanie lepiej wypadł).Pierwszą odsłonę występu George's Band zakończyła Sam Brown, która głosem jak dynamit zaśpiewała "Horse to Water". Wersja ciut jazzowa ale wypadło to z takim uczuciem i przebojowością, że z pewnością jej występ to spora ozdoba tego konceru.Od tego momentu Sam Brown sceny już nie opuściła zajmując miejsce w chórkach kobiecych.

Concert For George - Handle With Care


niepotrzebnie gosciu miesza swoją perkusją. Jak znajdę linka do wersji "czystej" to podmienię

Eric doskonały scenariusz przygotował i dawkował napięcie. Po występie Sam zaprosił na scenę Toma Pettego ze swoją grupą. Zagrali oni dwie kompozycje Harrisona z okresu Beatlesowskiego a mianowicie "Taxman" oraz "I need you". Jak to mu wyszło ? Powiem tak. Zaśpiewał to po prostu jak Tom Petty i mimo że wolę zdecydowanie wersje inne o oryginalnych nie wspomnę, to da się tego słuchać i to nawet z przyjemnoscią. Wolałbym co prawda, by  "I Need you" zaśpiewał Jeff ale co tam. Trzecia piosenka z Tomem w roli głównej równoważyła wszelkie niedociągnięcia. Do zespołu Pettego dołączył bowiem Jeff Lynne z Dhani Harrison i ze sceny popłynął "Handle With Care". Partie Orbisona zaśpiewał Jeff. Szkoda, ze Dhani nie śpiewał partii ojca, bo głos ma bardzo zbliżony. Wiem, bo miałem okazję posluchać jego głosu w piosenkach krążące swego czasu po you tubie. Zaraz po tym przeboju Tom z chłopakami szybko się pozbierał ze sceny i ponownie George's Band zaczęli rządzić na całego.

My sweet Lord - Concert for George


Całkiem fajna kompozycja "Isn't It A Pity" w wersji Harrisona w odsłonie tego konceru z wokalem Prestona oraz kapitalną gitarą Claptona stała się dla mnie kolejnym wielkim ozdobnikem, którego się nie spodziewałem. Koniecznie trzeba posłuchać tego wykonania, bo ma w sobie coś znacznie więcej niż to co znamy z wykonia Georgea. Po tym występie publiczność zrobiła owację na stojąco ale powodem nie było genialne wykonanie wspomianej piosenki a pojawienie sięna scenie Ringo Stara. Ringo w swój własny sposób pojmowania śpiewania wykonał dwie piosenki "Photograph" przy powstawaniu której maczał palce i Harrison oraz "Honey Don't", przebój Carla Perkinsa którego wspólnie swego czasu uwielbiali.Jak to Ringo, facet niebywale skromny podziękował i... no właśnie. Nie zszedł ze sceny. Usiadł do perkusji i od tej pory koncert odbywał się w rytm trzech perkusji granych jednocześnie.Na scenie zaś pojawił się Paul McCartney. Kolejna owacja.Co ząspiewał Macca ? "For You blue" oraz w duecie z Claptonem "Something".Z początku dziwnie mi brzmiała ta kompozycja podana w takim rytmie lekko skocznym śpiewana głosem do tego McCartneya ale w chwili gdy miała zabrzmić znana solówka gitarowa wszystko wróciło do normu i kontrolę nad całością przejął Clapton.Kolejne ciary, kolejne ściśnięcie krtani, kolejne zaliczone kolana. George !!! Bez "Something" nie było by albumu "Abbey Road" a przynajmniej nie byłby on tym czym jest dla wielu milionów ludzi.Ta kompozycja to jedna z najpiękniejszych piosenek o miłości jakie powstały.By pogwiazdorzyć Paul wykonał jeszcze "All Things Must Pass" i ustąpił miejsca Billowi Prestonowi.Pierwsze akordy i juz wiadomo "My sweet lord".Z oryginanym wykonaniem jestem tak dalece zżyty, że bałem się wykonania Prestona ale podołał. Co prawda bardziej to zabrzmiało soulowo ale i klimat piosenki jest bardziej uduchowiony więc wypadło wszystko cudownie.Po tym największym hicie Harrisona z okresu post beatlesowskiego wykonano jeszcze wspólnie przez wszystkich wystepujących artystów "Wah Wah".Koncert zakończył Joe Brown śpiewając "I'll See You In My Dreams" podczas którego na głowy widzów posypały się konfetti w kształcie duzych płatków kwiatów.

A gdzie "While My Guitar Gently Weeps" ? Był, był... celowo pominąłem, bo od początku czułem, że to będzie wisieńka na torcie. Nie pomyliłem się.Zagrali to tuż przed "My sweet Lord" Głównym wokalistą był Eric Clapton a wspomagał go McCarney oraz Lynne.Do tego w tle "te trzy" perkusje - obłęd. Tu już dywan w kolana mnie gniótł niemiłościwie. Do tej pory uważałem, że wersja z "Live in Japan" jest tą najlepszą. Teraz mam dylemat. Cudowny utwór i jeszcze cudowniejsze wykonanie. Clapton ponownie doprowadził do łkania swoją gitarę, a dokładniej jego gitara z delikatnego łkania po pewnym czasie  wręcz rozpłakała się na dobre. Całość zwłaszcza w kontekście pamięci o Georgu wypadła bardzo wzruszająco, pięknie i podniośle. Kto kochał twórczość Harrisona ten łzy musiał mieć w oczach słuchając tego niesamowitego dzieła.

While my guitar gently weeps - Concert for George


Całość konceru obfituje w sceny wzruszające. Niespotykane na codzień. Dhani dziękujący Ericowi za koncert. Mam nawet wrażenie, że miał on jednak zaśpiewać jakiś fragmet w piosence jednak przerosło to go i z kłopotu wywabił go Eric śpiewając partie przeznaczone dla niego. Dało mi to do myslenia gdy w pewnym momencie Dhani dziękuje za coś Ericowi.Nie pamiętam już w którym to było fragmencie ale ten szczegół przykuł moją uwagę.Oprócz tego widzimy ściskających się Paula i Ringo. Poza tym ujrzeć na jednej scenie Ringa i Paula to już wydarzenie a jak do tego dołożymy Claptona i Lynne ? Koncert marzeń. Szkoda tylko, że okazja taka smutna. Już wspomniałem. Wiele widziałem koncertów na DVD ale tylko do niektórych powracam od czasu do czasu. Ten z pewnością jest na liście pięciu najlepszych jakie widziałem.Dodatkowo mam wrażenie, że ten wzruszający koncert coraz bardziej odchodzi w zapomnienie. Nigdy zresztą w Polsce nie był jakoś super popularny. Szkoda...

Ocena pięć gwiazdek ale proszę nie robić relatywnych porównań z płytami audio. DVD u mnie rządzą się innymi prawami :) i porównywane mogą być tylko między sobą.



Track lista DVD (pominąłem dodatki)


01 - Sarve shaam - Ravi Shankar Orchestra
02 - Your Eyes - Ravi Shankar Orchestra
03 - The Inner Light - Ravi Shankar Orchestra with Jeff Lynne
04 - Arpan - Ravi Shankar Orchestra


05 - Sit On My Face - The Monty Python
06 - The Lumberjack Song - The Monty Python


07 - I Want To Tell You - Jeff Lynne
08 - If I Needed Someone - Eric Clapton
09 - Old Brown Shoe - Gary Brooker
10 - Give Me Love (Give Me Peace On Earth) - Jeff Lynne
11 - Beware Of Darkness - Eric Clapton
12 - Here Comes The Sun - Joe Brown
13 - That's The Way It Goes - Joe Brown
14 - Horse to Water - Sam Brown


15 - Taxman - Tom Petty and the Heartbreakers
16 - I Need You - Tom Petty and the Heartbreakers
17 - Handle With Care - Tom Petty and the Heartbreakers with Jeff Lynne and Dhani Harrison


18 - Isn't It A Pity - Billy Preston
19 - Photograph - Ringo Starr
20 - Honey Don't - Ringo Starr
21 - For You Blue - Paul McCartney
22 - Something - Paul McCartney and Eric Clapton
23 - All Things Must Pass - Paul McCartney
24 - While My Guitar Gently Weeps - Eric Clapton and Paul McCartney
25 - My Sweet Lord - Billy Preston
26 - Wah-Wah - Varios artistas
27 - I'll See You In My Dreams - Joe Brown


Oprócz DVD wydano także wersję audio tego koncertu. Niestety nie posiadam jeszcze w tej wersji. Poniżej reprodukcja okładki wersji audio. Zawartość wersji audio pozbawiona jest w porównaniu do DVD tylko występu Monty Pythona.

Dociekliwych odsyłam do oficjalnej strony koncertu.

Concert for George - oficjalna strona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz