środa, 4 lipca 2012

Def Leppard - Hysteria (1987) - recenzja


New Wave of British Heavy Metal to ponoć rodowód tej grupy i nie będę się spierał. Pierwsze trzy płyty tej grupy a zwłaszcza "Pyromania" to dzisiaj już pomniki tamtego owocnego nurtu.Pamiętam doskonale moment gdy pierwszy raz pojawiła się ona na rynku. O dziwo nawet w naszym kraju grane to było już w roku wydania co nie zawsze było normą.Tylko z uwagi na to, że grupa znana była już dość dobrze w światku rocka i to nawet w Polsce nikt słysząc płytę pierwszy raz nie pomylił ich z Amerykanami.Dzisiaj z perspektywy czasu śmiało mogę twierdzić, że to najlepszy album jaki ta grupa nagrała.Mieli sporo czasu na przygotowanie repertuaru bo jak wiadomo przytrafiła im się przymusowa pauza trzech lat od wydania "Pyromani" spowodowana między innymi "problemami zdrowotnymi perkusisty", który utracił narzędzie pracy w postaci swojej jednej ręki.Jak się okazało to przykre zdarzenie dodało dodatkowego smaczku grupie, bo jako pionierzy występowali i nagrywali płytę z niepełnosprawnym pałkarzem, który w zmyślny sposób dostosował swoją perkusję dla własnych potrzeb.Słuchacz niewiedzący o tym fakcie na płycie nie dosłyszy różnicy w grze Ricka Alena porównując go z okresu sprzed kalectwa.Gdzieś doczytałem, ze podobno perkusję dogrywano ponownie niwelując niedostatki,  ale czy to prawda nie wiem. Ja wierzę, że Andy po prostu sprostał. Nigdy nie należałem do zdeklarowanych fanów tej grupy. Mam obiekcje prawie do każdej płyty. W każdej znajduję momenty dobre i ciekawe ale także sporo przeciętniactwa. Wyjątek stanowi tylko ten album. Być może powodem tego jest bardzo duże zróżnicowanie kompozycji ich rytmu a całość pomimo tej różnorodności jakoś potrafi stanowić całość.Co mnie urzekło w tym albumie. Przede wszystkim wielka dbałość o melodie. Tak melodie to broń największa tej produkcji. Kolejne spostrzeżenie to brzmienie.Zdecydowanie bardziej hard rockowe niż metalowe.Całość jednak w odbiorze nie brzmi ani typowo metalowo ani tak do końca hard rockowo.Gitary są wyraźne ale stanowią bardziej tło dla perkusji i melodii.Zlewają się ze sobą tworząc ścianę dźwięku. Melodyjną i bardzo ważną ale jednak trudno słuchając tej płyty określić ją jako zdominowaną przez gitary a przecież taki powinien być metal czy hard rock.Trudno też po wysłuchaniu całości od razu wyłuskać jakąś genialną solówkę.Owszem gitary nie stronią tu od wstawek solowych ale takich rasowych popisów tu nie usłyszymy. Wszystko bowiem podporządkowane jest całości. Aranżacje utworów przypominają układankę puzzli gdzie nie ma mowy o dominacji któregoś. Całość ma tworzyć piękny obrazek.Jednym słowem instrumenty tu wyważono by stanowiły całość.Jeżeli coś się wybija ponad to to tylko perkusja. Gitary tu robią po prostu swoje i nic poza tym. Największą cechą tych kompozycji są harmonie wokalne, które w połączeniu z melodią sprawiają, że ta płyta to jeden wielki przebój. Większość tych najlepszych piosenek śmiało zakwalifikować powinno się do muzyki pop. Myślę, że część z nich spokojnie grana mogła być swego czasu w blokach programowych z muzyką pop rockową.Nie jest to oczywiście wadą tych piosenek.Zresztą tamten okres to był prawie kulminacyjny dla popularności takiej muzyki.Muzyki  podawanej w taki trochę przylukrowany sposób.Podobnie słodko zdążyły już wcześniej zagrać wielkie gwiazdy hard rocka jak Rainbow czy Van Halen. 


Na "Hysterii" znajdziemy dwanaście kompozycji zagranych na równym bardzo wysokim poziomie a każda z nich posiada wspólną cechę - doskonałą melodię.Największymi przebojami z niej stały się za sprawą odpowiedniego lansowania choć i bez tego zasługiwałyby na to "Animal", "Love Bittes" oraz tytułowa "Hysteria". Spokojnie dołączyć do tej trójki mogła by kompozycja "Gods of War". Cała reszta również nosi w pewnym sensie cechy przebojowości ale przy wymienionej trójce potrafi sprawić wrażenie przynajmniej przy pierwszym odbiorze dość przeciętnych.Czyżbym przed chwilą walnął jakąś głupotkę ? Ktoś zapewne od razu może mi zarzuci, że "Rocket" i "Woman" to wielkie przeboje a ja je tak pomijam. Otóż nie. Nie ujmuję im ani trochę jednak to dwie kompozycje typu "smaczek nie dla każdego". Zyskują dopiero po pewnym czasie gdy się do nich przyzwyczaimy. Ich rytm jak na hard rocka jest trochę połamany,aranż przesłodzony a i melodia nie tak oczywista.Jednak to właśnie te dwie piosenki otwierające album ukazują nowy obraz Def Leppard po trzyletniej przerwie i są doskonałym przygotowaniem nas na dwie największe gwiazdy z tego albumu czyli "Animal" oraz "Love Bittes".Ciekawie brzmi także "Armageddon it", dość mocno inspirowany chyba Bolanem z T-Rex. Przebojowość i łatwość odbioru tej muzyki sprawiło, że grupa pozyskała nowych słuchaczy absolutnie nie związanych z metalem. Do tego idealnie muzycznie wtopili się w to co było wtedy modne.Pewien element ciekawości jednorękiego perkusisty również podziałał. Zresztą samo wydanie płyty było przygotowywane starannie i przez kilka miesięcy poprzedzające come back zasypywano informacjami prasę o postępach nauki gry Andego na nowym zestawie dla jednorękiego.Świat znał grupę z dobrej strony wiec i chłopacy posiadali spory kredyt zaufania.Po ukazaniu się albumu wpierw pojawiła się fala krytyki co do nowego popowego stylu grupy ale w krótkim czasie notowania listy przebojów i zwolennicy muzyki pop rockowej zagłuszyli ortodoksów.



Dzisiaj po latach album "Hysteria" Def Leppard wymienia sę w jednym zdaniu obok "New Jersey" Bon Joviego, "1987" Whitesnake. Kolejne płyty Def Leppard pomimo zbliżonej przebojowości nigdy już nie powtórzyły sukcesu."Hysteria" jest na pewno jednym z najciekawszych płyt powstałych w ósmej dekadzie i pewnym stopniu definiuje ona pewien modny okres melodyjnego soft metal rocka. Głównie rodem z USA ale jak widać niekoniecznie tam nagrywanym. Przyrównywanie tej płyty do Europe z czym się spotkałem jest nieporozumieniem bo to dwa bardzo odmienne albumy choć oba zawierają dobre melodie i są przebojowe.

track lista

Side A

01. Women (lansowany jako pierwszy w USA z tej płyty - obecny na listach przebojów)
02. Rocket (Ostatni lansowany z tej płyty singiel - obecny na listach przebojów)
03. Animal (lansowany jako drugi singiel - obecny na listach przebojów)
04. Love Bites (numer jeden wielu list przebojów)
05. Pour Some Sugar on Me (również lansowany z dobrym skutkiem)
06. Armageddon It (także bywalec list przebojów)

side B

07. Gods of War ( kapitalny choć mniej doceniany)
08. Don't Shoot Shotgun (skoro Rocet jest świetny to i ten numer musi taki być)
09. Run Riot ( mogło by dla mnie go nie być)
10. Hysteria (mój ulubiony utwór z tej płyty - także singiel, także listy przebojów)
11. Excitable (taki trochę w stylu grupy Kiss)
12. Love and Affection (kolejny mniej doceniany a bardzo piękny utwór)

Pisząc mniej doceniany na myśli mam listy przebojów. Fani tej płyty kochają te piosenki na równi z tymi największymi hitami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz