piątek, 28 września 2012

O zapomnianej piosence, nagrywaniu i nostalgii


Pamięć ludzka to chyba największy "psotnik" jaki może przytrafić się człowiekowi.Upływający czas skutecznie resetuje nam pamięć.Potrafi wykasować nawet ważne dla naszego życia wspomnienia a jednocześnie zachować na długie lata nieistotne szczegóły.Niedawno doświadczyłem tego osobiście. Przypomniała mi się scenka z mojego dzieciństwa z roku 1981, gdy miałem 13 lat i byłem na etapie pierwszych muzycznych fascynacji.Uzbrojony w monofoniczny magnetofon kasetowy MK 122* kursowałem na okrągło z nim pomiędzy swoim pokojem, gdzie podłączony był do radia a pokojem tzw. dużym gdzie znajdował się telewizor. Zdobywanie nagrań dla 13 latka w tamtych czasach polegało na stałym monitorowaniu programów radiowych i telewizyjnych z nadzieją, że gdzieś coś uda się fajnego nagrać.Giełdy płyt czy nawet kasety sprzedawane na bazarach nie wchodziły w rachubę, gdyż ceny dla dzieciaka jakim wtedy byłem były zaporowe.Owszem czasami coś się trafiło lub naciągnęło na zakup rodziców ale była to kropla w morzu potrzeb.Każda przeoczona piosenka usłyszana w radiu lub w telewizorze a nie nagrana na kaseciaka tworzyła od razu wizję na zawsze utraconej szansy jej posłuchania w późniejszym okresie. Warowanie z magnetofonem o stałych porach było nałogiem, obsesją i oglądane przez kogoś  z boku mogło dawać obraz mojego obłąkania.Sama gotowość ze sprzętem nie gwarantowała jeszcze sukcesu.Trzeba było opanować sztukę i dojść do perfekcji w bardzo szybkim wysterowaniu głośności zapisu.Wysterowanie automatyczne niestety pogarszało jakość o ponad 50 %. Kolejna trudność to refleks by wcisnąć klawisz record dokładnie w chwili rozpoczęcia piosenki oraz na jej zakończenie by przypadkiem czegoś nie pominąć lub nie nagrać za dużo.Następna niedogodność, którą należało wyeliminować poprzez odpowiednie doświadczenie to szybkość obsługi magnetofonu, by w przypadku rezygnacji z nagrywania piosenki móc szybko powrócić do poprzedniego ułożenia czyli cofnięcia taśmy. Zasada była taka, że każdą nieznaną zapowiedzianą piosenkę się rozpoczynało nagrywać, po czym należało szybko dokonać weryfikacji "ładności" utworu i albo go nagrać albo przerwać i cofnąć kasetę do momentu startu recordingu. Na to czasami pozostawało kilkanaście sekund.Zwłaszcza jeśli decyzję o skasowaniu nagrania podjęliśmy dopiero po kilku minutach słuchania.Pomijam tu kwestię wkręcania się taśmy, ustawiania głowicy, regulacji obrotów.. bo to można było przygotować wcześniej.Swoją drogą ciekawe czy młode pokolenie potrafiłoby znaleźć powiązanie techniczne pomiędzy ołówkiem a kasetą magnetofonową ? Kasety średnio przeżywały kilka lat i u mnie były podzielone na: nówki, które nagrywane były tyko jeden raz i pozostawione.Zazwyczaj używane do nagrań z płyt.Wielorazówki,czyli takie które raz na jakiś czas były kasowane kosztem jakiś nagrań na rzecz nowych.Kasety nie były tanie a poza tym w systemie nagrywania wszystkiego, często zawierały piosenki , które wstępną weryfikację ładności przeszły ale kolejne odsłuchania obnażyły słabe strony.Jedyna rada pozbycia się ich to nagranie na tym materiale innego,już lepszego. Często w takich sytuacjach obok tych brzydkich kasowane były też perełki.Jak tu trzymać kasetę dla jednej piosenki nagranej pośrodku ? Ostatnia grupa to kasety robocze. Zazwyczaj były to kilkuletnie, wielokrotnie mazane taśmy i służyły do nagrań,które chciałem mieć ale tak niespecjalnie zależało mi na jakieś super jakości.

MK 122
Taki magnetofon pozwalał przecierać mi pierwsze moje muzyczne szlaki.
(miałem też wersję z radiem o nazwie "Jola"
)

Sporo wprowadzenia ale było ono konieczne by można było zrozumieć to co zamierzam napisać. W 1981r w niedzielne popołudnie siedziałem przed telewizorem i czekałem za jakimś filmem. Wtedy przerwy pomiędzy programami wypełniały zamiast reklam piosenki.Przypadek sprawił,że nadano wtedy piosenkę, która od pierwszego taktu całkowicie mnie oczarowała swoją melodyjnością, przebojowością i w o w ogóle wszystkim. Wewnętrznie przeżywałem tragedię swojego ówczesnego życia.Oto w telewizji leci ekstra piosenka a ja nie mam uszykowanego magnetofonu. Wizja tego, że nie usłyszę jej już nigdy więcej była przerażająca.Piosenka się skończyła. Ja byłem oczarowany i jednocześnie zdruzgotany wewnętrznie.Nie spamiętałem ani tytułu, ani wykonawcy.Przez lata poszukiwałem tego a z każdym kolejnym rokiem coraz mniej o tej piosence wiedziałem. Potwierdziły się moje obawy. Oto w 1981r słyszałem piosenkę podczas której czułem podświadomie, ze słyszę ją po raz pierwszy i ostatni.Po kilku latach całkowicie o tym zapomniałem.Nawet w dwadzieścia lat później już w dobie internetu nie pamiętałem i nigdy tego utworu nie szukałem.tym bardziej,ze nie pamiętałem zupełnie nic.Nawet języka w jakim była wykonywana a co dopiero ważniejsze szczegóły.Jedyne co przez mgłę pamiętałem to postać piosenkarki w jakimś różowym kostiumie.Wierzcie mi różowy kostium w 1981r naprawdę nie był żadnym ważnym szczegółem.Jak już dałem do zrozumienia, fakt istnienia tej piosenki został u mnie zresetowany całkowicie. Od tamtego czasu po dzisiejszy dzień pozostało mi jedno.Jak gdzieś usłyszę coś co mi się podoba to cały czas mam obawy czy uda mi się to pozyskać.Jak nikt zdaję sobie sprawę, że zawsze może się tak zdarzyć, że odszukanie czegoś może być trudne bez znajomości wykonawcy, tytułu. Pół biedy jak to dotyczy czegoś usłyszanego w komercyjnych stacjach.Gorzej już gdy daną rzecz usłyszę w jakimś innym miejscu.

Pretekst do tych moich wspominek pojawił się na początku tegorocznych wakacji.Letni czas to taki u mnie okres gdy w odtwarzaczu w moim aucie dominują piosenki lekkie łatwe i przyjemne.Do nich zaliczam między innymi piosenki włoskie z okresu 1980-85, czyli rzeczy w stylu: Richi e Poveri, Alice, Toto Cutugno, Caudia Mori etc.. Co roku szykuję sobie składankę do słuchania z takimi letnimi klimatami.By nie popaść w pułapkę radia złote przeboje i nie zgrywać wciąż tego samego czasami szukam w internecie utworów z tamtego okresu.Niektóre udało mi się nawet pozyskać już na płytach. W tym roku w okolicach czerwca natrafiłem na dziwnie znajomy klip na you tubie.Pierwsze takty usłyszane i od razu wiedziałem, że oto odnalazłem po 32 latach piosenkę, którą słyszałem jedyny raz w życiu a która przez kilka lat nie dawała mi spokoju.Która poprzez doświadczenie z nią związane uzależniła mnie od stałego szukania utraconych dźwięków i nie rozstawaniem się z magnetofonem.Dziś mam z nią związaną nową obsesję.Koniecznie chcę zdobyć ją na płycie i myślę, ze jest to bliższe realizacji niż odszukanie jej choć do posłuchania te 32 lata temu.Dziś już jestem bogatszy w wiedzę o artystce o samej piosence.Dzięki temu odkryciu miałem też możliwość poddać konfrontacji moje wspomnienia z tym co zobaczyłem po latach.Nadal uważam,że to kapitalny przebojowy kawałek.Trąci już myszką i do tego śpiewany jest po włosku o czym nawet nie miałem pojęcia wtenczas gdy tego wypatrywałem.Od czerwca piosenka u mnie nie schodzi z odtwarzacza. Dawno nie miałem takiej zajawki na punkcie w gruncie rzeczy bardzo prostej melodyjki.Nawet rodzinka ze mnie drwi, że gust jakoś dziwnie mi się na starość skopał. Dla starego chłopa jak ja to dziwne uczucie, którego inni nie rozumieją. Ja ile razy słyszę tą piosenkę czuję tamtą chwilę w tym 1981r gdy zauroczony utworem, bezradny z powodu braku możliwości jego nagrania stałem wlepiony z oczami w telewizor.Obok w fotelu siedział jeszcze żyjący mój ojciec, pod stołem leżał mój pierwszy psiak (czarny cocker spaniel) a całe życie z problemami dopiero dla mnie miało się otworzyć.Jak ja tęsknię tylko do takich problemów jakie miałem wtedy, gdzie nie nagranie piosenki było faktycznie traumatycznym przeżyciem.


Oto piosenka - odnaleziona przypadkiem po 32 latach. Pretekst do napisania kilku
wspomnień z mojego dzieciństwa
Nada - Dimmi Che Mi Ami, Che Mi Ami, Che Tu Ami, Che Tu Ami Solo Me
.


 * Deck stereo pojawił się u mnie w domu dopiero za rok. Póki co miałem z wieży tylko radio i wzmacniacz
Wieża HI FI Unitry z Dzierżoniowa. Deck 410 "Etiuda", Tuner "Faust",  Wzmacniacz "Trawiata" .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz