czwartek, 6 grudnia 2012

ABBA - Visitors (1981) - recenzja




Tą płytą ABBA weszła w lata 80te na pełnych prawach i wymogach nowoczesnego brzmienia charakterystycznego właśnie dla tego okresu. Sporo tu brzmień synth-popowych i nawiązań do tego co już było faktem, czyli nastania new romantic. Młodzi co prawda woleli słuchać już wtedy Ultravox i im podobnych niż zachwycać się ABBĄ, ale trzeba oddać sprawiedliwości -  album ten został dostrzeżony także przez nich. Dzisiaj z perspektywy czasu o wiele wyżej cenimy tą płytę niż wtedy gdy się ukazała. To wydawnictwo najlepiej pokazuje jaką długą drogę przeszedł zespół, pod względem rozwoju swoich umiejętności kompozytorskich. Niewątpliwie jest to album najbardziej dojrzały ze wszystkich. Czy najlepszy ? Chyba jednak nie, choć  spotkałem się z ludźmi którzy tą płytę cenią najbardziej. Co ciekawe większość tych którzy faworyzują "Visitors" to na co dzień miłośnicy muzyki rockowej. Może w tym tkwi urok tej płyty, że klimatem blisko jej jest do muzyki rockowej i to takiej  wtedy modnej, czyli mocno zmutowanej elektroniką. Czy album "Visitors" to jeszcze muzyka pop ? Czy adresowany był do słuchacza masowego jak wcześniejsze albumy ? Myślę, że tą płytą panowie po raz kolejny chcieli coś światu muzycznemu udowodnić.Wydaje mi się, że ABBA w tamtym okresie już przestała być dla Bjorna i Bennego celem a została środkiem dla osiągnięcia sukcesu. Fanom nie musieli udowadniać niczego, bo ci i tak kupili by w ciemno cokolwiek by wydali.Jaka jest więc ta płyta ? Moja odpowiedź brzmi następująco - refleksyjna. Tak to najlepsze określenie dla tej produkcji. Bardziej do słuchania niż tańczenia. ABBA skończyła całkowicie z dyskoteką I rozpoczęła flirt z brzmieniem new romantic. Jak dalej by się potoczyły muzyczno - aranżacyjne losy grupy już się nie dowiemy. Wtedy w 1981r ABBA brzmiała dalej świeżo i trzymała jeśli chodzi o modę rękę na pulsie. W warstwie tekstowej  ABBA również poszła dalej. Nie ma co się dziwić temu, Bjorn w 1981r miał już 36 lat więc trudno by pisał teksty o miłości z pozycji nastolatka. W to miejsce powstały teksty choćby jak w "Slipping Through My Fingers" o przemijaniu, o troskach rodzicielskich. Coraz trudniej było ABBIE  dotrzeć z czymś takim do młodych. Pozostała grupa wiernych fanów, która wraz z nimi dojrzewała i chyba głównie dla nich adresowany był ten przekaz. 


Rozpocząłem niechronologicznie  opisywanie piosenek i chyba przyjdzie mi ten bałagan utrzymać już do końca. Wcześniej na albumie pojawia się "When All Is Said and Done". "Etatowy tekściarz" Bjorn napisał do niej słowa odnoszące się do rozwodu Bennego z Fridą. Po "The Winner Takes It All" miał już pewną wprawę (Przepraszam za drobną złośliwość).Zaśpiewała ją oczywiście sama Frida dając dowód, ze nieprawdą jest by Agnetha miała monopol na liryczne piosenki.  Największą ozdobą a kto wie czy i nie przebojem jest na tej płycie "One of Us". Ponownie fani zaczęli doszukiwać się w tekście piosenki odniesień do prywatnego życia Agnethy. Piosenka podobno opowiada o kobiecie, która chciałaby, aby związek, który się skończył, ponownie zaistniał. Tekst oczywiście napisał Bjorn. A oto moja krótka refleksja nad tymi spekulacjami fanów odnośnie łączenia prywatności z tekstami zespołu. Nie chce mi się wierzyć by Bjorn był aż takim narcyzem i pławił się nieszczęściem kogoś do niedawna bardzo bliskiego. Myślę, że faktycznie coś między Bjornem i Agnethą się skończyło i pozwoliło tworzyć tematycznie piosenki będące pewnym wyobrażeniem opartym owszem na własnym doświadczeniu ale mimo wszystko było to już pozbawione osobistych emocji. Trochę niesmakiem trąci mi tylko to, że Bjorn musiał być świadomy tego, że te teksty przez fanów odebrane zostaną w sposób wiadomy. Czyżby to był celowy zabieg marketingowy ? Ale to tylko takie moje domysły zupełnie nieistotne jeśli zestawimy je  z muzyką . Z tej płyty miano przeboju (poza "One of us") dorobiło się chyba jeszcze tylko "Head over Heels". Trudno w ogóle doszukiwać się na niej hitów typowych dla ABBY. Jak już pisałem to płyta do słuchania. Moim faworytem tego albumu jest piosenka "Soldiers" z uroczą melodią w refrenie. Niestety ze zwrotek powiewa smutkiem. Kończy ona stronę A na wydaniu winylowym. Gdy przełożymy na drugą stronę  pierwsza zabrzmi piosenka "I Let The Music Speak" - kolejna smutna piosenka (która to już na tym albumie). W ogóle na całości albumu smutek jest dominujący. Praktycznie każda piosenka zawiera go mniej lub więcej. Nie ratuje tego nawet zabawny miejscami tekst w "Two for the price of one" gdzie Bjorn wciela się w postać "szukającego" faceta i znajdującego na raz dwie panie (druga okaże się na końcu matką pierwszej, mająca dokonać oceny kandydata). Płyta jako całość jest po prostu smutna i tyle. Być może to główny powód, który sprawił, że nie osiągnęła ona zamierzonego sukcesu. Niektóre piosenki przewinęły się przez listy przebojów ale szału nie było. ABBA szła powoli w odstawkę. Młodzi mieli już nowych idoli a ABBA stała się symbolem starego brzmienia lat 70tych. ABBY nie wypadało już w 1981r słuchać. Warto dodać, że tłem dla albumu były jeszcze piosenki singlowe i to nie byle jakie: "Should I Laugh Or Cry"(aż szkoda, ze poza albumem się znalazła),"The Day Before You Came"(smutek, smutek i jeszcze raz ponownie smutek),"Cassandra( bez fajerwerków ale poprawnie ładna piosenka),"Under Attack" (ponownie szkoda, ze brak go na podstawowym krązku) Wszystkie piosenki dołączono na reedycji albumu w latach 90tych.


Dzisiaj płyty zespołu oceniamy z perspektywy próby czasu jakiej poddane były te wszystkie piosenki. Nie zdajemy sobie nawet sprawy jak przez wiele lat media kształtowały w nas przekonanie do tego, że ABBA to kunszt i wielka sztuka. Nie podważam tego wizerunku ale fakt jest taki, że obecnie do albumów tej grupy podchodzimy z niebywałą wręcz estymą. Obiektywnie gdybym miał oceniać poszczególne albumy tej grupy w odniesieniu do całości historii muzyki rozrywkowej to każdej należy się ocena pięciogwiadkowa. Nawet te mniej lubiane przeze mnie albumy jak "Voulez vous" i "Album" to materiał rewelacyjny. Chciałem jednak jakoś wyróżnić w tym zbiorze dzieła wybitne stąd oceny niektórych krążków musiałem zaniżyć. Płytę "Visitors" oceniam na cztery gwiazdki i to głównie klimat "pożegnalnej płyty" sprawił, że ocena poszybowała wyżej. Nie ulegnę wpływowi pewnych recenzji chcącym nadać płycie "Visitors" rangę płyty Abbey Road zespołu The Beatles. ABBA w przeciwieństwie do Beatlesów wcale nie żegna nas najlepszą swoją produkcją.Podziwiać należy za to, że będąc w zawiłych układach personalnych potrafili jeszcze stworzyć tak doskonały album, z którego może i wieje smutkiem ale z pewnością nie wieje nudą. Zresztą smutne też potrafi być piękne choć jeśli chodzi o zespół ABBA to dla mnie grupa zawsze kojarzyć się będzie z beztroskimi melodiami i wspaniałymi czasami mojego dzieciństwa.

Zapraszam niebawem na podsumowanie i osobiste refleksje dotyczące całej kariery i  twórczości ABBY.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz