poniedziałek, 1 września 2014

Alphaville - Forever Young (1984) - recenzja


Prawdopodobnie jest to synthpopowy album wszech czasów. Powstał w kraju, w którym synth się narodził ale tak po prawdzie najwięcej w nim jest naleciałosci muzycznej z Wysp Brytyjskich. To, że nagrali taką płytę Niemcy podważa zupełnie stereotyp ich wizerunku. Prędzej powinniśmy się spodziewać po grupie syntpopowej pochodzącej z germańskeigo kraju twardych i mrocznych dźwięków. Z drugiej strony to kraj Schillera, Goethego, Bethovena i śmiało po latach można dodać do tej śmietanki, że również grupy Alphaville. Album "Forever Young" został wydany w chwili, gdy new romantic przekroczył już wszystkie granice w Europie. Przestał być ten nurt zarezerwowany tylko dla bohemy artystycznej Londynu a wypłynął na szerokie wody popkultury. Zmienił co prawda swoje oblicze i z buntu przeobraził się w kulturę dla mas. Może poprzez popularność zatracił swoją kreację nowatorską ale dzięki ogólnemu dostępowi stał się inspiracją dla wielu wtenczas młodych muzyków. Album przepełniony jest duchem nowo romantycznym początków ósmej dekady ale nie do końca przepełnionym tekstami spod znaku No future. Obok obowiązkowych "wycieczek" zimno wojennych mamy sporo w nim tekstów dających nadzieję i nawiązujących do głównej wartości chyba każdego pokolenia, czyli miłości. Piosenki z samego założenia miały być na albumie ładne i przebojowe. Zespół miał prezentować się wizualnie schludnie i być odpowiedzią na grupy angielskie szalejące po wszystkich listach przebojów w całej Europie. Otrzymalismy więc kopię angielskich wymalowanych chłopców z grzywkami a'la popers i w ciuchach w stylu "niewyszukana elegancja w jaskrawych kolorach". Oczywiście tło wizualne dla muzyki w tamtych czasach było bardzo ważne i jeżeli moda na grzywki i ciuchy minęła a zwłaszcza na te zniewieściałe makijaże, to ich muzyka osiągneła wartość stałą, ponadczasową i do dzisiaj w dużej mierze kształtuje nam klimat oraz wspomnienia z tamtych czasów.

Chłopcy (u) malowani

Album "Forever Young" został nagrany w Berlinie w Studiu 54 (nie mylić z klubem w U.S.A. - choć nazwa pewnie zaczerpnięta od owego). Zawiera tyle piosenek z ilu liter składa się nazwa zespołu, czyli z dziesięciu. Nie wspomniałbym o tym, gdyby nie to, że na kopercie wewnątrz oraz na okladce zaakcentowano ten fakt, zmieniając kolory liter, po jednej na tytuł i tworząc pionowy napis - alphaville. Skoro już jestem przy okładce to front jej zdobi zdjęcie twarzy postaci z pomnika, który stoi sobie podobno gdzieś niepozornie w Hamburgu. Pomnik przedstawia postać chłopca. Pomnik jest z brązu (jak zwrócono mi uwagę w komentarzu. Wcześniej podałem info, że z kamienia), w którym trudno jest uchwycić młodość i efekt wizualny jest wręcz odwrotny. Ta sprzeczność wydała się grupie bardzo trafna do tworzącego się właśnie albumu.

zdjęcie wykorzystałem ze strony, którą polecam wszystkim miłosnikom grupy

Piosenka "A Victory Of Love" otwierająca płytę "Forever Young" dla mnie i mojego pokolenia jest jednym z najbardziej charakterystycznych dźwieków rozpoznawczych czego będę, będziemy słuchać. Osobiście nie znam nikogo z mojego pokolenia, który nie rozpoznał by tej płyty po jej pierwszych dźwiękach. Dodam, że to żadne intro. Nic nadzwyczajnego. Po prostu kilka dźwięków, po których nastepuje rytm keyborda, który znają wszyscy w przedziale rocznika 65-73."A Victory of love" rozkręca się pomału i formą przypomina "Bolero" Ravela, które rośnie w siłę i rośnie i rośnie i rośnie.... tutaj akurat nie przesadzono i Marian Gold wypowiedział się artystycznie w zaledwie cztery minuty z kawalkiem ale dramaturgię zachował. Swoją drogą w tej piosence przedstawił się nam wszystkim, że potrafi śpiewać a i skalę oraz moc ma całkiem przyzwoitą jak na gwiazdkę muzyki pop. Zapewnie, gdyby w miejsce tych eletronicznych smyczków wpleść małą orkiestrę symfoniczną dostalibyśmy jeszcze coś piękniejszego. Czasy jednak wtedy były takie, że nawet Electric Light Orchestra zrezygnowali z "żywych" smyków więc grzechy takie i inne tego rodzaju zspołowi Alphaville spokojnie wybaczamy, a nawet potraktujemy je jako pewien atut w celu nadania klimatu tamtych czasów. "Lato w Berlinie" to druga kompozycja. Leniwa jak i sam tekst. Oczywiście nasączony murem berlińskim i smrodem spalin z Trabantów dochodzącym zza niego. Jest też w nim miejsce na próbę złapania dystansu do tego wszystkiego a przynajmniej odnalezienie w sobie pozytywnych energi. Sprzeczności, sprzeczności i sprzeczności. To kwintesensja tekstów jakie znajdują się na tym albumie.Jeżeli z jednej strony powieje optymizmem i pozytywnymi wibracjami to od razu chłopcy dorzucają okruchy spod znaku No Future i odwrotnie. Mamy też pewną próbę, oczywiście wybiórczą rozliczenia się z przeszłością wojenną w "To Germany with Love". Dodam, że rozlicznie to raczej dość specyficzne i nakreślone znakami tamtych czasów, w ktorych piosenka powstawała. Pominąłem pisząc o takstach kto wie czy nie najwiekszy ówczesny przebój z tej płyty "Big in Japan". Piosenka królowała wtedy na wszystkich imprezach i tych typu lokalowego, czyli dyskotekach i tych tzw. prywatkach (wtedy określenie domówka nie było stosowane). "Fallen Angel" kolejna piosenka niby o relacjach między kobietą a mężczyzną ale oczywiście znowu bez retoryki zimnowojennej nie dało rady.


Może podaruję sobie analizowanie tekstów tym bardziej, że dalej konwencja się zbytnio nie zmiania. Nawet tytułowe "Forever Young" jest skażone klimatami jakie w tekstach były wcześniej. Myślę, że pod tym względem album debiutancki Alphaville jest w pewnym sensie odzwierciedleniem Zachodniego Berlina, gdzie życie kwitło otoczone dookoła murem, gdzie z jednej strony odczuwało się bycie więźniem we własny kraju a z drugiej strony miało się świadomość, że to więzienie jest rajem w porównaniu z tym co znajdowało się poza nim.

Płyta wylansowała cztery przeboje singlowe: "Big in Japan", "Sounds Like a Melody" z niesamowitą końcówką zagraną na smykach (szkoda, że znowu to nie były smyczki naturalne), "Forever Young" traktowane w naszym kraju jako hymn pokolenia z lat 80tych (tzn pokolenia, które w latach 80tych miało po naście lat.) i "śmietanka towarzyska" czyli jak w oryginale brzmi tytuł "The Jet Set" Płyta nie zawiera ani jednej piosenki, która była by w jakiś sposób dla niej balastem. Każda melodia, każdy fragment z niej urzeka urodą. Trudno mi nawet się zdecydować, którą z kompozycji preferuję bardziej. Może jedynie "Lies" bym wyróznił dodatkowo, gdyż chętnie widziałbym go na piątym singlu z tej płyty tylko... no właśnie hola hola... to ile singli powinno się wydać z debiutanckiej płyty nikomu nieznanej grupy ? Prawda jest taka, że te dzesięć piosenek z tego albumu są jakościowo tak dobre, że każda, nieważne która po ukazaniu się na singlu i tak dałaby sukces temu wydawnictwu. Takich równych i wspaniałych płyt w latach osiemdziesiątych było może kilkanaście. W gatunku synthpopowym może z trzy, z czego tak naprawdę w świadomości ogólnej* pozostała do czasów nam obecnych tylko ta jedna. 

To własnie wspomniana w tekście gra literek tytuły a nazwa grupy

Zastanawiało mnie dlaczego kolejne płyty tej grupy nie zawierały już tak nośnych piosenek. Nie brakuje im urody ale jednak pomiędzy debiutem a resztą dyskografi znajduje się spora przepaść. Nawet zacząłem sobie urządzać spekulacje czy powodem tego nie było odejście członka zespołu Franka Mertensa, który miał spory wpływ na kompozycje z tej płyty. Zabrakło go na kolejnej i może to był powód. A może w 1985r scena muzyczna z syntezatorami w tle zaczynała poważnie skręcać w stronę muzyki jeszcze prostrzej i dyskoteki bardziej łapały styl zaczerpnięty od słonecznych Włochów niż zimnych Anglików. Nie wiem i nie to jest istotne. Album debiutancki zespołu Alphaville "Forever Young" to dzisiaj już klasyk i to jeden z największych. Zwłaszcza w Europie, zresztą jak gdzieś przeczytałem (? - już pamiętam.. u Beksińskiego tylko tyczyło się to innej płyty) Amerykanie nie potrafili by czegoś takiego skomponować. Muzyka wybitnie europejska. Płytę uzupełniały single maksisingle gdzie zamieszono wersje specjalne oraz dołożono "coś nie coś" . Do singla "Bg in Japan" utwór "Seeds", do "Sound like a melody" - "The Nelson Highrise Sector 1: The Elevator", do "Forever Young" - "Welcome To The Sun" i do "Jet Set" - "Golden Feeling"

Alphaville było w Polsce mega popularne a lista trójki z tamtych lat nawet w połowie nie odzwierciedla fatycznego sukcesu tego albumu. Utwory "Big in Japan" doszedł zaledwie do dziewiątego miejsca."Forever Young" zaledwie 23 pozycja a "The Jet Set" "aż" czwarta. Warto też zauważyć, że piosenki trafiały na nią ze sporym rozrzutem czasowym. "Big in Japan" zadebiutowało na liście 29 wrzesnia, "Forever Young" w połowie listopada a "Jet Set" w kwietniu 1985r. "Sound like a Melody" w ogóle się nie pojawiło. Widać Niedźwiecki potraktował grupę jako zwykłych dyskotekowców, których programowo nie lansował. Dopiero jak się zrobił szum szybko wrzucił na liste te trzy single ale powiedzmy sobie szczerze. Kiedy one debiutowały w programie trzecim to cała Polska tego słuchała już od miesięcy. Stąd zapewne tak słabe wyniki na liście tych piosenek.


Track lista


strona A

"A Victory of Love" – 4:14
"Summer in Berlin" – 4:45
"Big in Japan" – 4:43
"To Germany with Love" – 4:15
"Fallen Angel" – 3:55

strona B

"Forever Young" – 3:45
"In the Mood" – 4:29
"Sounds Like a Melody" – 4:42
"Lies" – 3:32
"Jet Set" – 4:52


 *   - celowo napisałem "ogólnym". bo wiem, że milosnicy lat 80tych pewnie by dorzucili spokojnie jeszcze z kilka tytułów wybitnych dzieł synthpopowych. Ale powszechnie nie ma co ukrywać faktu, że płyta Alphaville - "Forever Young" należy do tej najpopularniejszej.



3 komentarze:

  1. Pomnik jest z brązu, a nie z kamienia. Prawdziwy fan Alphaville go dotknie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Poprawiłem. Dziękuję za sprostowanie. Nigdy nie byłem w Hamburgu... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Smyczki na tym albumie są prawdziwe, nagrane w berlińskiej operze.

    OdpowiedzUsuń