piątek, 30 stycznia 2015

Deep Purple - Perfect Strangers (1984)

,


O tej płycie jest tak dużo napisane w internecie, że podaruję sobie jej dogłębną analizę czy też szczegóły poszczególnych kompozycji. Nie będzie to więc recenzja a raczej pewna refleksja odnośnie tego albumu lub czasów w których powstał. Do tego owe przemyślenia będą miały charakter bardzo osobisty. Dlatego jeśli komuś wyda się to co napiszę stertą bzdur - jego prawo tak pomyśleć.

W latach 1979 - 83r byłem nastolatkiem i to takim wczesnym. Wokół mnie wśród kolegów i koleżanek panował już spory zapał do słuchania muzyki. Towarzystwo miałem mieszane. Wśród znajomych spotykałem fanów punk rocka, fanów metalu, elektroniki ale i fanów muzyki disco. Osobną grupę tworzyli koledzy mający starsze rodzeństwo. Od nich bowiem docierały do nas pierwsze sygnały o grupach pokroju Led Zeppelin, Deep Purple etc. Oni to również stwarzali sobie aurę wielkich znawców muzyki. Mieli przez to spory wpływ na postrzeganie muzyki u nas. Obserwując (naśladując) starsze rodzeństwo wiedzieli od nas lepiej co jest dobre a przede wszystkim modne. Prasa to często potwierdzała. Kto czytał gazety w tamtym okresie ten wie o czym piszę. Według redaktorów ówczesnych, wszystko co powstało w okresie dominacji hard rocka lat 70tych i końca lat 60tych było czymś lepszym niż pseudorockowi uszminkowani rockmani lat 80tych. A już w ogóle totalnym dnem było wszystko co nie było muzyką rockową. W tym "krajobrazie" chcąc nie chcąc, bo w końcu nie żyłem na pustyni udało mi się zapoznać z podstawowymi hitami Led Zeppelin i kilkoma kompozycjami Purpli. Każdy z nas wiedział dzięki prasie, że "Dziecko w czasie" i "Dym na wodzie" to dzieła wybitne a Deep Purple to taka grupa, której wszyscy inni artyści mogą nogi lizać. Takie myślenie było wtedy bardzo poprawne politycznie. Ludzie uchodzący za szkolne autorytety muzyczne wywierali presję. Kto chciał być oryginalny w naszej szkole musiał słuchać hard rocka. Od razu dodam. Nie metalu, nie punka, nie polskiego rocka, nie new romantic a właśnie tego hard rocka, który po prostu był muzyką znawców tematu. Słuchacz np. New romatic był zrównany do fana disco. Przy czym disco straciło w okolicach roku 80tego w powszechnej opinii swe szlachetne korzenie tak więc nie było to nobilitujce być fanem muzyki z syntezatorami w podkładzie. Osobną kwestią jest to, że do grona hard rokowych zaliczaliśmy także i Pink Floydów, Genesis a nawet Status Quo. Zresztą do tej grupy również wpakowaliśmy wszystkich elektroników typu Jean Michel Jarre, Tangerine Dream czy Vangelis. Tak więc z racji bycia "politycznie poprawnym" nie była mi obca grupa Deep Purple. Riff "Smoke on the water" potrafił na gitarze zagrać co drugi z nas. Nie pamiętam niestety byśmy wtedy zagłębiali się mocniej w twórczość Purpli. "Highway star" i podobne wielkie klasyki z pewnością były już wśród nas zdecydowanie mniej znane.


     
 Nastał w końcu rok 1984. Byłem wtedy zupełnie w innych klimatach muzycznych niż hard rock. Minął a właściwie powoli mijał okres chłonięcia wszystkiego co podawał na tacy nam Marek Niedźwiecki w liscie trójki. Swoja drogą, nigdy później żaden prezenter nie miał już aż takiego wpływu jak w przedziale 82-84r Niedźwiecki na to czego w tym okresie słuchałem. Wracając do 1984r to powoli ale zdecydowanie wkraczałem w słuchanie muzyki z lat 50 i 60. Rodziła się u mnie również krótkotrwała (dwuletnia) ale za to dość silna fascynacja muzyką dyskotekową rodem z Włoch. Ta "muzyczna dyskoteka" powiązana była oczywiście z częstymi wypadami do klubów dyskotekowych, gdzie traktowałem ją jako użytkową co nie zmienia postaci rzeczy, że również ulegałem jej urokowi. W tym klimacie pojawienie się informacji o nowej płycie zespołu Deep Purple brzmiało jak wieści o pojawieniu się UFO ( w sensie obcych - nie zespołu ). Purple to przecież w mojej ówczesnej świadomości zespół , ikona wszystkiego co najlepsze i najbardziej wartościowe w rocku. Zespół który się rozpadł. Który wraz z Beatlesami był już głównie legendą. Naprawdę wierzcie mi ale w początkach lat osiemdziesiątych ponowne zawiąznie się zespołu, który się rozpadł nie było zjawiskiem częstym. Wcześniej wszyskie zespoły, które się rozwiązywały przeważnie nie łączyły się. Dopiero praktycznie Deep Purple udowodnili światu, że taki powrót jest możliwy i to nawet mozna osiągnąć sukces. Płyta trafiła do mnie zaraz po tym jak premierę w wideotece miał teledysk utworu tytułowego. Trafiła do mnie płyta ? - to brzmi dumnie. To była po prostu zgrywka z radia nagrana na taśmę kasetową. Jak odebrałem wtedy ten album. Może to zabrzmi głupio i będzie pewną profanacją ale właśnie dopiero tą płytą i kompozycjami z niej pochodzącymi Deep Purple stało się w moich uszach hard rockowym mocarzem."Smoke on the water" i napompowane "Child in Time" było przy tym co usłyszałem z "Perfect Strangers" zakurzonymi starociami do których nie warto było wracać. "Perfect Strangers" za to było tym czymś, czym powinno być mocne i ostre granie. To już nie było "politycznie poprawne" chwalenie wyższości hard rocka nad innymi stylami. To był po prostu szczyt góry gdzie reszta muzyki pełzała u jej podnóża. Idiotycznie to zabrzmi dla niektórych ale absolutnie nie przeszkadzało mi w rok później mieć nagrane na kasecie z jednej strony płytę Purpli o której wspominam tu a z drugiej ówczesną nowość italo disco, czyli Savage. Płyta "Perfect Strangers" jako pierwsza otworzyła moje uszy na muzykę spod znaku hard (a później i Heavy). Wcześniej miałem tylko przebłyski. A to poszczególne pozycje zespołu AD/DC. Wybiórczo lubiłem zespół Kiss (poza płytą Dynasty - którą uwielbiałem). W Led Zeppelin praktycznie tylko tolerowałem czwórkę oraz dwie piosenki z dwójki(fakt że nie wszystko inne znałem). Zespoły Uriah Heep, Budgie, Nazareth znane były mi głównie z nazwy. Z perpektywy czasu i lat dzisiejszych, gdy wspominam sobie tamte czasy to właśnie Deep Purple albumem "Perfect Strangers" otworzył mi drzwi do poszukiwań muzycznych w hard rocku. Przydały się również wtedy te "polityczno poprawne" zachwyty w podstawówce, bo sporo jednak w głowie pozostało. Nagle piosenki uznawane w świecie za dobre w moich uszach zaczynały faktycznie być dobre. Szybciutko przeprosiłem się z "Dymem" i "Dzieckiem".. zaszalałem na całego za "Highway star".. no i odkryłem "Ślepca". Od tamtych czasów minęło ponad 30 lat. Twórczość Deep Purple obecnie nie ma większych dla mnie tajemnic i przez lata zdążyłem się do nich przyzwyczaić że stale są, stale koncertują i od czasu do czasu coś tam nagrywają.

Z albumu "Perfect Strangers" najbardziej lubię i chyba zawsze lubiłem: "Knocking at Your Back Door", "Perfect Strangers", "A Gypsy's Kiss" oraz "Wasted Sunsets". Wiem, że spekulacje obecnie trwają na ile w "Perfect Stranger" są zapożyczenia z "Kashmir" Zeppelinów. Nie mam tego problemu. Utwór "Kashmir" poznałem grubo po "Perfect Strangers" więc absolutnie piosenka Purpli dla mnie nie trąci wtórnością. Czasami w odbiorze muzyki niewiedza pomaga. Jak widać pozytywną stroną przy poznawaniu albumu przeze mnie był fakt, że nie byłem "skażony" wcześniejszymi dokonaniami grupy. Byłem tzw. nowym nabytkiem, pozyskanym nowym fanem i to z pokolenia młodego. Dzisiaj śmieszy mnie to, że Purple w 1984r byli traktowani jako muzyczni emeryci. Przecież oni wtedy byli zaledwie po czterdziestce i to też nie wszyscy. Jednak dla ówczesnego szesnastolatka jakim byłem, ktoś po czterdziestce to człowiek w zaawansowanym wieku starczym.

Po latach obcowania z grupą.  Po tym ile wniosła ona do mego świata muzyki a przede wszystkim z uwagi na to jak  zmieniło się moje  postrzegania muzyki dzięki Purplom, to wcale dużo płyt tej grupy nie posiadam w swojej kolekcji. Praktycznie ograniczyłem się do trzech pozycji. Albumu "Perfect Stranger", "Slaves and Master" (o którym kiedyś na pewno napiszę) i koncertówki "Made in Japan" . Z koncertówką winylową związana jest ponoć pewna ciekawostka wydawnicza. Otóż na winylu ścieżki stereo są ułożone zgodnie z fotką z okładki. Lord po lewej, Blackmore po prawej i tak też słychać. Na wersji cd, ktoś obrócił te ścieżki i słyszymy organy z prawej strony a gitarę z lewej. Ponoć tylko dodane bonusy są we właściwym ułożeniu. Nigdy nie sprawdzałem tego bo nie mam tego w wersji cd by porównać ale wspomniał mi o tym wieloletni fan tej grupy a nie sądzę by się mylił. Kilkakrotnie wybierałem się na koncert grupy w Polsce. Za każdy razem zbiegało się z tym wydarzeniem coś co uniemożliwiało mi być uczestnikiem. Kilkakrotnie za to byłem świadkiem jak mój kolega z pracy i to starszy o prawie dwadziecia lat wybierał się na ich występ. Następnie tygodniami opowiadał o tym a znajdując we mnie słuchacza równie sporego pasjonata robił to nad wyraz emocjonująco. Dzisiaj mój kolega już nie żyje. kilkanaście miesięcy temu po złośliwej chorobie zmarł. Tuż przed wydaniem "Now What?!" Był w moich oczach symbolem pokolenia, które doskonale pamiętało jeszcze premiery płyt zespołów pokroju The Beatles i Deep Purple. Czasy, gdy ich legendy dopiero się tworzyły. Jak widać Legenda Beatlesów przerosła ich samych i to kilkakrotnie a Deep Purple ? Nadal trwają, nadal tworzą i wciąż im się chce. Bo taki jest rock and roll

Dedykuję  pamięci....  Mieciowi... 

3 komentarze:

  1. Ze zdjęciem na okładce "Made in Japan" wiąże się jeszcze jedna ciekawostka - nie zostało ono zrobione podczas koncertów w Japonii, a jakiś czas później, podczas występu grupy w Wielkiej Brytanii. To dlatego, że album początkowo w ogóle nie miał zostać wydany poza Japonią, a kiedy podjęto decyzje o ogólnoświatowym wydaniu - zdecydowano się zrobić nową okładkę z nowym zdjęciem, aby nie płacić Japończykom za wykorzystanie ich projektu ;)

    Jeśli zaś chodzi o "Perfect Strangers" - to decydowanie mój ulubiony album Purpli ;) W ogóle jest to zespół z bardzo nierówną dyskografią, mają chyba więcej średnich i kiepskich albumów, niż tych udanych. Poza "PS" w całości podobają mi się jeszcze tylko "In Rock" i "Burn", oraz oczywiście genialne koncertówki "Made in Japan" i "Made in Europe" (ta drugą cenię jednak odrobinę wyżej, chociaż nie jest to taka kultowa pozycja). Dość dobre, ale niepozbawione wad, są jeszcze "Fireball" i "Machine Head". Do pozostałych pozycji w ich dyskografii praktycznie nie wracam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, też wymieniłbym te same cztery utwory, jako moje ulubione z "Perfect Strangers" ;)

      Usuń
  2. Wielkie wejście w lata 80-te Purpli, chociaż nie wszystkie utwory są tak udane jak kultowy tytułowiec. Niestety ciekawe pomysły zostały wyczerpane na tym krążku. Kolejne płyty nie porywają :-( . Złoty okres zespołu to jedynie pierwsza połowa lat 70-tych.

    OdpowiedzUsuń