środa, 4 lutego 2015

Głos w sprawie



Blogi to nie miejsce do prowadzenia dialogów ale skoro wpisy zostają upubliczniane podlegają takim samym prawom jak artykuły dziennikarskie. Stąd pomysł mój by się ustosunkować do wypowiedzi kolegi (uwaga - znajomy + stopień wyżej = kolega) tym bardziej, że nie ma możliwości na owym blogu komentować wpisów. Wypowiedź pojawiła się na Blogu Nawiedzonego. Całość wypowiedzi miała temat "byle nie szpule i  kasety". Polecam zaznajomić się z wpisem bo w tych przemyśleniach sporo ciekawych wątków poruszono.


Mam podobne zdanie, że szpule i kasety to było utrapienie, substytut i coś co w ekonomii nazywa się dobrem podrzędnym. W powszechnej ocenie niedogodności użytkowe i jakościowe były miażdżąco złe i działały na fana muzyki delikatnie mówiąc frustrująco. Zapis magnetyczny był jednym z najmniej trwałych. Zgadzam się z autorem również w tym, że po części wielki rozkwit popularności taśm kasetowych spowodował powstanie kultury nagrywania muzyki i wchodzenia w jej posiadanie wsposób nielegalny. Było to jednak dobro podrzędne. Nagrana kaseta nie miała prawa nawet zblizyć się jakościowo do materiału, który ukazał się na płycie. Owszem, doprowadzono technicznie sprzęt nagrywający i odtwarzający jak i nośniki do granic ich możliwości, co w rezultacie mocno przybliżało jakość takich nagrań przynajmniej słuchowo do tego co było na płycie. Wraz z pojawieniem się płyty audio - cd i zapisu cyfrowego ta przepaść jeszcze bardziej się powiększyła. Koncerny, których polityka zawsze ukierunkowana była na walkę z piractwem z wiadomych względów jakoś nie szumiała, gdy ludzie nagrywali sobie kasety. Nieprawdą jest, że na "zachodzie" ludzie używali kaset tylko w samochodach. Gdyby tak było firmy Technics i podobne nie inwestowały by środków w tworzenie doskonałych magentofonów a już na pewno nie myśleli by tylko o rynku polskim, który w owych czasach był dla nich "żadnym rynkiem". Zjawisko nagrywania kaset w sposób nielegalny był problemem zatem wiecznym odkąd dano ludziom taką możliwość.Traktowano to jednak jako margines i mało szkodliwą wariację, bo nigdy produkt zastępczy nawet nie zblizył się do wydawnictwa oryginalnego. Sytuacja zmieniła się w chwili gdy nosniki stały się doskonałe i w wyniku postępu wyeliminowano z nich wszelkie niedogodności i ułomności. Obecnie technika zezwala nam na skopiowanie każdej płyty otrzymując produkt jeden do jeden pod względem jakości zapisu. Współczesna technika również pozwala nawet w domowych warunkach i to niskim nakładem uzyskać kopię całej poligrafii danego wydawnictwa. Otrzymany produkt nadal jest dobrem podrzędnym ale posiada już cechy dobra właściwego. Przez ten skok jakościowy nastąpił zdecydowany progres w tworzeniu zgrywek. Wcześniejsze nagrywanie na kasetę a dzisiejsze wypalanie w nagrywarce od strony prawnej nie różnią się niczym. Zgadzam się tu całkowicie z Nawiedzonym. Różnica to tylko nośnik i efekt uzyskany ale proceder to w dalszym ciagu ten sam. Dawne postepowanie wytworzyło w wielu z nas pewne przyzwolenie. Do tego jeszcze nasza moralność nabrała przez lata pewnych cech odwilżenia. Daleki jednak bym był w przypadku gdybym to ja miał napisać taki artykuł jak zrobił to Nawiedzony od stawiania radykalnych tez. Z tymi własnie trochę chcę się pospierać. Nadużyciem jest stwierdzenie, że ludzie kupowali wypasione magnety zamiast gramofonu. Przypominam, że większość bazowała na monofonicznych Grundigach i Kasprzakach. Gramofon ? Jeżeli na mysli mamy adaptery z wkładką piezoelektryczną to może lepiej już te Grundigi. Sprzęt dobry kosztował fortunę. Cena jednej płyty również jak już wielokrotnie podawaliśmy na blogach i forach to cena równa połowy wypłaty. Owszem zdarzali się ludzie kreatywni, którzy potrafili handlować i życie ich toczyło się od niedzieli do niedzieli. Ci na pewno mieli fajne płyty a dzięki żyłce do interesów mogli nawet całkiem nieźle powiększać swoje kolekcje. To byly jednak wyjątki i nie mogą stanowić za wzór. Tym bardziej, że nie każdemu w przyszłości przyszło czerpać wymierną korzyść ze swoich muzycznych zainteresowań. Zapewne gdyby nie ponadprzecietna miłość do płyt od lat najmłodszych nigdy Nawiedzony nie byłby prezenterem w radiu a już na pewno nie potrafiłby w tak ciężkich czasach dla płyt prowadzić swojej działalności. Co by jednak było gdyby każdy tak postępował w przeszłości ? Płyty przede wszystkim nie kosztowałyby wtenczas połowę wypłaty a całą wypłatę. Prosta reguła rynku. Popyt przy niskiej podaży tworzy wysoką cenę a na giełdach płytowych panowały zawsze ceny wolnorynkowe. Płyty były wielkim luksusem, który był w 80% całkowicie poza zasięgiem możliwości finansowej nastolatka. Warto dodać, ze przeciętny nastolatek posiadał jeszcze inne potrzeby, które również potrzebowały nakładów finasowych. Fajne spodnie również kosztowały prawie tyle co pół wypłaty i nie mówię tu o markowych Montanach czy Lewisach. Prywaciarskie Casucci tez nie były tanie. W tym kontekscie nagrywanie taśm magnetofonowych zamiast kupowanie płyt w jakimś stopniu dzięki tamtym czasom nas rozgrzesza. Bo czasy nie były normalne. Tym bardziej że nie spotkałem się by ktoś kopiował na taśmy płyty zespołów polskich. Nie spotkałem się u nikogo ze znajomych by miał np. nagraną płytę Live Perfectu.Powodem tego był fakt że te płyty były dostępne i były tanie.Jak widać stworzenie odpowiednich warunków w pewnym stopniu hamowało piractwo.

Kaseta czy szpula w tamtych czasach była w naszym kraju podstawowym nośnikie muzyki. Dzięki nim nasze społeczeństwo było w jakiś sposób zapoznane z muzyką. To dzieki nim w znacznym stopniu popularność światowych wydawnictw nie była przynajmniej co do zawartości nam obca. Odegrały w edukacji muzycznej naszego kraju olbrzymią rolę. Śmiem twierdzić, że gdyby nie to dobrodziejstwo tamtych czasów, nigdy byśmy się nie podnieśli ponad to co do zaoferowania miały nam Polskie Nagrania i radio. Radio wtenczas równiez posiadało swoją siłę przekazu do której niejeden tęskni obecnie . W sporej mierze siła ta bezpośrednio związana była właśnie z możliwością pozyskania zapisu na taśmie piosenek. W chwili normalizowania rynku lub jego przeistoczenia się znaczenie radia straciło na swoim rozmachu. Patrząc przez pryzmat tamtych czasów trudno jest więc pogodzić mi się z ostrymi słowami potępienia jakie dane mi było przeczytać na Blogu Nawiedzonego. Wiem, że wynikały tamte słowa z doświadczeń bezpośrednich autora ale uogólniając je jako opinię o wszystkich jest dla nas w jakimś stopniu krzywdzące. Trochę też nie rozumiem drwiącego tonu wskazującego jako guru muzyczne pewnego prezentera trójki. Pragnę przypomnieć, że takim samym guru był Beksiński do którego Nawiedzony ma stosunek bardzo pozytywny. Podobnie Niedźwiecki i Mann i Fabiański. Zresztą lata 90te przyniosły także osobowość radiową w lokalnej stacji poznańskiej w osobie samego Nawiedzonego. Tym bardziej nie rozumiem pomniejszania roli prezenterów muzycznych kształtujących w jakiś sposób gust muzczny u słuchaczy.

Koniec wpisu na Blogu Nawiedzonego to cytuję: Reasumując, nie pojmuję "fenomenu muzyki dla ubogich", bo albo się muzyką kocha i inwestuje jak w uczucia dla osoby najbliższej, albo daje kopa w dupę. Po co stosować jakieś środki zamienne.Najlepiej mam ja, od zawsze kupuję winyle i kompakty, nie ulegam panującym modom, a taśmom konsekwentnie mówię - nie!

No cóż. Najedzony nigdy nie zrozumie tego co chodzi głodny. Wyrażona opinia aż trąci poczuciem wyzszości nad wszystkimi tymi którzy w latach osiemdziesiatych chodzili do pewexów by powąchać zapach w sklepie. Ewentualnie wyciągali z kieszeni równowartość dwóch dni pracy (dzisiaj to by było około 300 zł na obecne) i kupowali u konika dolara by kupić badziew kasetę, by móc później ją zagospodarować i posłuchać tego co Nawiedzony miał jak pisze na wyciągniecie ręki.Pewnie szkoda nam było kasy bo można było przecież kupić płytę za dwutygodnowe pobory zamiast tej namiastki. Ale jak sam twierdzi albo muzykę się kocha albo ma się ją w dupie. Zreszta w dalszym ciągu w większości z nas pomimo tego, ze od lat kupujemy płyty zawsze będziemy tymi ubogimi co muzykę mamy w dupie. Który z nas bowiem w rokku 2014 kupił 80 nowych płyt w wersjach przeważnie limitowanych ? Dowód na to, że jak się kocha muzykę to można, tylko nie wszyscy mają takie dochody i nie dla każdego muzyka na płytach to praca zawodowa. Mój wniosek po przeczytaniu "byle nie szpule i kasety" jest jeden. Jestem ubogi i muzykę mam gdzieś bo korzystałem z kaset magnetofonowych (Nawiedzony nic nie wspomniał o legalnych oryginalnych kasetach ale domyslam się, że też ich nie lubił no może nie zarzucał tylko piractwa, chociaż na naszym rynku ciężko było kupić oryginalną kasetę).Zakładam, że absolutnie Nawiedzomy nie zamierzał nikogo obrażać w swoim wpisie ani upokarzać a jedynie w radykalny sposób przedstawić swoją opinię i to w sposób dosadny. Niestety używając określeń typu kalectwo, ubodzy itp bezpośrednio odnosi się do osób które w jakiś sposób emocjonalnie związani byli z tamtymi czasami i możliwościami. Nie nazywałbym też kręceniem wałków nadawanie w wieczorach płytowych muzyki, którą myśmy nagrywali.To nie były wałki a wręcz pewnego rodzaju misja edukacyjna nie różniąca się niczym od tego co sam robi na falach eteru.(wiem, w Nawiedzonym nie puszcza się całych płyt a przynajmniej nie jednego wieczoru) Wałki według mnie to były na giełdzie płytowej, gdzie wciskano "podrasowane" zniszczone płyty za cenę równą połowie wypłaty. Oczywiście absolutnie nie sugeruję tu działań nikogo konkretnego ale do tej pory wspominam kupiony za ciężko i długo odkładane pieniądze album Chucka Berrego, który przeskakiwał w dwóch miejscach na każdej stronie. Miałem wtedy 15 lat i dwa dni ryczeć mi się chciało (może nie tylko chciało). Dla nieświadomych informacja. Na giełdach nie było możliwości odsłuchania płyt. Reklamacja ? - śmiech na sali.

Po co to wszystko piszę. Zaintrygowało mnie spostrzeżenie i to według mnie ciekawe i prawidłowe odnośnie świadomosci ludzi co do powszechnego przyzwolenia na piractwo i wskazanie tymm samym jednego ze źródeł. Przyznam się, że umknęło to mojej uwadze jako pewnego radzaju przyczynie tego zjawiska. Drugi powód to walka z pewnymi uogólnieniami w których przedstawiając swoje zdanie jednoczesnie ocenia się innych. Przy czym oceny te artykułowane są na poziomie drwin i kpin. Dokładając do tego informację, że tekst Nawiedzony napisał pod wpływem rozmów ze znajomymi lub kolegami przyjąć należy, że taką jak napisał opinię o pewnych ludziach ma również o tych którzy go zainspirowali. Nie byłem to ja ale muszę uważać co mówię ;-)

Tekst ten nie powstał w celu pogorszenia stosunków między mną a Nawiedzonym. Nadal uważam go za autorytet muzyczny i osobę o bardzo wysokiej kulturze języka polskiego no i oczywiscie dobrego kolegę. Lubię z nim rozmawiać bo w przeciwieństwie do sporej grupy ludzi w dyskusji używa argumentów a to powoli jest mało stosowana forma w rozmowie, na rzecz epitetów.Jest osobą nad wyraz usposobioną przychylnie do ludzi i bardzo tolerancyjną, choć nie zawsze to wynika z jego wypowiedzi. Szanuję jego poglądy (mamy wiele nawet spójnych) ale czasami jak rasowy dyskutant lubię wsadzić kij w mrowisko. Mam nadzieję, że nie zostanie to odebrane jako atak a jako głos w sprawie..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz