sobota, 2 lutego 2013

Inka, Lilly, Snoopy, Alergia, Peggy Sue i Betty

Dzisiaj nie o muzyce, bo nie tylko nią człowiek żyje.. chociaż czasami....

Do zrobienia tego wpis trochę przyczynił się zaprzyjaźniony i chyba znany wszystkim i tu zaglądającym blog , w którym to w ujmujący sposób pokazał swoje rozmiłowanie do psiaków Nawiedzony. U mnie chyba od zawsze był pies w rodzinie, tzn od okresu gdy jako rodzina zamieszkaliśmy sami. Nasze pieski zawsze posiadały zbliżony rodowód. Przeważnie były to zwierzaki porzucone i adoptowane przez nas ze schroniska lub różnych fundacji zajmujących się takimi sprawami. Wpierw pojawiła się sunia będącą mieszanką jamnika z czymś bliżej niesprecyzowanym. Efektem tego był piesek wyglądem przypominający "przegubowca" ale nieposiadający głównej cechy tej rasy - owej długości.Przywieźliśmy ją z poznańskiego schroniska dla zwierząt jako szczeniaka. Nadała jej imię córka - Inka. Nieszczęście jej polegało na tym, że wyjątkowo ciężko znosiła rozstania z nami gdy szliśmy do pracy. Pewnego razu będąc pod opieką u mamy na ogródku działkowym uciekła w celu odnalezienia nas. Zginęła na ul. Piątkowskiej wpadając pod samochód. Nacieszyliśmy się nią niecały rok. Lekarstwem okazała się kolejna sunia Lilly. Była mieszanką teriera szkockiego. Roboczo nadaliśmy jej rasę Terier Koronny z uwagi na jej miejsce zamieszkania. Jakość nikt nigdy nie zakwestionował gdy podawałem nazwę tej rasy.Zachęcam wszystkich do nadawania nazw ras kundelkom bo w końcu dlaczego one mają być pozbawione szlachetności ? Lilly okazała się nad wyraz ułożonym psiakiem, przy okazji nie zatracając swojej rogatej natury. Bywała z nami wszędzie.U znajomych, na wakacjach. Nawet potrafiła kamuflować się we wszelkich lokalach gastronomicznych, włączając w to dość eleganckie restauracje czy kawiarnie.Po naszej przeprowadzce "na wieś" dołączył do niej nasz kolejny czworonóg. Tym razem był to pies i pochodził z hodowli psiaków w Wirach koło Poznania.Jego pech polegał na tym, że mamusia labradorka puściła się z ... trudno określić. Efektem tego zbliżenia był psiak podobny do labradora ale będący niewielkiego wzrostu.U nas otrzymał nazwę rasy Labrador czarny miniaturka lub labrador Wirski.Póki co nikt też nie kwestionuje gdy podaję jego rasę.Z uwagi na wścibskość i wszędobylskość otrzymał wdzięczne imię Snoopy. I tak przez ostatnich sześć lat miałem w domu dwa wspaniałe psiaki.Lilly uczyła go cwaniactwa a on odwdzięczał się jak mógł, choćby wylizując jej ropkę z oczu. Nie odstępował jej na krok. Gdzie była ona tam on. 
 


Lilly - Terier Koronny - miłośniczka piłek, restauracji, opalania się na pełnym słońcu. 
Nazywana u nas w domu również cwaniarą

Snoopy - Labrador czarny miniaturka - potocznie nazywany również Lelochem z uwagi na wieczne pragnienie głaskania i przytulania . Miłośnik wieczornego szczekania w ogrodzie. Pasjonata wszelkich stworzeń. Opiekuńczy i skory do ciągłych zabaw.

W listopadzie Lilly musiała być uśpiona z uwagi na chorobę nowotworową i jej męki z nią związane.Tego samego dnia od razu pojechaliśmy po koleją psinkę. Baliśmy się, że Snoopy bez towarzyszki nam zmarnieje.Pojawiła się kolejna pochodząca z fundacji zajmującej się adopcjami zwierzaków psinka. Peggy Sue, bo tak ją nazwaliśmy była (nadal jest) kilkumiesięczną sunią po przejściach (prawdopodobnie była gdzieś bita, męczona ? Ma traumę  ale powoli jej mija). Ma najwięcej cech z owczarka pomijając jej kudły. Wyjątkowo bała się mężczyzn, wiec sporo dni upłynęło, gdy po raz pierwszy do mnie podeszła sama. Ze Snoooim stworzyła doskonałą parę a jej młody temperament nie pozwolił owemu rozmyślać o stracie poprzedniej towarzyszki. Nam też było łatwiej bo sunia wymagała sporej naszej uwagi na początku pobytu. Cały czas skora do zabawy z nim nie daje mu chwili wytchnienia do teraz.W grudniu moja żonka wpadła (za moimi plecami) na pomysł sprowadzenia do domu jeszcze jednego psa. Wciągneła się w strony internetowe różnych fundacji pomocy dla zwierząt i jak przeczytała o likwidacji schroniska postanowiła wziąć na przechowanie jako dom tymczasowy roczną suczkę.Byłem przeciwny takim pomysłom bo zdawałem sobie sprawę, że ciężko będzie po okresie kilku tygodni pozbyć się psa i to nawet wiedząc, że biorą go dobrzy ludzie. Stało się. Nasze rodzinne stado powiększyło się o Betty (wcześniej czarnulka - później Negra). Po dwóch tygodniach pogodziłem się już z tym, że od tej chwili mamy już trzy psiaki.Trochę zacząłem się obawiać przypadłości Willaski i Bardottki. Kilka miesięcy współczucia dla różnych stworków mojej małżonki i sam zacznę prowadzić schronisko. Byłem jednak twardy i ogłoszenie o możliwości adopcji w necie zamieściliśmy. Betty wzbudziła zainteresowanie i tak po niecałym miesiącu utraciłem, kto wie czy nie najmądrzejszego psiaka jakiego miałem i będę w przyszłości miał. Fakt, że jej umiejętności przysporzyły nam pewnych problemów. Sama potrafiła sobie otwierać drzwi od domu, furtkę od wyjścia na ulicę, spiżarnię. Rozpakowywać paczki dostarczane przez kuriera z psimi przysmakami, typu wędzone nóżki kurczaka. Kuchnia dla niej nie miała tajemnic a zwłaszcza zawartość na piecu i blacie kuchennym.Stwierdziłem nawet, że jej zdolności były chyba jedynym powodem dla których nie wycofałem ogłoszenia.

 Betty - wcześniej nazywana Czarnulką a przez obecnych właścicieli Negrą

Zbyt mądra na naszą rodzinę.....

Wiem, że to szło by ułożyć u takiej jeszcze w miarę młodej suczki ale z drugiej strony był jeszcze inny powód. Przy moich dwóch małych psiakach ona była olbrzymia i cały czas próbowała być numerem jeden a może po prostu tak to wyglądało. Podczas witania czy zabaw z nami pozostałe nie mogły się przepchać bo były za słabe. To był raczej pies do tego by być w domu u człowieka sam i samemu brać całą miłość i samemu dawać swoje oddanie. Potrafiła zdominować całe stadko i zawłaszczać naszą uwagę tylko dla siebie. Rozstanie trzeba było przeboleć. Powiedziałem sobie - nigdy więcej czegoś takiego by dobrowolnie przywiązywać się do stwora a później żałować jego odejścia. W sposób świadomy tak postępować by sobie robić ból ?  Nigdy więcej. Obecnie jestem pełen obaw, gdyż od pewnego czasu ponownie obserwuję zwiększoną aktywność mojej żony na pewnych stronach...  czyżby nowy pomysł o którym dowiem się po fakcie ?

Snoopy i Peggy Sue - duet wiecznych wspólnych zabaw.


 Czarne bractwo wzajemnej adoracji - Snoopy, Peggy Sue i  Betty

Swego czasu równolegle z psiakami miałem jeszcze kotkę przygarniętą. Niestety mieszkając przy ruchliwej drodze liczyć należy się z tym, że nie przetrwa zbyt długo. Udało się jej aż osiem miesięcy. Straszny był smutek po niej. Nawet z psiakami potrafiła się jakoś dogadać. Postanowiliśmy więcej kotów nie mieć by ich nie narażać. Tutaj w okolicy mało który żyje dłużej niż kilka miesięcy.


              Nasza pechowa kotka Alergia (imię wymyśliła córka która ma uczulenie na kotki)

Odrywając się od tematyki psiaków. Zaczynam powoli dostosowywać się do 400 godzin pracy miesięcznie.Myślę, że i moja aktywność na blogu powoli zacznie rosnąć. Kupiłem sobie wreszcie kilka płyt i ponownie odczuwam radość ze słuchania muzyki. Zwłaszcza, że nabyłem polską płytę która od pewnego czasu była moim numerem jeden na liście życzeń. Co prawda póki co klimaty nachodzą mnie głównie na dźwięki łatwe i przyjemne ale to już coś. Biorąc pod uwagę, ze jeszcze dwa tygodnie temu włączenie gramofonu nie wywoływało żadnych emocji pozytywnych - no może sen, to wszystko podąża w dobrą stronę.Niebawem relacja z ciekawej kilkudniowej  zimowej wycieczki... w zasadzie czekam za fotkami z niej bo one odegrają istotną rolę.


Peggy Sue - "Owczarek Kierski" miłośniczka miłośniczek do psów. Za swoją panią uważa tylko na razie moją żonę, dzięki której zresztą u nas się pojawiła. Uwielbia długie bieganie po mrozie, kopie doły. Chyba szczeniak po części rasy Husky. Według mnie matką była jakaś kotka bo charakter ma koci.Chodzi swoimi drogami i robi co chce i kiedy chce. Oporna na wszystko jeśli jej coś nie w smak. Na razie młoda i głupiutka. Zobaczymy co z niej wyrośnie.

P.S. Zdjęć Inki naszego pierwszego pieska, który zginął pod kołami samochodu nie posiadam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz