poniedziałek, 9 stycznia 2012

Electric Light Orchestra - Time (1981) - recenzja




W jaki sposób wybrać się motyką na księżyc ? To proste wziąć i napisać dobrą i zadowalającą wszystkich recenzję płyty Electric Light Orchestra - Time.Obie rzeczy są na równi wykonalne. Można się spierać długo o to czy jest to najlepsza płyta tego zespołu czy nie . Być może faktycznie najlepszą jest jedna z wcześniejszych jak choćby Out of the Blue.Można się spierać także o to ile w tej płycie jest jeszcze rocka a ile już muzyki disco.W ogóle można podważyć nawet to czy ta płyta to jeszcze ELO czy juz tylko Jeff Lynne ? Według mnie czynione zarzuty oraz powstające wątpliwości są zasadne ale postanowiłem,żę nie będę się nimi zajmował.Płyta "Time" była tym samym dla ELO co dla Pink Floydów - The Wall. Płytą najbardziej genialną w całej swojej dyskografii, aczkolwiek chyba jednak od strony artystycznej nie najlepszą. Geniusz tej płyty polega (oprócz samej muzyki o czym będzie za chwilę), na tym że jak żaden inny album idealnie trafił w czas. Wstrzelił się swoją stylistyką tuż przed eksplozją New Romantic ale już po największej fali punka i new wave.Co ciekawe, świat był gotowy już na zmiany. Owszem z historii wiemy, że moda poszła bardziej skrajnym torem kreując new romantic jako ten główny nurt."Time" wpisuje się doskonale w swój czas.W zasadzie to właśnie ta płyta muzycznie otwiera ósmą dekadę od strony tego co nas będzie czekać. Znowu można by dyskutować o tym, że romantycy byli szybsi i im się należy pierwszeństwo. owszem byli ale to ELO trafiło do szerokiego odbiorcy.Teraz czas na trochę banałów ale bez nich całość tego tekstu nie byłaby kompletna.

Płyta jest concept albumem co w sferze muzyki popularnej raczej było nowością. Wszystko co zostało na niej nagrane jest autorstwa frontmana i już lidera zespołu Jeffa Lynna (z naciskiem na słowo " już"). Ogólnie całość jest o poszukiwaniu siebie, zagubieniu w przyszłości ale także o nadzieji i wierności sobie samemu. Płyta pojawiła się w sierpniu 1981r ale ja kojarzę ją dopiero z rokiem 1982 bo wtedy ją poznałem.Pamiętam szok jaki doznałem pierwszy raz ją słuchając.Była tak inna od wszystkiego co słuchałem do tej pory pod względem brzmienia, że nie da się tego opisać.Teraz juz wiem, że za tym stało użycie po raz pierwszy w świecie magnetofonu o 32 ścieżkach (do zapisu komecyjnego),ale wtedy zastanawiałem się dlaczego inni tak nie grają tzn, tak nie brzmią.

Płytę otwiera "Prolog", który nas przenosi  w czasie do roku 2095 i po chwili fajnym efekciarskim przejściem perkusyjnym następuje pierwsza eksplozja a mianowicie utwór pod tytułem "Zmierzch".Schodzisz ku mnie przez niebiosa, zmierzch, chciałbym się zatrzymać, zmierzch dałem czas by skradli moją pamięć. To fragment pochodzący z piosenki "Twilight", którą przez lata najbardziej ceniłem z całości tego albumu.Piosenki praktycznie na całym albumie nie posiadają tzw. ścieżki ciszy pomiędzy utworami tak więc w tle jak echo pobrzmiewa jeszcze końcówka, gdy brutalnie z bardo mocną dynamiką pojawia się "Yours truly, 2095". Tutaj juz nie mamy wątpliwości.Jestesmy w 2095r i znajdujemy się na pokładzie wahadłowca do tego ze wszystkim innym dobrodziejstwami i osiągnieciami XXI wieku.Oprócz tej całej technologii mamy jednak coś co różni nas od maszyny i komputerów.Własne marzenia, pamięć i tęsknotę do drugiego człowieka.W tej piosence Jeff już prorokuje coraz większe uzależnienie ludzi od komputerów.Nawet już przestrzega nas przed tym zadając pytanie "Czy tego właśnie chcesz ? " Takiego życia gdzie miłość produkowana jest przez IBM ? Zresztą sam tytuł "Twój prawdziwy, 2095" oznajmia nam, że bohater pozostaje dalej człowiekiem, pomimo roku 2095.Po tych dwóch petardach muzycnych pod względem brzmienia i dynamiki nadchodzi wreszcie ten czas na wyrównanie nastroju i zwolnienie tempa.Pojawia się pierwsza absolutna perła nad perłami. "Ticket to the moon". Jakże obecnie jest bliski mi ten tekst.Posłuchajcie jak Jeff nostalgicznie i z potężną dawką romantyzmu juz w 1981r potrafił zaśpiewać o latach 80tych.Pamiętam stare poczciwe lata '80, Gdy wszystko było nieskomplikowane, Chciałbym móc wrócić do tamtych czasów, Dostałem bilet na księżyc.To tylko fragment ale cały tekst jest przepojony tęsknotą za młodością.Trudno jest po wysłuchaniu tej piosenki przejść ot tak sobie od razu do kolejnej.Lynn to czuł, dlatego po tym monumencie postawił na muzykę lekką , łatwą i przyjemną. Kompozycja brzmi jakby wyszła spod palców McCartneya i Lennona, zresztą nawet beatlesowskie patenty z chórkami zostały zachowane w niej bardzo wyraźnie.Ta lekkość całości od strony muzycznej okraszona jest jednak ważną kwestią jakim jest sens życia i zagubienie i ponownie odzywa się tu tęsknota za początkiem lat. 80tych. Cechą wspólną dla większości tekstów jest adresat wszystkich słów.Wynika z nich, że jest nim często tajemnicza dziewczyna, choć występuje w różnej roli : sumienia, idealizowanej postaci, pragnienia miłości.Utwór zamykający w oryginale, czyli na płycie winylowej stronę A to "Another Heart Breaks".Utwór instrumentalny. Pamiętam, ze w radiu tlumaczono to jako "Kolejny atak serca" ale równie dobrze może to oznaczać kolejny zawód i złamane serce.W podkładzie mamy co prawda bicie serca nadający zresztą rytm utworowi, ale z uwagi na kontekst całego albumu skłaniam się bardziej do tłumaczenia o incydencie sercowym "wziętym" uczuciowo a nie medycnie. Choć liczanie bić też jest wymowne.No i znaleźliśmy się na drugiej stronie.Po kilku trzaskach (płyta wszak od 1981r "kilka" razy została posłuchana) słyszymy szum deszczu i zaczynają płynąć dźwieki za jakie ludzie Jeffa pokochali bezgranicznie.Specyficzne połączenie bardzo czystego niesiłowego wokalu z piękną melodią oraz z tekstem, który wydaje się idealnie wpasowany w muzykę. Oczywiscie jest to kolejna kompozycja nasączona tęsknotą. Tutaj po raz pierwszy pojawia się próba odmiany, powrotu,uczynienia czegoś co by mogło zmienić to wszystko co przyniosły nowe czasy. "From the end of the world" to próba sprzecznych emocji,pojawiającego się dysonansu oraz również chęć nawiązania kontaktu, stąd informacja o wysłaniu swojego snu z końca świata.Ten utwór to zmutowany syntezatorami rock n roll.

Praktycznie gdyby w tym momencie się skończył album i tak byłby już doskonałą całością. Mniej więcej w tej okolicy czasowej większość rewelacyjnych albumów legnie. Tutaj absolutnie nie obserwujemy spadku ani zmęczenia słuchania. Chciałoby się tylko krzczeć: jeszcze, jeszcze.. A to "jeszcze" to aż cztery kompozycje."Gasną światła" będącą krytyką życia jakie nam szykują inni w przyszłości. Przynajmniej ja tak odebrałem te słowa: All your dreams have flown away a także "Oto nowiny" czyli kolejna krytyka życia w pędzie w natłoku informacji i wszędobylskiego szumu medialnego.Utwór bardzo dynamiczny i pamiętam, że lansowany w owych czasach. Dla mnie to najsłabszy punkt tej płyty o ile w ogóle można cokolwiek na niej nazwać czymś słabszym.Po tym chaosie informacyjny z "Here is the News" następuje kulminacyjny moment tego albumu. Otóż absolutnie dla mnie numer jeden tej płyty; Powinienes być taki szczęśliwy. Powinieneś być tak radosny Wiec czemu jesteś taki samotny,jesteś człowiekiem 21 wieku. Tak to własnie fragment tekstu "21st Century Man" Spotkałem się z opinią ,że piosenka powstała jakoby w hołdzie Johnowi Lennonowi po jego smierci i celowo jest w klimacie Lennonowskim.Trudno mi się odnieść do tego, choć John też stworzył człowieka ale takiego "z nikąd" .W tym utworze w zasadzie nastepuje wewnętrzna przemiana, odrzucone zostaje zakłamanie i następuje ogólne rozczarowanie przyszłością.Pomimo nadziei która bije i z tekstu i z muzyki Jeff zapragnął by płyta dostarczyła pozytywnego kopa i stąd pomysł by zaraz po lekko nasączonym patosem "człowiekiem z XXI wieku" wylecieć z rock n rollem o rodowodzie czysto rockabilowym o realizacji a w zasadzie zagrzewającym do realizowania swoich marzeń "Hold on Tight".Swoistym smaczkiem jest użycie we fragmencie tekstu języka francuskiego (ponownie odwołanie do Beatlesów - Michele). Piosenka "Hold on Tight" stała się w owych czasach największym przebojem z tej płyty. Dziś jakby z całości najbardziej trąci myszką ale trzeba dodać - od pierwszej nuty do ostatniej to materiał skazany na sukces i wielki przebój. Całość płyty zamyka Epilog (skoro był Prolog) spinając w jedną klamrę całość.W epilogu mamy ponowne nawiązanie do piosenki "Czlowiek XXI wieku" zarówno muzycznie jak i tekstowo i jak na epilog przystało niesie nam podsumowanie wyrażone w tekście :"Powinieneś być szczęśliwy i zadowolony - człowieku 21 wieku. Chociaż myślisz o przyszłości to ciągle błądzisz po ścieżkach swego smutku"

Od czasu gdy poznałem tą płytę mija 30 lat. Od 30 lat jest to dla mnie najważniejsza płyta życia.Produkt doskonały - skończony - kompletny. Genialny od strony realizatorskiej jak i artystycznej, choć artyzm zbudowany tu jest na kiczu.Ale kiczu nieświadomym gdyż w owych czasach raczej zabieg ten nie był celowy a sama płyta wyznaczała wielki krok naprzód. Niestety, świat poszedł inną drogą. Jeff nigdy juz nie powtórzył sukcesu płyty "Time" mimo, że kolejna należała również do udanych. To już nie był ten czas. Dalsze losy tej płyty są dla mnie niezroumiałe. W większości rankingów światowych płyta jest pomijana na korzyść wcześniejszych dokonań.Sam Jeff na koncertach omija wykonywanie piosenek z tej płyty. No cóż uważam, że Jeff nie ma się czego wstydzić, bo przyjdą jeszcze czasy, może właśnie w tym 2095r, że album ten przezyje swoją kolejną młodość.

Lista utworów (winyl):


strona A

Prologue – 1:16
Twilight – 3:42
Yours Truly, 2095 – 3:11
Ticket to the Moon – 4:07
The Way Life's Meant To Be – 3:48
Another Heart Breaks – 4:38

strona B

Rain Is Falling – 3:55
From The End Of The World – 3:16
The Lights Go Down – 3:33
Here Is The News – 3:50
21st Century Man – 4:03
Hold On Tight – 3:18
Epilogue – 1:31

Dodatkowe utwory na wydaniu z 2001r (wersja już cd):

"The Bouncer" - 3:14 (B-side to "Four Little Diamonds")
"When Time Stood Still" - 3:33 (B-side to "Hold On Tight")
"Julie Don't Live Here" - 3:42 (B-side to "Twilight")

Wydana została w sierpniu 1981r a nagrano ją w składzie Jeff Lynne, Bev Bevan, Richard Tandy, Kelly Groucutt. producentem oczywiście sam Jeff Lynne a nagrania dokonano jak to było wtenczas modnie w Niemczech.Wydana został wpierw w Stanach a w Anglii miesiąc później.W USA otarła się tylko o listy hitów zaś w Europie poszalała na całego. U nas w kraju piosenki z tej płyty gościły na liście przebojów programu I (Trójkowej listy jeszcze nie było). Płyta była promowana przez ELO trasą koncertową Time tour

(pierwotnie tekst zamieściłem na forum 80s.pl)

1 komentarz:

  1. Właśnie słucham Time i mój błogi stan zmącił jedynie brak spacji po kropkach w powyższej recenzji. Weźcie to poprawcie, bo oczy bolą.

    OdpowiedzUsuń