poniedziałek, 23 stycznia 2012

No Video - Money killed the radio star


Przewrotnie sparafrazowałem tytuł piosenki grupy The Buggles z 1979r, która to proroczo głosiła o tym jak to teledyski niszczą radiowe gwiazdy .Nadchodziły właśnie lata 80te a wraz z nimi potęga MTV, która w sposób brutalny obnażała niedociągniecia estetyczne artystów. Rozpocząła się era ślicznych chłopców i pięknych dziewcząt. Artysta by przeżyć w show biznesie musiał albo ładnie wyglądać albo też dysponować talentem zdecydowanie większym od innych (w domyśle od tych ładnych).Zgrabne połączenia talentu z urodą również się zdarzało i to nawet często jednak normą to nie było..Świat przyjął te reguły, bo telewizja to była, jest i będzie największa siła a zarazem także i oręże wszelkich grup, chcących wycisnąć kasę od ludzi. Lata dwutysięczne poprzez dopracowanie systemów manipulacji, jeszcze z większym impetem wkroczyły w nasze życie. Staliśmy się konsumentami a nie grupą społeczną. Rozpocząła się walka o pieniądze i to tylko z pozoru wyglądająca na szow biznes. Podstawą wszystkich działań mediów stało się osiągnięcie maksymalnego zysku przy jak najniższych kosztach.Z początku było to nawet atrakcyjne dla nas odbiorców. W eterze pojawiły się piosenki z aktualnych notowań list światowych, co było w pewnym sensie nowością, gdyż jak przypomnimy sobie lata 80te, wszystko prawie docierało z miesięcznym lub nawet i rocznym opóźnieniem. Audycje były prowadzone w szybkim tempie, okraszone mniej lub bardziej trafnym żartem.Wszystko było OK, bo w dzień gdy i tak nie ma zbytnio czasu na delektowanie się słowem i skomplikowaną muzyką taka forma była do przyjęcia. Po południami i wieczorami kwitło zaś, życie radiowe w formach audycji autorskich.Od pewnego czasu obserwuję  zjawisko niepokojące.Radia zostały opętane dwoma czynnikami : zyskiem i słuchalnością (to od niej zależą ceny reklam ale nie tylko, również od niej zależy cena nadawania piosenek).Tajemnicą nie jest fakt, że aby piosenka weszła na tzw. play listę radiową musi być opłacona przez wytwórnię płytową.Skończyły się bezpowrotnie czasy prezenterów radiowych, którzy do studia przynosili ciężko zdobyte płyty.W to miejsce zatrudniono ludzi, którzy są przyuczeni do obsługi komputera. Wyznaczono im pakiet muzyczny, który musi być nadany w ciagu doby kilkakrotnie.Bank tych piosenek to zazwyczaj w porywach 40 utworów i mówimy teraz o najpopularniejszych stacjach typu Radio Z, RMF fm czy też "wciąż te same nudne przeboje FM".Stąd właśnie wzięła się opinia, że radia grają ciągle to samo.Wszytko spowodowane jest tym, że spece od marketingu mediów zbadali, że przeciętny słuchacz radia słucha audycji tylko jedną godzinę dziennie. Cały więc profil ukierunkowany jest  na takiego odbiorcę.Ważne by w ciągu tej godziny nie powtórzyło się nic. Oceniono, że pozostali tworzą niszę i nie mogą być brani pod uwagę.Dla nich pozostawiono te coraz mniej liczne audycje wieczorne i nocne.Jednak także i tu wyrachowanie bierze górę.Większość stacji radiowych zatrudnia do prowadzenia audycji autorskich ludzi czujących w sobie potrzebę pełnienia misji.Wykorzystują ich pasję, wiedzę, umiejętności a także haryzmę do wzbogacania programu i zwiększenia jakości. Częto są to ludzie, którzy nie są w ogóle opłacani a ich byt w radiu określa możliwość dostąpienia zaszczytu pracy radiowca i co najważniejsze, umożliwienie samorealizacji w pełnionej misji.Tylko my słuchacze łapiemy się za głowy jak docierają do nas co jakiś czas sygnały o kolejnych audycjach zamykanych.Powód takich dzialań zazwyczaj jest jeden - słuchalność.
Przy czym badania prowadzone odnośnie niej to zazwyczaj ankieta rozprowadzana w grupie docelowej.Od wyboru grupy zależy wynik badania.

W zeszłym tygodniu w radiostacji poznańskiej radia Merkury po raz ostatni nadano audycję "Noc u Berniego". Audycję w pełni autorską propagującą w dużej mierze muzykę środka lat 80tych.Oficjalnych powodów dla których audycja została zdjęta nie znam. Ponoć głównym tłumaczeniem jest kryzys. Odnoszę jednak wrażenie, ze powód to potrzeba wygospodarowania czasu antenowego na coś co przyniesie wymierny zysk. Słuchacz to sprawa drugoplanowa.Kto zarządza radiem ? Przecież, że nie miłośnik muzyki i słowa mówionego a sprawny zarządca majątkowy. "Noc u Berniego" to przykład z ostatnich dni ale nie jest to pierwsze takie działanie i nie ostatnie. Musimy się liczyć z kolejnymi odejściami. Dbajmy więc o to co pozostało jeszcze i walczmy o swoje.Chociaż zdaję sobie sprawę, że dopóki będzie panowało przekonanie w biznesie, że istnieje coś takiego jak profil słuchacza walka będzie skazana na porażkę.Bzdury więc wyspiewywał swego czasu zespół The Buggles, że to wideo zabija gwiazdy radiowe bo tak naprawdę to śmierć ponoszą one ze strony pieniędzy, które stały się jedynym już wyznacznikiem bytu radiowego.

Czasami nachodzi mnie taka refleksja. Co by było gdyby śp. Baksiński dożył takich czasów ? Kto wie czy nie prowadziłby swojej audycji na częstotliwościach radia eskarock i nie nadawał muzyki z plików, których emisję opłaciła firma płytowa.Przecież trzeba za coś się utrzymać... Nie , ta refleksja to chyba w przypadku Tomka sterta bzdur. Niemniej stara prawda głosi że są rzeczy ważniejsze niż pieniądze tylko niestety trzeba mieć pieniądze by je kupić.Aż boję się pomyśle co by było gdyby słuchalność radia Afery w godzinach nocnych niedzielnych była na oszałamiającym poziomie ilościowym. Założę się, że przeprowadzono by badania rynkowe odnośnie tej słuchalności i wykazano by, że są to ludzie o preferencjach rockowych z ukierunkowniem na klasyczne hity.Grupę docelową pewnie znaleziono by wśród bywalców dyskotek ;)
Na pewno znalazłby się pomysłodawca w zarządzie, który postawiłby ultimatum. Albo audycja będzie zawierała określoną liczbę standardów rockowych albo wynocha, bo na to miejsce potrzeba kogoś kto zrealizuje plan a nie swoją misję.Na całe szczęście radio Afera to rozgłośnia niszowa i niech taka pozostanie. Niech słucha jej tylko jakiś procent ludzi, ale niech to będą słuchacze, a nie przypadkowi kierowcy jadący w nocy na dworzec odebrać dziecko.

1 komentarz:

  1. Bardzo trafny komentarz, niestety. Miałem okazję tego osobiście doświadczyć na przykładzie właśnie "Nocy u Berniego". Przy okazji okazało się, jaka jest też taktyka tych stacji na, nawet dość zmasowany protest mailowy. Po prostu nic nie robić i przeczekać aż sytuacja ucichnie. Co tam kilkuset słuchaczy którzy chcą wiedzieć dlaczego... Aż mam ochotę normalnie skrzyknąć ludzi, zaprosić telewizję, i zrobić protest tak żeby o nim było naprawdę głośno, może wtedy ktoś chociaż raczył by odpowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń